Następnego dnia Hermionę
obudziło pukanie w szybę. Zaspanymi oczami spojrzała w tamtą stronę i od razu
poderwała się z łóżka. Za oknem zobaczyła szarą sowę o przeszywającym
spojrzeniu. Otworzyła okno a zimny listopadowy wiatr omiótł jej twarz, od razu
sprawiając, że dziewczyna rozbudziła się bardziej. Delikatnie odwiązała list
przyczepiony do nóżki sowy. Szybko przebiegła wzrokiem o kartce i tak jak się
spodziewała, stwierdziła, że było to wezwanie do Ministerstwa Magii w sprawie
Teodora Nott’a. Poczuła lekki strach. Miała stanąć przed całą radą Wizengamotu
i opowiedzieć o tym wszystkim co się w tedy tam stało. I co ma powiedzieć ?
Przecież, praktycznie ona nic nie wiedziała. Usłyszała tylko jak Draco jest do
czegoś zmuszany i zobaczyła ich obu. W prawdzie, dowiedziała się wszystkiego od
samego oskarżonego. Dobra, dam sobie
radę. W końcu jestem Hermina Granger. – pomyślała, po czym poszła do
łazienki. Wzięła szybki prysznic w gorącej wodzie nie mocząc włosów, umyła
zęby, musnęła rzęsy tuszem a usta błyszczykiem i owinięta w pomarańczowy
puchowy ręcznik wróciła do pokoju. Z szafki wyjęła czarne rurki, bordowy sweter
trochę potargany przy końcach i przebrała się. Na nogi wciągnęła czarne
trampki. Włosy splotła w warkocza i przerzuciła przez lewe ramię. W uszach
miała czarne, drobne wkręty a na nadgarstku skromną bransoletkę z czarnych
rzemyków. Wyglądała dobrze, tak dziewczęco. Zauważyła, że po wojnie zaczęła
bardziej zwracać uwagę na swój wygląd. Wcześniej tak ją to nie interesowało,
ale kiedy wojna się skończyła i miała pewność, że jej życie będzie już spokojne
postanowiła zmienić i siebie. Miała jeszcze zacząć ćwiczyć, ale jest na to za
leniwa. Kiedyś zacznie, tylko jeszcze nie teraz. Spakowała książki na
dzisiejsze lekcje po czym popsikała się jeszcze ulubionymi perfumami. Już miała
wychodzić na śniadanie kiedy ostatni raz spojrzała za okno. Śnieg padał tak
delikatnie. Nie było wiatru więc wszystko było doskonale widać. Hermiona
cieszyła się, że temperatura na zewnątrz jest na minusie, ponieważ śnieg się
utrzymywał. Po chwili otrząsnęła się i ruszyła na śniadanie z delikatnym
uśmiechem. Szybko zjadła i ruszyła na pierwszą lekcje, jaką była Transmutacja,
później przerwa i Starożytne Runy. W prawdzie trochę dziwiła się planowi tych
zajęć. We wcześniejszych latach wybierało się na szóstym roku przedmioty, z
których chciało się zdawać. Teraz zrobili wszystkie przedmioty, które były od
pierwszej klasy, jedynym wyjątkiem było latanie. Na każdy przedmiot była
poświęcona godzina, czyli dziennie mieli tylko dwie lekcje. Z jednej strony to
dobrze, bo mają więcej czasu na przygotowanie się to egzaminu, ale i tak
większość zacznie się uczyć tydzień przed. W prawdzie jest zasada, że na
lekcjach musisz być, ale odrabiania zadań domowych nie masz obowiązku. Chory
system. Doszła pod klasę jako jedna z pierwszych. Z braku lepszego pomysłu
wyjęła podręcznik i zaczęła go studiować. Czytając go uświadomiła sobie, że
coraz mniej czasu poświęca nauce. Musiała to zmienić. Przecież teraz będą
święta, czyli też nie będzie miała czasu na naukę jeżeli jej plan wypali.
Wgłębi duszy miała ogromną nadzieje, że wszystko pójdzie po jej myli. Jak na
razie nikt nie wie o jej planach, ale dziś musi powiedzieć Ginny, że nie
przyjedzie tym razem na święta do Nory. Specjalnie zabrała stamtąd wszystkie swoje
rzeczy jak pakowała się do Hogwartu. Nie chciała widzieć zawiedzionego wzroku
pani Weasley. Ta kobieta miała tak dobre serce, że patrząc na jej zawiedzioną
minę czuło się ucisk w żołądku. Dlatego tym razem nie mówiła nic, do dzisiaj.
Nie może z tych planów zrezygnować. Straciła rodziców, nie miała do kogo albo
do czego wracać. Miała tylko ich. Przez jakiś czas mieszkała u Weasleyów, ale
kiedy dowiedziała się, że dom jej rodziców jest na sprzedaż nie mogła
przepuścić takiej okazji. Miała odłożone pieniądze, które dostawała jako
kieszonkowe, ale jakoś szczególnie jej się nie przydawały. Odkupiła dom. Może
bez rodziców, ale na pewno z wieloma wspomnieniami. To tam spędzi pierwsze
święta bez nich..
***
Lekcja Transmutacji minęła szybko. Trochę powtórzeń, parę
nowych rzeczy. W przerwie przed drugą lekcją udała się do biblioteki. Wzięła
parę książek o animagii potrzebnych do napisaniu eseju z Transmutacji.
Przysiadła przy swoim ulubionym stoliku, w najbardziej oddalonym kacie i powoli
zaczęła pisać. Dziesięć minut przed rozpoczęciem kolejnej lekcji schowała
wszystkie książki i poszła pod klasę Starożytnych Run. Lekcja była wyjątkowo
nużąca. Sam wykład, zero pisania. Nie zadano nic. Tylko jeszcze raz przeczytać
i nauczyć się tematu. Zadowolona jak nigdy z końca lekcji Hermiona wróciła do
swojego pokoju. Zdziwiła się trochę ponieważ przez cały dzień nie widziała
żadnego ze swoich przyjaciół. Nawet na lekcji ich nie dostrzegła. Może jej
unikali ? Nie, to niemożliwe, chyba że Ron. Przecież nic nie zrobiła, nie pokłócili
się ani nic. Odrzuciła od siebie na razie tę myśl. Wyjęła swoje dzisiejsze
notatki i za pomocą różdżki zrobiła ich kopię. Te oryginalne zostawiła sobie, a
te przekopiowane miała zamiar zanieść blondynowi, ale to po obiedzie. Wyszła z
dormitorium i najpierw poszła do Pokoju Wspólnego, z nadzieją spotkania Ginny
bądź Harry’ego. Ustała na środku pokoju, a jej uśmiech powiększył się w jednej
chwili. Z kanap przy kominku szeroko uśmiechała się do niej Ginny. Podeszłą do
niej i ucałowała w policzek.
- Gdzie wy byliście cały
dzień ? Nie widziałam was nigdzie – wyrzuciła szatynka.
- Na lekcjach pewnie –
zaśmiała się cicho Ginny – Och Hermiono, cały dzień chodziłaś taka zamyślona,
nie mogłam cię z tego wyrwać – tym razem widząc minę Granger zaśmiała się tak,
że usłyszał ją cały PW.
- Nie prawda – oburzyła się.
- Prawda, prawda – upierała
się – Dobra, nie ważne. Mam nadzieje, że wracasz z nami do Nory na święta ? –
zapytała - Nawet nie myśl, że pozwolę ci zostać w zamku samej. Co to, to nie –
dopowiedziała widząc mój wzrok.
- Ale ja..
- O Harry dobrze, że jesteś –
przerwała mi Ruda. Jej relacje z Harry’m nie uległy szczególnej zmianie. Nadal
się przyjaźnią, spędzają ze sobą czas. Oboje postanowili zapomnieć o tym co
było między nimi, bo oboje stwierdzili, ze tak czy tak by to nie wyszło –
Hermiona nie chce jechać na święta do Nory.
Wiem, to przez Rona. Nie przejmuj się, już ja go przytemperuje, i nie
będzie nawet z Tobą rozmawiać. Albo wiem Powiem..
- Ginny.
-… mamie co on zrobił..
- Ginny – powiedziałam
głośniej.
- …i w tedy na pewno będzie
czuł się głupio i nawet cię przeprosi.
- Ginny cholera jasna –
powiedziała donośnym głosem bo Ruda po raz kolejny chciała zacząć mówić o jej
planach – No dziękuje – dopowiedziała kiedy Weasleyówna w końcu się zamknęła i
zaczęła na mnie patrzeć.
- Wiesz Ginny, mogła być
czasem słuchać innych – powiedział Wybraniec dusząc się ze śmiechu. Ruda tylko
spojrzała na niego z mordem w oczach, tylko po to, żeby za chwile wybuchnąć
niepohamowanym śmiechem. Nie minęła chwila, a wszyscy łąpali się za brzuchy nie
mogąc wytrzymać. Kiedy już się ogarnęli Hermiona zaczęła.
- Nie jadę do Nory ..
- Nawet nie ma takiej opcji –
oburzyła się Ginny.
- Daj mi skończyć, to się
dowiesz wszystkiego i może zmienisz zdanie. Tak w ogóle nie wiem jak Blaise z
tobą wytrzymuje, przecież ty się nie zamykasz. Ale wracając. Nie jadę, ponieważ
święta spędzam w swoim rodzinnym domu. Kupiłam go, kiedy tylko dowiedziałam
się, że jest na sprzedaż. Nie mogłam się oprzeć świadomości, że przynajmniej ta
cześć z mojego życia jeszcze jak miałam rodziców może się nie zmienić –
skończyła, robiąc na końcu mocny wdech i wydech. Przez chwilę panowała cisza.
Ale to była tylko cisza prze burzą, czyli przed przeszywającym spojrzeniem
Ginewry Molly Weasley i jej tysiącem pytań.
- Skąd miałaś pieniądze ? –
zaczęła.
- Jak dostawałam kieszonkowe,
to odkładałam do banku. Nie wydawałam dużo, bo i tak w
Londynie mnie często nie
było. A wszystkie odsetki rosły, tak zdobyłam pieniądze na ten dom.
- Nie możesz mieszkać sama.
- A wyobraź sobie, że jestem
pełnoletnia i mogę – zaśmiałam się, a Ginny lekko uśmiechnęła.
- Poradzisz sobie ?
- Tak.
- Może jechać tam z Tobą ?
- Nie, chce spędzić je sama.
- Jesteś pewna ?
- Tak.
- A może ja jednak pojadę. No
wiesz tak na wszelki wypadek.
- Ginny, na prawdę. Poradzę
sobie.
- No dobrze.
- Dzięki ci – powiedziała
szatynka wiedząc, że to koniec.
- Dobra ja idę, bo umówiłam
się wcześniej z Zabinim – powiedziała i podniosła się z kanapy poprawiając
bluzkę – Tak, jesteśmy razem a ja i tak mówię mu po nazwisku. Przyzwyczajenie –
dodała widząc, że Potter otwierał już buzię. Wiedziała o co chciał zapytać, w
końcu znali się praktycznie na wylot.
- Może idziemy ma ten obiad w
końcu ? Umieram z głodu – zaproponował. Przytaknęłam.
Przeszliśmy przez dziurę
i skierowali się do Wielkiej Sali. Tak rzadko mogli być sami, więc postanowili
to wykorzystać.
- Jak z Pansy ? – zapytała.
- Dobrze, na razie nie
rozgłaszamy tego, ale wszystko się układa – uśmiechnął się – A co u Draco ?
- W porządku. Prawdopodobnie
jutro wyjdzie, niestety dopiero po obiedzie, więc nie będzie go na lekcjach.
Idę dzisiaj dać mu notatki. Poprosił mnie, no to głupio było odmówić.
- I tak byś nie odmówiła.
- Pff.. Nie prawda – zaśmieli
się.
- A co do Rona..
- Nie Harry, on się zmienił i
to bardzo. Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, wyzywa mnie, rzuca
klątwami w przyjaciół. Ja nie potrafię mu na razie wybaczyć. Nawet mnie nie
przekonuj.
- Ale on to powiedział w
nerwach. Po kłótni z Astorią zrozumiał, że nadal cię kocha chciałby cię odzyskać. On naprawdę nie
chciał.
- Nie tłumacz go. Dobrze
wiedział co robi, i nie powiesz mi, że nie. A zresztą, tym, ze będąc z Astorią
a jednocześnie „nadal kochając mnie” – powiedziała pokazując nawias palcami –
udowodnił jak wielkim jest dupkiem. Na razie nawet nie ma na co liczyć.
- Hmm.. Okej. Nie mówmy już o
tym. Lepiej powiedz jak ci idą przygotowania do Owutemów.
I tak na przyjemnej rozmowie
o różnorakich sprawach minęła im droga do WS, obiad i powrót. Bardzo cieszyli
się, nawet z tych kilku minut rozmowy. W końcu tak rzadko im się zdarza.
***
Dwadzieścia minut później Hermiona stała pod drzwiami
Skrzydła Szpitalnego z notatkami w ręce. Bez zawahania zapukała i weszła. Na
sali nie leżał już nikt z wyjątkiem Draco. Bezgłośnie podeszła do chłopaka i
położyła notatki na jego stolik. Ponieważ chłopak spał, nie chciała go budzić,
więc najciszej jak potrafiła podeszła powrotem do drzwi. Już naciskała na
klamkę kiedy usłyszała głos chłopaka.
- Granger – mruknął. Dziewczyna
z lekkim uśmiechem się odwróciła. Zdziwiła widząc, że
chłopak śpi – Tak
przyznaje się, jesteś, jesteś cholernie dla mnie ważna – powiedział cicho,
prawie niedosłyszalnie. Hermiona nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. On śpi, nie rób sobie nadziei – szepnęła
jej podświadomość. No właśnie, przecież on śpi i to co mówi, nie może być
prawda. Jednak w środku szatynka wierzyła, że to jednak była prawda. Po części
chciała, żeby to było prawdą, zwarzywszy na to, że Ślizgom już od jakiegoś
czasu nie jest dla niej tylko i wyłącznie kolegą – przyjacielem. Był kimś
znacznie więcej. Był osobą, do której szatynka coś poczuła. To nie to samo
uczucie, którym darzyła Rona. To coś znacznie większego i zdecydowanie
lepszego..