piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 14

Następnego dnia Hermionę obudziło pukanie w szybę. Zaspanymi oczami spojrzała w tamtą stronę i od razu poderwała się z łóżka. Za oknem zobaczyła szarą sowę o przeszywającym spojrzeniu. Otworzyła okno a zimny listopadowy wiatr omiótł jej twarz, od razu sprawiając, że dziewczyna rozbudziła się bardziej. Delikatnie odwiązała list przyczepiony do nóżki sowy. Szybko przebiegła wzrokiem o kartce i tak jak się spodziewała, stwierdziła, że było to wezwanie do Ministerstwa Magii w sprawie Teodora Nott’a. Poczuła lekki strach. Miała stanąć przed całą radą Wizengamotu i opowiedzieć o tym wszystkim co się w tedy tam stało. I co ma powiedzieć ? Przecież, praktycznie ona nic nie wiedziała. Usłyszała tylko jak Draco jest do czegoś zmuszany i zobaczyła ich obu. W prawdzie, dowiedziała się wszystkiego od samego oskarżonego. Dobra, dam sobie radę. W końcu jestem Hermina Granger. – pomyślała, po czym poszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic w gorącej wodzie nie mocząc włosów, umyła zęby, musnęła rzęsy tuszem a usta błyszczykiem i owinięta w pomarańczowy puchowy ręcznik wróciła do pokoju. Z szafki wyjęła czarne rurki, bordowy sweter trochę potargany przy końcach i przebrała się. Na nogi wciągnęła czarne trampki. Włosy splotła w warkocza i przerzuciła przez lewe ramię. W uszach miała czarne, drobne wkręty a na nadgarstku skromną bransoletkę z czarnych rzemyków. Wyglądała dobrze, tak dziewczęco. Zauważyła, że po wojnie zaczęła bardziej zwracać uwagę na swój wygląd. Wcześniej tak ją to nie interesowało, ale kiedy wojna się skończyła i miała pewność, że jej życie będzie już spokojne postanowiła zmienić i siebie. Miała jeszcze zacząć ćwiczyć, ale jest na to za leniwa. Kiedyś zacznie, tylko jeszcze nie teraz. Spakowała książki na dzisiejsze lekcje po czym popsikała się jeszcze ulubionymi perfumami. Już miała wychodzić na śniadanie kiedy ostatni raz spojrzała za okno. Śnieg padał tak delikatnie. Nie było wiatru więc wszystko było doskonale widać. Hermiona cieszyła się, że temperatura na zewnątrz jest na minusie, ponieważ śnieg się utrzymywał. Po chwili otrząsnęła się i ruszyła na śniadanie z delikatnym uśmiechem. Szybko zjadła i ruszyła na pierwszą lekcje, jaką była Transmutacja, później przerwa i Starożytne Runy. W prawdzie trochę dziwiła się planowi tych zajęć. We wcześniejszych latach wybierało się na szóstym roku przedmioty, z których chciało się zdawać. Teraz zrobili wszystkie przedmioty, które były od pierwszej klasy, jedynym wyjątkiem było latanie. Na każdy przedmiot była poświęcona godzina, czyli dziennie mieli tylko dwie lekcje. Z jednej strony to dobrze, bo mają więcej czasu na przygotowanie się to egzaminu, ale i tak większość zacznie się uczyć tydzień przed. W prawdzie jest zasada, że na lekcjach musisz być, ale odrabiania zadań domowych nie masz obowiązku. Chory system. Doszła pod klasę jako jedna z pierwszych. Z braku lepszego pomysłu wyjęła podręcznik i zaczęła go studiować. Czytając go uświadomiła sobie, że coraz mniej czasu poświęca nauce. Musiała to zmienić. Przecież teraz będą święta, czyli też nie będzie miała czasu na naukę jeżeli jej plan wypali. Wgłębi duszy miała ogromną nadzieje, że wszystko pójdzie po jej myli. Jak na razie nikt nie wie o jej planach, ale dziś musi powiedzieć Ginny, że nie przyjedzie tym razem na święta do Nory. Specjalnie zabrała stamtąd wszystkie swoje rzeczy jak pakowała się do Hogwartu. Nie chciała widzieć zawiedzionego wzroku pani Weasley. Ta kobieta miała tak dobre serce, że patrząc na jej zawiedzioną minę czuło się ucisk w żołądku. Dlatego tym razem nie mówiła nic, do dzisiaj. Nie może z tych planów zrezygnować. Straciła rodziców, nie miała do kogo albo do czego wracać. Miała tylko ich. Przez jakiś czas mieszkała u Weasleyów, ale kiedy dowiedziała się, że dom jej rodziców jest na sprzedaż nie mogła przepuścić takiej okazji. Miała odłożone pieniądze, które dostawała jako kieszonkowe, ale jakoś szczególnie jej się nie przydawały. Odkupiła dom. Może bez rodziców, ale na pewno z wieloma wspomnieniami. To tam spędzi pierwsze święta bez nich..

***

            Lekcja Transmutacji minęła szybko. Trochę powtórzeń, parę nowych rzeczy. W przerwie przed drugą lekcją udała się do biblioteki. Wzięła parę książek o animagii potrzebnych do napisaniu eseju z Transmutacji. Przysiadła przy swoim ulubionym stoliku, w najbardziej oddalonym kacie i powoli zaczęła pisać. Dziesięć minut przed rozpoczęciem kolejnej lekcji schowała wszystkie książki i poszła pod klasę Starożytnych Run. Lekcja była wyjątkowo nużąca. Sam wykład, zero pisania. Nie zadano nic. Tylko jeszcze raz przeczytać i nauczyć się tematu. Zadowolona jak nigdy z końca lekcji Hermiona wróciła do swojego pokoju. Zdziwiła się trochę ponieważ przez cały dzień nie widziała żadnego ze swoich przyjaciół. Nawet na lekcji ich nie dostrzegła. Może jej unikali ? Nie, to niemożliwe, chyba że Ron. Przecież nic nie zrobiła, nie pokłócili się ani nic. Odrzuciła od siebie na razie tę myśl. Wyjęła swoje dzisiejsze notatki i za pomocą różdżki zrobiła ich kopię. Te oryginalne zostawiła sobie, a te przekopiowane miała zamiar zanieść blondynowi, ale to po obiedzie. Wyszła z dormitorium i najpierw poszła do Pokoju Wspólnego, z nadzieją spotkania Ginny bądź Harry’ego. Ustała na środku pokoju, a jej uśmiech powiększył się w jednej chwili. Z kanap przy kominku szeroko uśmiechała się do niej Ginny. Podeszłą do niej i ucałowała w policzek.

- Gdzie wy byliście cały dzień ? Nie widziałam was nigdzie – wyrzuciła szatynka.

- Na lekcjach pewnie – zaśmiała się cicho Ginny – Och Hermiono, cały dzień chodziłaś taka zamyślona, nie mogłam cię z tego wyrwać – tym razem widząc minę Granger zaśmiała się tak, że usłyszał ją cały PW.

- Nie prawda – oburzyła się.

- Prawda, prawda – upierała się – Dobra, nie ważne. Mam nadzieje, że wracasz z nami do Nory na święta ? – zapytała - Nawet nie myśl, że pozwolę ci zostać w zamku samej. Co to, to nie – dopowiedziała widząc mój wzrok.

- Ale ja..

- O Harry dobrze, że jesteś – przerwała mi Ruda. Jej relacje z Harry’m nie uległy szczególnej zmianie. Nadal się przyjaźnią, spędzają ze sobą czas. Oboje postanowili zapomnieć o tym co było między nimi, bo oboje stwierdzili, ze tak czy tak by to nie wyszło – Hermiona nie chce jechać na święta do Nory.  Wiem, to przez Rona. Nie przejmuj się, już ja go przytemperuje, i nie będzie nawet z Tobą rozmawiać. Albo wiem Powiem..

- Ginny.

-… mamie co on zrobił..

- Ginny – powiedziałam głośniej.

- …i w tedy na pewno będzie czuł się głupio i nawet cię przeprosi.

- Ginny cholera jasna – powiedziała donośnym głosem bo Ruda po raz kolejny chciała zacząć mówić o jej planach – No dziękuje – dopowiedziała kiedy Weasleyówna w końcu się zamknęła i zaczęła na mnie patrzeć.

- Wiesz Ginny, mogła być czasem słuchać innych – powiedział Wybraniec dusząc się ze śmiechu. Ruda tylko spojrzała na niego z mordem w oczach, tylko po to, żeby za chwile wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Nie minęła chwila, a wszyscy łąpali się za brzuchy nie mogąc wytrzymać. Kiedy już się ogarnęli Hermiona zaczęła.

- Nie jadę do Nory ..

- Nawet nie ma takiej opcji – oburzyła się Ginny.

- Daj mi skończyć, to się dowiesz wszystkiego i może zmienisz zdanie. Tak w ogóle nie wiem jak Blaise z tobą wytrzymuje, przecież ty się nie zamykasz. Ale wracając. Nie jadę, ponieważ święta spędzam w swoim rodzinnym domu. Kupiłam go, kiedy tylko dowiedziałam się, że jest na sprzedaż. Nie mogłam się oprzeć świadomości, że przynajmniej ta cześć z mojego życia jeszcze jak miałam rodziców może się nie zmienić – skończyła, robiąc na końcu mocny wdech i wydech. Przez chwilę panowała cisza. Ale to była tylko cisza prze burzą, czyli przed przeszywającym spojrzeniem Ginewry Molly Weasley i jej tysiącem pytań.

- Skąd miałaś pieniądze ? – zaczęła.

- Jak dostawałam kieszonkowe, to odkładałam do banku. Nie wydawałam dużo, bo i tak w 
Londynie mnie często nie było. A wszystkie odsetki rosły, tak zdobyłam pieniądze na ten dom.

- Nie możesz mieszkać sama.

- A wyobraź sobie, że jestem pełnoletnia i mogę – zaśmiałam się, a Ginny lekko uśmiechnęła.

- Poradzisz sobie ?

- Tak.

- Może jechać tam z Tobą ?

- Nie, chce spędzić je sama.

- Jesteś pewna ?

- Tak.

- A może ja jednak pojadę. No wiesz tak na wszelki wypadek.

- Ginny, na prawdę. Poradzę sobie.

- No dobrze.

- Dzięki ci – powiedziała szatynka wiedząc, że to koniec.

- Dobra ja idę, bo umówiłam się wcześniej z Zabinim – powiedziała i podniosła się z kanapy poprawiając bluzkę – Tak, jesteśmy razem a ja i tak mówię mu po nazwisku. Przyzwyczajenie – dodała widząc, że Potter otwierał już buzię. Wiedziała o co chciał zapytać, w końcu znali się praktycznie na wylot.

- Może idziemy ma ten obiad w końcu ? Umieram z głodu – zaproponował. Przytaknęłam. 
Przeszliśmy przez dziurę i skierowali się do Wielkiej Sali. Tak rzadko mogli być sami, więc postanowili to wykorzystać.

- Jak z Pansy ? – zapytała.

- Dobrze, na razie nie rozgłaszamy tego, ale wszystko się układa – uśmiechnął się – A co u Draco ?

- W porządku. Prawdopodobnie jutro wyjdzie, niestety dopiero po obiedzie, więc nie będzie go na lekcjach. Idę dzisiaj dać mu notatki. Poprosił mnie, no to głupio było odmówić.

- I tak byś nie odmówiła.

- Pff.. Nie prawda – zaśmieli się.

- A co do Rona..

- Nie Harry, on się zmienił i to bardzo. Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, wyzywa mnie, rzuca klątwami w przyjaciół. Ja nie potrafię mu na razie wybaczyć. Nawet mnie nie przekonuj.

- Ale on to powiedział w nerwach. Po kłótni z Astorią zrozumiał, że nadal cię kocha  chciałby cię odzyskać. On naprawdę nie chciał.

- Nie tłumacz go. Dobrze wiedział co robi, i nie powiesz mi, że nie. A zresztą, tym, ze będąc z Astorią a jednocześnie „nadal kochając mnie” – powiedziała pokazując nawias palcami – udowodnił jak wielkim jest dupkiem. Na razie nawet nie ma na co liczyć.

- Hmm.. Okej. Nie mówmy już o tym. Lepiej powiedz jak ci idą przygotowania do Owutemów.
I tak na przyjemnej rozmowie o różnorakich sprawach minęła im droga do WS, obiad i powrót. Bardzo cieszyli się, nawet z tych kilku minut rozmowy. W końcu tak rzadko im się zdarza.

***

            Dwadzieścia minut później Hermiona stała pod drzwiami Skrzydła Szpitalnego z notatkami w ręce. Bez zawahania zapukała i weszła. Na sali nie leżał już nikt z wyjątkiem Draco. Bezgłośnie podeszła do chłopaka i położyła notatki na jego stolik. Ponieważ chłopak spał, nie chciała go budzić, więc najciszej jak potrafiła podeszła powrotem do drzwi. Już naciskała na klamkę kiedy usłyszała głos chłopaka.


- Granger – mruknął. Dziewczyna z lekkim uśmiechem się odwróciła. Zdziwiła widząc, że 
chłopak śpi – Tak przyznaje się, jesteś, jesteś cholernie dla mnie ważna – powiedział cicho, prawie niedosłyszalnie. Hermiona nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. On śpi, nie rób sobie nadziei – szepnęła jej podświadomość. No właśnie, przecież on śpi i to co mówi, nie może być prawda. Jednak w środku szatynka wierzyła, że to jednak była prawda. Po części chciała, żeby to było prawdą, zwarzywszy na to, że Ślizgom już od jakiegoś czasu nie jest dla niej tylko i wyłącznie kolegą – przyjacielem. Był kimś znacznie więcej. Był osobą, do której szatynka coś poczuła. To nie to samo uczucie, którym darzyła Rona. To coś znacznie większego i zdecydowanie lepszego..


Dawno mnie nie było. Wiem, zaniedbałam bloga. Ale ja na prawdę nie mam czasu. Nauka goni, nazbierało się problemów, choroba. Ciężko jest. Ale zebrałam się i w końcu skończyłam ten nieszczęsny rozdział. 

W tym rozdziale chciałam pokazać jak ważni są dla nas przyjaciele, mam nadzieje, że mi się to udało. Rozmowa Ginny i Hermiony, była nawiązaniem do tego wszystkiego. Wzięłam to z siebie i swojej przyjaciółki. Tak samo zachowujemy się w stosunku do siebie jak Ruda i Granger, pokazując tym, ze na prawdę zależy nam na danej osobie i chcemy dla niej jak najlepiej. 

Proszę o KOMENTARZE. 

Mam nadzieje, że się podobało :) 

Całuje SectunSempraa