czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 10 cz. 1



          Wczorajsza zabawa była tak wyczerpująca, że Hermiona obudziła się dopiero w południe. Niechętnie wstała z łóżka i poszła do łazienki, zabierając po drodze ubrania. Po około trzydziestu minutach wyszła gotowa aby pójść na obiad, bo na śniadanie raczej nie ma co liczyć. Wyglądała skromnie, ale ładnie. Jasne spodnie do tego czarna koszulka i pomarańczowa bluza. Na nogach białe trampki, a włosy spięte w luźną kitkę. Na twarzy delikatny makijaż, podkreślający jedynie jej długie rzęsy. Powolnym krokiem udała się do Wielkiej Sali. Była już prawie cała zapełniona. Skierowała się do swojego stołu i od razu zauważyła swojego przyjaciela. 

- Cześć Harry. Widzę humorek dopisuje ? 

- O cześć. Tak, no. 

- Jakiś taki dziś jesteś inny. Jakby w innym świecie. 

 - Hermiono, my jesteśmy w innym świecie. Ej to już tyle lat – zaśmiał się.

 - Muszę z Tobą porozmawiać. Co powiesz na spacer po błoniach ?

- Jasne, ale nie będę miał dużo czasu.

- Okej, a co będziesz później robił ?

- Yy.. Bo ja ten.. no … umówiłem się z … ee… kolegą.

- Hmm.. Powiedzmy, że ci wierze – odpowiedziała i spojrzała na niego podejrzliwie. Wiedziała, że idzie do Pansy. To było bardziej, niż pewne. Po skończonym posiłku dwójka Gryfonów wyszła przed zamek. Spacerowali, rozmawiając o najróżniejszych rzeczach. W końcu dziewczyna podjęła temat, który interesował ją już od wczoraj.

- Harry, co cię łączy z Pansy ? – zapytała starannie dobierając każde słowo.

- Mnie ? Co ci przyszło do głowy – odpowiedział i odwrócił wzrok wyraźnie zmieszany.

- Widziałam was wczoraj po balu. Przytulaliście się – nie zamierzała odpuścić.

- Co ? Ale, ja i ona to .. – tłumaczył się -  No okej masz racje, spotykamy się – powiedział widząc piorunujące spojrzenie przyjaciółki.

- Wiedziałam. Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś ?

- Bałem się, że nie zrozumiecie. A już w szczególności Ron.

- Rozumiem, spokojnie. Wiesz chyba pogadamy kiedy indziej bo ktoś chyba już na ciebie czeka i się trochę niecierpliwi – stwierdziła patrząc na Ślizgonkę.

- Chodź ze mną. Ona wcale nie jest taka zła – zaproponował Wybraniec.

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.

- Daj spokój i chodź – powiedział i pociągnął ją za rękę. Kiedy podeszli bliżej Hermiona zauważyła ogromną zmianę u Ślizgonki. Kiedyś ubrana tak, że więcej jej odkrywało niż zakrywało. Makijaż niegdyś mocny a teraz prawie niezauważalny. Nawet jej dawna obsesja na punkcie Malfoya nieco minęła, co można było stwierdzić po jej zachowaniu na balu.   

***
WSPOMNIENIE Z BALU

            Hermiona stała właśnie przy barku kiedy zauważyła Pansy idącą do barku. Kierowała się w stronę grupki najprzystojniejszych Ślizgonów z jej roku. Ubrana była inaczej, tak, normalnie, dlatego pewnie panna Granger zwróciła na nią uwagę. Podeszła do nich i z tego co można było dostrzec to o coś pytała. Chłopacy szczerzyli się do niej, najwidoczniej próbując ją poderwać, ale ta jakby ich od siebie odpychała. Zaczęła na nich krzyczeć gestykulując przy tym rekami. Wśród nich był również Draco. Chyba próbował się w trącić do całego tego zamieszania, ale dziewczyna nie dawała mu dojść do głosu, tylko również na niego wrzeszczała dźgając go w pierś. Po pewnym czasie, zła odeszła od nich i podeszła do stołu z jedzeniem.

KONIEC WSPOMNIENIA Z BALU
***


- Cześć Harry – powiedziała Ślizgonka i pocałowała czarnowłosego w policzek – Cześć Hermiono – tym razem zwróciła się do szatynki.

- Cześć – odpowiedzieli razem tyle, że chłopak pewniej a ona łamiącym się głosem.

- Czy ona.. – zapytała Pansy Pottera.

- Tak, spokojnie. Nie ma nic przeciwko – odpowiedział jej z uśmiechem.

- Wiesz, ja chciałam cie przeprosić za te wszystkie wyzwiska i w ogóle – odezwała się do Hermiony dziewczyna - Tylko jakoś wcześniej brakowało mi odwagi - uśmiechnęła się. 

- Dobrze, wiesz pogadamy kiedy indziej, bo mam ochotę jeszcze pospacerować, a wy pewnie chcecie być sami – odpowiedziała Granger.

- Oczywiście. Pa – powiedzieli razem i pomachali jej na pożegnanie – widzimy się na kolacji – krzyknął za nią jeszcze Wybraniec. Gryfonka spacerowała jeszcze parę minut sama gdy nagle jej wzrok powędrował na całującą się parę na skraju lasu. To był czarnoskóry chłopak, ale dziewczyna nie miała rudych włosów tylko ciemno brązowe. Była nią Dafne Greengras. Szatynka niewiele myśląc szybkim krokiem znalazła się koło pary. Na początku patrzyła z niedowierzaniem, na całą sytuację.

- Ty pieprzony dupku ! – krzyknęła, i dopiero teraz para zwróciła na nią uwagę. Na twarzach obojgu widniał wredny uśmiech.

- O Granger, dobrze, że jesteś. Powiedz swojej rudej przyjaciółeczce, że z nami koniec. Mam tu lepszą zdobycz – powiedział i złapał starszą Greengras za pośladki. Ta na ten gest jedynie głupio się zaśmiała - A i nie wypada pani prefekt naczelnej używać takich słów - dodał złośliwie.

- Jak możesz ! Co ty sobie wyobrażasz, że Ginny jest pierwszą lepszą ?! Ta wywłoka, która stoi przed tobą nawet jej do pięt nie dorasta – krzyknęła szatynka.kompletnie ignorując uwagę Ślizgona.

- Jak możesz tak mówić, ty wredna szlamo ! – Zabini już podnosił różyczkę ale Hermiona była od niego o wiele szybsza.

- Jęzlep – krzyknęła a język Blaise’a przykleił się do jego podniebienia, przez co nie mógł nic powiedzieć.

- Na mojego chłopaka ?! Drętwota – tym razem Dafne wkroczyła do akcji. Jednak Hermiona była zwinniejsza i bez problemu odbiła zaklęcie.

-  Furnunculus – warknęła zaraz po niej, a na twarzy Ślizgonki pojawiły się białe krosty i prawdopodobnie pieczące bąble. Gryfonka patrzyła na nich nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Po chwili odwróciła się na pięcie i już zamierzała odejść kiedy odwróciła się w stronę ‘’pokrzywdzonej’’ pary.

- A powiedzcie coś komu kol wiek  a urządzę was jeszcze gorzej – szepnęła i z triumfalnym uśmiechem udała się do zamku. W drodze wysłała patronusa do Ginny.
***

W tym czasie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, na jednej z kanap przy kominku siedziała dziewczyna o intensywnie rudych włosach i tępo wpatrywała się w ogień. Myślała o swoim chłopaku. Nie widzieli się dziś cały dzień, odkąd odprowadził ją po balu pod obraz Grubej Damy. Nie miała pojęcia co się mogło stać. Przecież powiedział jej, ze spotkają się zaraz po obiedzie przy Pokoju Życzeń, a on najzwyczajniej w świecie nie przyszedł. Nawet na posiłku go nie było. Z początku Weasley’ówna myślała, ze jeszcze śpi, ale jest już prawie wieczór, a on nie dał znaku życia. Zaczęła się poważnie martwić, a jej oczy delikatnie się zaszkliły. Nagle zmaterializowała się przed nią mała wydra i przemówiła głosem Hermiony ‘’ Moje prywatne dormitorium. Teraz. Musimy poważnie porozmawiać ‘’ Ginny te słowa wystarczyły. Jak burza podniosła się z siedzenia i pobiegła do swojego pokoju po jakiś sweter i butelkę Ognistej. Nie minęło pięć minut, a Ruda wypowiedziała hasło i już była w prywatnym dormitorium przyjaciółki.

***

            Hermiona siedziała na swoim łóżku i tępo wpatrywała się w ścianę, jedynie na jej ustach błądził złowieszczy uśmieszek.

- A Tobie co ? – zaśmiała się Ruda.

- Tak sobie wspominam, ale zaraz ci wszystko opowiem. Siadaj – poklepała miejsce koło siebie i za pomocą różdżki przywołała dwa szklanki na trunek. Rozlała go i zaczęła opowiadać. Począwszy od rozmowy z Harry’m do wysłania cielesnego paronusa. Weasley’ówna siedziała w spokoju a jej mina nie wyrażała nic. Wyraz twarz całkiem obojętny a oczy puste. Między nimi panowała dość długa cisza, którą przerwał głośny śmiech Ginny.

- Co ty ? Nie jest ci przykro ? – zapytała zdezorientowana szatynka.

- Jest, ale nie będę się nad sobą użalać. W końcu nie on pierwszy nie ostatni.

- Myślałam, że go kochasz.

- Bo kocham ale no nie będę się przed nim płaszczyć. Mam swoją dumę.

- Masz racje. Ale wyobraź sobie jak oni wyglądali. Normalnie ledwo powstrzymywałam się, żeby się nie roześmiać – powiedziała i wybuchła niepohamowanym śmiechem a zaraz w jej ślady poszła Ginny. Całą noc rozmawiały o najróżniejszych błahostkach i były już nieźle wcięte. Prawie nad ranem usnęły oparte o siebie wśród dwóch butelek whisky.

***

- Ginny cholera wstawaj ! – piekliła się Hermiona.

- Nie drzyj się tak głowa mi pęka – wymruczała Ruda.

- Masz – szatynka rzuciła jej Eliksir na Kaca, po czym sama jednym sprawnym ruchem opróżniła drugą buteleczkę. W jej ślady poszła również najmłodsza latorośl Weasley’ów.

- A tak w ogóle to co się stało ? – zapytała już nieco opanowana młodsza Gryfonka.

- Za trzydzieści minut zaczynają się lekcje. Trochę się wczoraj dałyśmy ponieść emocją a przecież dziś normalnie są zajęcia – powiedziała Granger. Obie przyjaciółki jak burza wybiegły z dormitorium starszej i popędziły na pierwszą dziś lekcje czyli Transmutacje. Jakie było ich zdziwienie, kiedy zobaczyły wszystkich uczniów chodzących w najlepsze po zamku. Co tu się dzieje ? – pomyślały obie.

- Poco wam te torby ? Przecież dziś zajęć nie ma – zagadał Neville.

- Jak to nie ma ?! – zapytały obie równocześnie.

- No wczoraj na kolacji mówiła dyrektorka. Co wy takie nieogarnięte ? – zaśmiał się i skierował w stronę swojej dziewczyny. Widać, że byli razem szczęśliwi i pasowali do siebie. Luna bardzo zmieniła się po wojnie. Ze swojego dziwnego stylu przerzuciła się na bardziej nowoczesny. Nie miała już takiego bzika na punkcie magicznych stworzeń, chociaż w dalszym ciągu się nimi interesowała. Longbotton również się zmienił. Stał się bardziej męski i dojrzały. Nawet znacznie wyprzystojniał. Tak jak kiedyś wszyscy się z niego wyśmiewali, teraz mu zazdroszczą. Gryfonki stały jeszcze chwile wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwila stali ich przyjaciele, po czym spojrzały na siebie i wybuchły szczerym śmiechem. Ruszyły w stronę siódmego pietra na Wierzę Gryffindoru. Odniosły torby i  tak jak wcześniej postanowiły udały się do błonia. Pogoda dzisiaj była dość ładna. Świeciło słońce, ale wiał też zimny wiatr delikatnie kołysząc korony drzew w Zakazanym Lesie. Na niebie pojawiło się parę chmur. Jedne były jaśniejsze drugie ciemniejsze ale jak na początek listopada pogoda była ładna. Dziewczyny jak to miały w zwyczaju usiadły na ławce najbliżej lasu i wpatrywały się w jego głąb. Często zastanawiały się co może kryć, bo przecież  nikt nigdy tego nie sprawdził. Siedziały tak dobrą godzinę, ale przerwało im głośne burczenie w brzuchu brązowowłosej.

- Chyba trzeba iść na obiad – podsumowała Ruda podnosząc się z ławki i wyciągając rękę w stronę przyjaciółki. Ona chętnie ja ujęła i razem skierowały się w stronę Wielkiej Sali, cały czas radośnie rozmawiając. Na miejscu usiadły przy swoim stole i od razu zabrały się do jedzenia. Każdy patrzył na nich ze zdziwieniem. Dopiero teraz uświadomiły sobie jakie były głodne, w końcu od wczorajszego obiadu nic nie jadły. Po skończonym posiłku z uśmiechem na ustach wstały i poszły w stronę wyjścia trzymając się pod ramię. Ich dobry humor zniszczyła para, która teraz również postanowiła opuścić salę. Blaise Zabini z dumnie uniesioną głową i uwieszoną mu na ramieniu Dafne kierował się dostojnym krokiem do wyjścia. W jego oczach można było zobaczyć miłość, która biła od niego już z daleka. Za to oczy jego towarzyszki były przepełnione pożądaniem i wygraną. Cała szkoła wiedziała, że Ślizgon zabawił się z jedyną córką Weasley’ów i zostawił tak jak zawsze. Dziewczyny zatrzymały się na chwilę, a młodsza z nich poczuła jak zbierają jej się łzy. Szybko wyrwała się z ramienia przyjaciółki i rzuciła biegiem w tylko sobie znanym kierunku. Hermiona stała jeszcze patrząc z pogardą na parę Ślizgonów.

- Gdyby spojrzenie mogło zabijać leżeli by już trupem – usłyszała głos tak doskonale jej znany. Należał do tego nieznośnego Ślizgona, którego ona od pewnego czasu bardzo lubi.

- Co on w ogóle wyprawia ?! – oburzyła się.

- Nie wiem, ale mogę się dowiedzieć – powiedział i tym samym zapalił iskierkę nadziei u dziewczyny.

- A mógłbyś ?

- Tak, ale..

- Tak wiem, coś za coś. Więc czego chcesz ? – zapytała uśmiechając się uroczo.

-  Twojego towarzystwa w sobotę.

- A co jest w sobotę ? – zdziwiła się lekko.

- Spotykam się ze znajomymi na dyskotece i nie chce iść sam, żeby się nie ośmieszyć – wyszeptał.

- Prędzej ośmieszysz się ze mną. Przecież jestem szlamą i ty czarodziejem czystej krwi więc sa…

- Tylko, że to są mugole – przerwał jej i powiedział tak, żeby tylko ona usłyszała. Zamurowało ją. Nie mogła nic powiedzieć – Więc ? – ponaglił ją, a ona zamrugała kilkakrotnie wracając do rozmowy.

- Po pierwsze nie zaczyna się zdania od więc, a po drugie okej, pójdę z Tobą - odpowiedziała.

- Super – ucieszył się. Sam nie wiedział, dlaczego jej to powiedział. Jej jako jedynej się nie wstydził, wiedział, że go nie wyśmieje.

- To widzimy się na patrolu i wszystko mi powiesz, pasuje ? – zapytała.

- Tak – uśmiechnął się i najzwyczajniej w świecie odszedł. Hermiona uśmiechnęła się i ruszyła poszukać przyjaciółki. Kto by pomyślał, że ona będzie spiskować ze swoim wrogiem, teraz już byłym wrogiem. Każdy dzień uświadamiał ją w tym, że ta znajomość będzie bardzo dziwna ale zarazem też interesująca.  


Siemanko :*

Dzisiaj mam urodziny :)

 Rozdział myślę udany, ale to dopiero pierwsza część. 

Zróbcie mi prezent i komentujcie dobra ? :D 

Następny rozdział najprawdopodobniej w czwartek za tydzień, ponieważ mam już kawałek i mam nadzieje się wyrobie. 

KOMENTOWAĆ ! 

Ściskam i całuje. Sectun Sempraa 

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 9



          Tydzień minął bardzo szybko. Cała szkoła zaciekle rozmawiało o balu. Dziewczyny szeptały na lewo i prawo o swoich sukniach i partnerach. Chłopacy do całej sprawy podchodzili przeciętnie, a niektórzy nawet olewali. W sobotni poranek w Wielkiej Sali panował chaos. Każdy denerwował się dzisiejszą imprezą. Wyjątkami były dwie Gryfonki, które siedziały i jakby nigdy nic jadły swoje śniadanie. 

- To jak ? Gotowa na bal ? – zapytała jedna.

- Myślę, że tak. A ty ? 


- Też. Razem z Blaisem planujemy wykorzysta to najlepiej jak tylko potrafimy.

- To świetnie. Przepraszam cię, ale musze już iść. Chce odrobić jeszcze lekcje przed zabawą. Wiesz, żeby nie mieć później – powiedziała Hermiona w stronę Ginny.
Przyjdę za niedługo i się przyszykujemy – krzyknęła za nią ruda i szatynka zniknęła za ogromnymi drzwiami

            Siedział w swoim dormitorium i rozmyślał o brązowowłosej dziewczynie. Nie wiedzieć czemu nie mógł wymazać z pamięci tego pamiętnego wieczoru spędzonego z nią. Cały czas widział jej czekoladowe oczy i piękny uśmiech. Czuł jej zapach i jej ciało. Jedyną pamiątką po tym spotkaniu była boląca noga, na którą przez przypadek ustała. Doskonale pamiętał każde słowo i każdy gest z jej strony. To było coś o czym nigdy by nie pomyślał. Spojrzał na garnitur leżący na fotelu i mimowolnie się uśmiechną. To dziś znów będzie z nią tańczył, tak jak wtedy. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że pora się przygotować. Energicznie wstał z kanapy i poszedł do łazienki.

            W dormitorium Hermiony trwały właśnie przygotowania. Buty, sukienki, dodatki można było znaleźć wszędzie. Ginny właśnie siedziała na łóżku i czekała aż przyjaciółka wyjdzie z łazienki.

- Długo – niecierpliwiła się.

 - No już – odpowiedziała jej i wyszła z łazienki. Młoda Weasley zaciągnęła ją przed toaletkę i zaczęła układać włosy. Chciała je spiąć w koka ale przy namowie starszej Gryfonki tylko podkręciła loki. Zrobiła jej lekki makijaż podkreślając oczy czarną kredką i tuszem do rzęs. Usta miała pomalowane krwistą szminką. Następnie Ruda wyprostowała swoje włosy i zaczesała na jedną stronę. Na twarzy miała lekko pomalowane szarym cieniem oczy i podkreślone przez tusz. Usta różowe i tego samego koloru policzki. Kiedy przyszedł czas na sukienki dziewczyny po kolei znikały w łazience. Ginny miała krótką, bladoróżową sukienkę do kolan w kształcie bombki. Przez pas przechodziła jej szara kokarda. Na nogach wysokie, szpilki koloru kokardy. Na szyi widniał srebrny łańcuszek, a u uszach kolczyki do kompletu i tego samego koloru bransoletki na nadgarstkach. Wyglądała wspaniale. Hermiona za to miała czarną sukienkę do połowy ud. Góra była ciasna z trójkątnym dekoltem i rękawami przy czwarte a dół lekko rozłożysty. Na ramionach i przy obwódkach dekoltu Mijal złote ćwieki. W uszach długie złote kolczyki zakończone czerwonym koralikiem i złoty łańcuszek w kształcie serca z czerwonymi cyrkoniami w środku. Na rękach czarno czerwono złota bransoletka. Na nogach wysoki, czarne szpili z koturnom przy palcach. Jej wygląd czarował. Po chwili podziwiana swojego wyglądy do okna zapukała sowa. Dziewczyny otworzyły okno i wzięły karteczkę przywiązaną do jej nóżki. Zwierze nie czekając na odpowiedz znów wyleciało. Hermiona odwinęła kartkę i przeczytała na głos .

Czekam przed Wielką Sala, za piętnaście minut.
Blaise

Gryfonki popatrzyły po sobie i uświadomione, że za chwile zaczyna się zabawa wybiegły z dormitorium. W umówione miejsce dotarły zmachane i z bolącymi nogami. Bieganie w szpilkach nie jest dobrą decyzją. Zabini ucałował swoja dziewczynę i jak prawdziwy dżentelmen wprowadził ja na imprezę. Szatynka zamiast iść za nimi podeszła do najbliższego okna i usiadła na parapet. Myślała o swoich rodzicach. Co się z nimi dzieje ? Czy są szczęśliwi ? Od pewnego czasu zaprzątała sobie tym głowę cały czas. Postanowiła ich odnaleźć i przywrócić pamięć. Przez to wszystko nawet nie zauważyła siedzącego obok niej Ślizgona.

- Długo mam czekać aż mnie zauważysz ? – zapytał zirytowany.

- A do czego jestem ci potrzebna ? Idź się baw – odpowiedziała lekko już zdenerwowana.

- Może mógłbym zacząć gdybyśmy w końcu go zaczęli – powiedział i uśmiechną się triumfalnie. Dziewczyna zeskoczyła z parapetu i zaczęła poprawiać sukienkę. W tym czasie Draco przypatrywał się jej z niemałym podziwem. Nigdy by się nie spodziewał, że taka kujonka może być tak seksowna. Sukienka jaką miała idealnie podkreślał jej figurę i pełne piersi. Wysokie buty sprawiały, że jej nogi są jeszcze chudsze i dłuższe niż zwykle. Czerwona szminka sprawiała, że ma jeszcze pełniejsze usta. Podkreślone oczy jeszcze bardziej hipnotyzowały, a opadające na jej ramiona włosy dodawały jej wdzięku. Wpatrywał się w nią dość długo.

- Idziemy ? – zapytała z irytacją i zarumienionymi policzkami.

- Tak, tak – odpowiedział całkiem wytrącony z równowagi i podał jej swoje ramię. Ona uchwyciła je i razem podążyli do Wielkiej Sali. Kiedy weszli Hermiona na chwilę się zatrzymała. Pomimo tego że sama wymyślała i przystrajała sale zakochała się. Sklepienie było zamienione w pochmurne niebo, po którym krążyły duchy. W rogach Sali były barki z alkoholami wydawane przez nauczycieli tylko dla pełnoletnich. Po obu stronach stały po dwa stoły z jedzeniem. Na środku był parkiet. Naprzeciwko wejścia stół dla nauczycieli. Na ścianach wisiały kościotrupy, mumie, wampiry i najróżniejsze straszne rzeczy. Przy podłodze krążył dym nadający efekt całemu wystrojowi. Wszystko było idealne. Niezorientowana Hermiona poczuła lekkie przyciagnięcie do siebie przez partnera. Wyszli na środek sali, zaczęła grać muzyka a oni rozpoczęli taniec, ich taniec. Po raz kolejny zatopili się w swoich oczach a nogi same nosiły ich po parkiecie. Nie liczyło się nic tylko oni. Kiedy zakończyli to pięknym podniesieniem dziewczyny w górę wszyscy zaczęli bić brawa a na twarzy McGonagall można było dostrzec delikatny uśmiech. Malfoy postawił ją na ziemie, po czym oboje spłonęli rumieńcem. Szatynka ruszyła w stronę najlepszej przyjaciółki a blondyn zaraz za nią.

- Hermiono, to było fantastyczne! Nie wiedziałam, że umiesz tak tańczyć – entuzjazmowała się Ruda i przytuliła przyjaciółkę.

- Miała długie próby i świetnego instruktora – zaśmiał się Blaise, po czym Draco obdarzył do morderczym spojrzeniem.

- Nie bądź wredny tylko chodź tańczyć – powiedział Ginny i razem ze swoim chłopakiem zniknęła z oczu prefektom.

- Mówiłem, że nie będzie tak źle – odezwał się Malfoy.

- Ale się pomyliłam – powiedziała po dłuższym milczeniu.

- I tak nikt nie zauważył. Wybrnęliśmy z tego – Napijesz się czegoś ? – zaproponował.

- Tak, poprosze – odparła a Ślizgon ruszył w stronę barku z alkoholami. Hermiona brązowowłosa dopiero teraz zauważyła jak przystojnie mu w tym garniturze. Nie wyglądał jakoś poważnie ale bardziej wyluzowanie. Czarna marynarka i czarne spodnie doskonale do niego pasowały. Biała koszulka jaka miał na sobie lekko go opinała prezentując umięśniony tors, a czarno-białe trampki nadawały całemu strojowi luźny efekt. Jego zmierzwione blond włosy uwydatniały ostre rysy twarzy, a stalowoszaro-błękitne oczy nadawały trochę tajemniczości. Nie był już tym dziecinnym chłopakiem z przed paru lat. Teraz był dojrzałym mężczyzną. Nim się obejrzała znalazł się przed nią podając szklankę z Ognistą Whisky. Po krótkiej rozmowie Gryfonkę porwał do tańca jakiś Krukon a naokoło Dracona znalazło się mnóstwo dziewczyn, które chciały z nim zatańczyć. Zrezygnowani podrygiwali w rytm muzyki ale cały czas wśród tłumu uczniów wypatrywali swojej osoby. 

            Bal wypadł wspaniale. Skończył się około trzeciej w nocy, ale tylko dla klas siódmych i szóstych. Młodsze roczniki wrócili do siebie o pierwszej. Jej jednak nie chciało się spać. Poszła w swoje ulubione miejsce. Na ławkę przy dużym dębie. Siedziała i rozmyślała o planie odzyskania rodziców. Zamyślona niezauważyła stojącego przed nią blondyna przypatrującego się jej z zażenowaniem.

- Czego chcesz ? – warknęła.

- Ciebie to by okradli i byś nie zauważyła. Stałem tam dobre pięć minut – powiedział obojętnie.

- Nadal nie rozumiem czego ode mnie chcesz.

- Oddać ci bransoletkę – odparł beznamiętnie i wyciągną w jej stronę biżuterię.

- Skąd ją masz ?

- Leżała na środku Sali. Musiała ci wypaść.

- A skąd wiedziałeś, ze tu jestem ?

- Widziałem jak wychodziłaś – odpowiedziało mu milczenie, więc przysiadł obok i zapytał – O czym tak myślisz ?

- To, że ci wybaczyłam, nie znaczy, ze będę ci się zwierzać.

- Nie chce, żebyś mi się zwierzała, tylko powiedziała o czym myślisz.

- O rodzicach, zadowolony ?

- Bardzo – i znów zapadło między nimi milczenie – Patrzyłaś kiedyś w gwiazdy o tej porze ?

- Nie a co ?

- To chodź – wstał i pociągnął ją w stronę oświetlonej przy pełni księżyca trawy. Położył się i poklepał miejsce obok siebie.

- Kto to ? – zapytała Gryfonka.

- Pansy a ten chłopak to..

- Harry. Co czy oni ?

- Najwidoczniej. Nawet fajnie razem wyglądają.

- To tak samo jakbym ja była z Tobą.

- No ale patrz siedzisz teraz koło mnie i jeszcze się nie pozabijaliśmy więc chyba można nie ?

- No w sumie – zakończyła temat i położyła się obok. Rozmawiali tak o gwiazdach, życiu i innych bezsensownych rzeczach. Gdy zapadła miedzy nimi cisza oboje nie mieli ochoty jej przerywać. Czuli, że tak będzie najlepiej. Tylko oni, księżyc i gwiazdy. Po godzinie Malfoy podniósł się i spojrzał na teraz śpiącą dziewczynę. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Nawet jak Spałą wyglądała pięknie. Pojedyncze kosmyki opadały na jej twarz, a usta były lekko rozchylone. Niewiele myśląc wziął ją na ręce. Ku jego zaskoczeniu przytuliła się. Ruszył w stronę zamku i skierował się do dormitorium dziewczyny. Kiedy stał już przed wejściem, przypomniał sobie, że nie wie jakie jest hasło. Zrezygnowany, że pokonał tyle schodów udał się do swojego dormitorium. Położył ją delikatnie na łóżko, zdjął buty i przykrył kołdrą. Sam przebrał się w piżamę i położył na kanapie. Nie minęła minuta a już spał. 

            Następnego dnia Hermiona obudziła się z uśmiechem na ustach. Z początku nie wiedziała gdzie jest. To wszystko było dla niej takie obce. Nagle zauważyła słodko śpiącego na kanapie Dracona. Przestraszyła się. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Co stało się tamtej nocy ? Po chwili Ślizgon przebudził się. Na widok zdezorientowanej dziewczyny uśmiechnął się.

- Witaj kochanie – powiedział przesłodzonym głosem.

- Co ta tu do cholery robię ? Co się stało ? – krzyczała.

- Nie się nie stało. Usnęłaś to cie tu przyniosłem. Spokojnie, nawet cię nie dotknąłem.

- No ja myślę. Dobrze ja idę. I no nie wiem . Dzięki – powiedziała i uśmiechnęła się nieśmiało.

- Pa – powiedział i przeniósł się na łóżko, by ponownie oddać się w ramiona Moryfeusza. Hermiona pośpiesznym krokiem wyszła z pokoju. Na szczęście po drodze nie spotkała nikogo. Zastanawiał ją fakt, dlaczego ten nie obudził jej i nie zostawił, tylko wziął do siebie. Nie miała jednak siły na to wszystko. Postanowiła jutro się wszystkiego dowiedzieć dokładnie, a przede wszystkim zapytać co łączy Harrego z Pansy. Poszła do swojego dormitorium po czym przebrała się i znów położyła. 

Obiecany rozdział. Nie wiem jak wyszedł, mam nadzieje że dobrze. Nie sprawdzałam więc przepraszam za błędy. To chyba wszystko. 

KOMENTARZE 


wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 8

        

          Następne tygodnie minęły bardzo szybko. Nim się obejrzeli zostało jedynie parę dni do balu. Wszystkie sprawy organizacyjne były załatwione. Teraz nadszedł czas na przygotowanie siebie. W sobotę tydzień przed balem było wyjście do Hogsmeade. Hermiona razem z Ginny planowały wybrać się na zakupy po sukienki i dodatki na bal.
         Z samego rana poszły jako jedne z pierwszych osób do wioski. Udały się do sklepu odzieżowego Glagrag'a. Przeszukiwał wszystkie regały, szafki, szafy i w końcu znalazły. Wybrał przepiękne kreacje i dodatki. Zmęczone po tak długim czasie spędzonym w sklepie poszły do Pubu pod Trzema Miotłami gdzie umówiły się z Harry'm i Ronem. Na miejscu byli już ich przyjaciele popijając kufle z kremowym piwem. Na widok dziewczyn uśmiechnęli się i krzyknęli do Madame Rosmery, że proszą o jeszcze dwa takie same trunki. Siedzieli tak popijając piwa i wspominając stare czasy. Kiedy zaczęło się ściemniać odeszli od stołu, posłali szczery uśmiech barmance i skierowali się do zamku. Droga minęła im w ciszy, ale nie było ona uciążliwa tylko przyjemna. W połowie drogi do Ginny podszedł Blaise i oddalili się w stronę fontanny mówiąc, że chcą jeszcze chwilę pobyć sami. W pewnym momencie Harry zatrzymał się gwałtownie i uśmiechał przepraszająco do przyjaciół.

- Słuchajcie.. Ja, ja muszę iść. Spotkamy się w zamku, albo w pokoju wspólnym.

- Ale.. - zaczął Ron ale Pottera już nie było. Szli tak parę minut, a do Rona podbiegła Astoria. Pocałowała go namiętnie i zaczęła opowiadać o dzisiejszym dniu. Hermiona widząc tą sielankę uśmiechnęła się i nie mówiąc nic skręciła do pustej alejki. Pogrążona w swoich myślach nawet nie wiedziała gdzie idzie. Gdy zorientowała się, że jest kompletnie ciemno, przestraszyła się. Spojrzała na zegarek na ręce i stwierdziła, że brama do zamku właśnie jest zamykana. Przykucnęła przy ścianie i schowała twarz w dłoniach. Jak mogła być tak nieodpowiedzialna. Chwyciła swoją różdżkę i zaświeciła aby zobaczyć gdzie się znajduje. Była w jakimś ciemnym korytarzu. Na ścianach były dziury, z których wychodził robaki, na suficie pajęczyny a podłoga pokryta pleśnią. Miejsce każdego przyprawiało by o dreszcze. Stała tak i patrzyła z obrzydzeniem na wszystko co ja otaczało. Nagle z ciemności zaczęła wyłaniać się postać. Zgasiła różdżkę i trzymała ja w gotowości do ataku. Kiedy z drewnianego patyka przybyłej osoby wydobyło się światło krzyknęła '' Expelliarmus '' a różdżka przeciwnika wylądowała w jej rękach. Zaświeciła swoją aby dokładniej ją obejrzeć. Wydawała jej się znajoma. Podniosła wzrok na właściciela i odetchnęła z ulgą :

- Czemu mnie tak straszysz ?! - powiedziała oburzona

- Ja ciebie ? To by mnie rozbrajasz - odpowiedział z rozbawieniem.

- A co miałam zrobić ? Bałam się! Tak właściwie co ty tu robisz ? Nie powinieneś być w zamku ? - zapytała

- O to samo mógłbym zapytać ciebie - uśmiechną się triumfalnie - Oddasz mi moja własność ? Raz mi ją już zabraliście.

- Masz - odpowiedział niezbyt grzecznie - Wiesz gdzie jesteśmy ?

- To jedno z tajnych przejść do wioski.  

- Uff.. – odetchnęła.

- No chodź – powiedział Malfoy – przecież cię tu nie zostawię. Szli tak tunelem oświetlonym tylko ich różdżkami w ciszy. Ona jednak im Ne ciążyła. Obydwoje lubili swoje towarzystwo i czuli się w nim dobrze. W końcu dotarli do zamku. Ślizgon chciał odprowadzić Hermionę, ale ta zaprzeczała. Nagle usłyszeli za sobą głos woźnego Filcha. Przeklinał, że nie szanują jego pracy i nie zwracają na nią uwagi. Draco szybko zaciągnął Gryfonkę do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i nie tłumacząc nic zaprowadził do swojego dormitorium. Okazało się, że panuje tu straszny bałagan a ciuchy leżą wszędzie. Nie były to męskie ubrania a damskie co szczególnie przykuło uwagę dziewczyny. Na łóżku leżała para. Dziewczyna o bujnie rudych włosach i czarnoskóry chłopak. Przybyła para zaśmiała się cicho po czym bezgłośnie opuściła pokój.

- Ha, ha, ha ! Widziałaś to ? - zapytał rozbawiony do granic możliwości.

- Tak, ale nie powinniśmy się śmiać. Przecież wiedzą co robią - powiedziała całkiem poważnie ale nie mogła wytrzymać i po chwili sama się roześmiała - Mogę wiedzieć czemu mnie tu zaciągnąłeś ? - zapytała nieco opanowana. 

- Żebyś nie miała szlabanu może dlatego ? 

- Nie potrzebuje twojej pomocy ! 

- To proszę droga wolna. Tylko uwaga, tu jest pełno błota, a Filch pewnie sprząta. Ale dobra, proszę. Idź - powiedział i uśmiechnął się triumfalnie wiedząc, ze już wygrał.

- Nienawidzę cię - wysyczała oburzona i usiadła na kanapie przed kominkiem. 

- Też cię lubię Granger - uśmiechnął się i usiadł koło niej podając szklankę z Ognistą Whisky. Chwilę jeszcze siedzieli w milczeniu po czym chłopak podniósł się z miejsca i wyciągnął do dziewczyny rękę. 

- Co ty wyprawiasz ? - zapytałą kompletnie nie wiedząc co się dzieje. 

- No chyba mamy zacząć ten cały bal tańcem nie ? To może warto by poćwiczyć. A zresztą i tak nie mamy co robić. Moje dormitorium zajęte, do twojego nie dojdziemy a u Zabiniego pewnie pierdolnik więc nie mamy innego wyjścia jak spędzić noc tutaj. 

- Ty ? Arystokrata z najwyższej półki ? Chcesz ćwiczyć taniec ? - zażartowała 

- Robię to dla ciebie słonko, bo z tego co mówiła Ginny nie za bardzo umiesz tańczyć - odgryzł jej się. 

- Kiedy niby tak powiedziała ? - zapytała zmieszana i cała czerwona.

- Nie mówiła, strzelałem. I widzę trafiłem - odpowiedział z lekkim rozbawieniem. 

- Ugh ! Idiota - wymruczała pod nosem ale on doskonale to usłyszał. 

- Potraktuje to jako komplement - powiedział i zniknął za jakimiś drzwiami. Wrócił za parę mitun a w ręku trzymał radio. 

- Co to jest ? - zapytała zdziwiona. 

- Radio. Myślałem, że skoro mieszkasz w rodzinie mugoli to .. 

- Tak wiem, ze to radio, ale co robi w twoich rękach ? Przecież ty gardzisz mugolami - przerwała mu. 

- Gardziłem Granger, gardziłem - uśmiechnął się lekko i porwał ją z kanapy. Z początku nie mogli znaleźć wspólnego języka, ale później nogi same ich nosiły. Nie widzieli nic poza swoimi oczami. Ich ciała zgrały się ze sobą idealnie. Jedyne co się w tej chwili liczyło to oni. Nawet nie zauważyli kiedy muzyka przestała grać. Tańczyli dalej zatapiając się w swoich ciałach i ruchach.

- A co tu się dzieje gołąbeczki ? - zapytał przesłodzonym głosem Blaise, tym samym wyrywajac ich z transu. Momentalnie odskoczyli od siebie. Na twarz Gryfonki wpłynął obficie czerwony rumieniec i schowała twarz w dłoniach. Ślizgon zachował obojętną minę ale jego oczy cisneły w przyjaciela błyskawicami i patrzył na niego wzrokiem Jeszcze tego pożałujesz . Niczym nie zrażony czarnoskóry ucałował swoją dziewczynę czule w usta i rozsiadł się na fotelu nalewając trunku. Dwie Gryfonki opuściły pokój bardzo szybko. Jedna podniecona po upojnej nocy u boku ukochanego a druga zawstydzona swoim zachowaniem. Nawet nie wiedziała, że jej były wróg potrafi tak na nią działać. 

    

Jest i rozdział. Może spóźniony ale jest. Miałam weekend pełen wrażeń więc nie miałam zbytnio czasu na pisanie, ale to się zmieni ponieważ już niedługo przerwa. Jak się ciesze. Obiecuje, ze nowy rozdział pojawi się w ten weekend, najpóźniej w poniedziałek. Jeszcze raz proszę o KOMENTARZE. Nawet krótkie, ale ważne, ze szczere. Nie przedłużam. 

Ściskami Sectun Sempraa 

KOMENTARZE !!!

wtorek, 1 kwietnia 2014

Miniaturka ,, Podstępem Do Uczuć ''

        

Trwał właśnie mecz quidditcha. Gryffindor kontra Slytherin. Prowadził dom węża sto trzydzieści do stu dwudziestu.. Wszyscy zawodnicy latali nad boiskiem rozgrywając ostatni w sezonie mecz. Drużyna, która wygra, zwycięża Puchar Quidditcha. Rozbrzmiał głos komentatora:

- Czy to ? Tak Harry Potter zauważył złoty znicz i ruszył w pogoń za nim ! Dłużny nie został też Draco Malfoy. Idą łeb w łeb - wszystkie oczy skierowały się na dwóch szukających - Znicz mają na wyciągniecie reki, ale żaden nie daje za wygraną i .. - każdemu zaparło dech w piersiach - Co to ? Draco Malfoy spadł z miotły ! - wszyscy jak na zawołanie poderwali się z miejsca i skierowali wzrok na bezwładnego Ślizgona. Z tybun dochodziły podniesione szepty, a poszczególne osoby zgromadziły się wokół poszkodowanego. Była w śród nich również Hermiona Granger. Ostatnio jej kontakty z uczniem domu Salazara Slytherina znacznie się poprawiły. Wyjaśnili sobie wszystko i wybaczyli. Starali się nadrobić te wszystkie lata nienawiści wiec spędzali ze sobą dość sporo czasu. Okazało się, że tematów do rozmów im nie brakowało. Obojgu bardzo zależało na poprawnym zaliczeniu OWTM-ów, lubili te same potrawy, książki, zespoły. Kiedyś nikt by nie uwierzył, że ta dwójka ma ze sobą coś wspólnego. Polubili się i to bardzo nawet za bardzo ale nikt nie miał się o tym dowiedzieć, nawet oni sami. Szatynka widząc Malfoya leżącego bez ruchu na  ziemi miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Można było stwierdzić, że nie żyje gdyby nie delikatnie unosząca się klatka piersiowa blondyna. Dziewczyna trzymała się jednak dzielnie, nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi. A co jeśli by się wydało ? Nie zniosła by tego. Wszyscy by wytykali ją palcami, mówili za jej plecami, a fanki Ślizgona planowały zemstę. Nie do tego dopuścić nie mogła. Patrzyła jak profesor Snype lewituje swojego podopiecznego do Skrzydła Szpitalnego a wszyscy obecni na meczu opuszczają boisko. Stała tak dobre kilka minut a kiedy była pewna, ze nikogo na boisku już nie ma upadła na kolana tuż obok miotły Malfoya i schowała twarz w dłoniach. Płakała, a łzy spływały jej po dłoniach i kolanach. W głowie układały się najczarniejsze scenariusze, a z każdą nową myślą przychodziły też nowe łzy. Kiedy się nieco uspokoiła i w miarę możliwości odgoniła okropne myśli chciała wrócić do dormitorium, przespać się a w nocy wkraść do Skrzydła Szpitalnego. Wiedziała, że odwiedzanie go teraz nie jest najlepszym momentem, zapewne cały Slytherin siedzi teraz przy jego łóżku. W końcu to Malfoy, najbardziej lubiany w swoim domu i zdecydowanie najprzystojniejszy w całej szkole. Przetarła jeszcze oczy i już miała się podnosić kiedy na miotle w miejscu gdzie trzyma się ręce zauważyła wcięcie, najprawdopodobniej świeże. Chwilę patrzyła w miejsce uszkodzenia i doszła do wniosku, ze to z tego powodu Ślizgon spadł z miotły. Ktoś chciał, żeby spadł, to nie był przypadek. Obiecała sobie, że wróci jeszcze do tej sprawy i dowiedzie prawdy.
            Pewnym krokiem poszła w stronę zamku z zamiarem powrotu do dormitorium. Cieszyła się, że na swoje własne, prywatne. Tam zawsze najlepiej jej się myślało, nie licząc jej ulubionego miejsca nad jeziorem. Zmęczona całą sytuacją zrzuciła z siebie ubrania zostając w samej bieliźnie, wsunęła się pod ciepłą kołdrę i oddala w ramiona Moryfeusza. Spała tak dobrych parę godzin. Gdy się obudziła na dworze było już ciemno. Szybko spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się sama do siebie. To była idealna pora. Nałożyła szybko czarne spodnie, szarą luźną bluzkę, na która narzuciła zieloną bluzę i wyszła z dormitorium. Szła korytarzem pogrążonym w mroku i tylko w nielicznych miejscach padało światło księżyca. Idąc tak w ciszy zaczęła się bać. A co jeśli Filch ją przyłapie? A jeżeli pani Pomfey nie śpi ? Może w końcu dostać szlaban a prefektowi nie wypada. Ta chwila niepewności szybko się ulotniła dając miejsce nowej a był nią Ślizgon z pięknym spojrzeniem szaro-błękitnych, przeszywających tęczówek. Kiedy stanęła przed drzwiami sali najciszej jak potrafiła uchyliła je i upewniając się, ze nikogo nie ma w środku przecisnęła się przez możliwie najmniej uchylone drzwi. Błyskawicznie znalazła się przy łóżku Draco i chwyciła jego rękę. W oczach zebrały się łzy a wargi drgały jakby miały wydać z siebie najgłośniejszy krzyk. Pochyliła się nad jego ciałem mocząc kawałek jego ubrania i cicho szlochała.

- Proszę cie, wyzdrowiej to przecież nic takiego jak na ciebie. Proszę zostań ze mną – łkała. Podniosła głowę lekko do góry i zobaczyła jego twarz tonącą w półmroku. Nawet jak leżał na łóżku szpitalnym i był nieprzytomny wyglądał niezwykle atrakcyjnie. Blask księżyca bijący przez okno padał idealnie na jego twarz. Ostre rysy twarzy były jakby bardziej widoczne, a pojedyncze kosmyki jego blond włosów opadały bezwładnie na czoło. Był teraz taki spokojny i wolny od wszystkich problemów. Mogłaby patrzeć na niego bez końca ale jej czas przy nim się kończył.

- Kocham Cię – szepnęła i pocałowała go w policzek. Doszła do drzwi, już trzymała rękę na klamce kiedy delikatnie się odwróciła – Szkoda, ze nigdy ci tego nie powiem – szepnęła w stronę łóżka blondyna i zniknęła w ciemności.


Droga do pokoju zleciała jej niewyobrażalnie szybko. Po drodze nie spotkała nikogo, kto mógłby jej zaszkodzić. Wchodząc do pomieszczenia jednym szybkim ruchem pozbyła się ubrań i rzucił na łóżko. Leżąc wpatrywała się tępo w sufit obiecując sobie, że jutro po śniadaniu znajdzie miotłę Malfoya i dokładnie się jej przyjrzy. Z takim postanowieniem zapadłą w głęboki sen. 

Następnego dnia jak na zawołanie wstała idealnie godzinę przed śniadaniem. Wykonała poranną toaletę, ubrała się, związała włosy w luźnego warkocza przerzucając go przez jedno ramię i udała się do Wielkiej Sali. Były już w niej tłumy jak na tak wczesną porę i to w dniu wolnym. Usiadła przy stole Gryffindoru i zabrała się za jedzenie. Wiedziała, ze dziś przed nią długi dzień i noc, ponieważ znów zamierzała wymknąć się z pokoju do królestwa pani Pomfrey. Po krótkiej chwili dołączyła do niej Ginny z promiennym uśmiechem na twarzy.

- Co ty taka wesoła dzisiaj ? – zapytała szatynka.

- No wiesz, jestem po prostu szczęśliwa. Mam wspaniałego chłopaka, cudowną przyjaciółkę, ładną pogodę. Czego chcieć więcej ? 

- Zdrowego ukochanego – wyszeptała do przyjaciółki Hermiona. Tylko ona wiedziała o jej uczuciach. To jej wszystko mówiła, żaliła się i opowiadała swoje przeżycia. Wiedziała, ze jej może w stu procentach ufać. Młoda Weasleyówna popatrzyła na szatynkę ze współczuciem. Dostrzegła, że oczy Hermiony nie są jak kiedyś radosne i pełne życia, tylko smutne i puste jakby nagle ktoś zabrał ich cząstkę. 

- Wyzdrowieje, zobaczysz – powiedziała Ruda przytulając przyjaciółkę. Miała nadzieje, że w ten sposób pokarze jej, że ma w niej oparcie i doda trochę otuchy. Brązowooka uśmiechnęła się blado do przyjaciółki po czym wstała od stołu i udała się w stronę wyjścia. Kątem oka widziała, że Ginny chce wypytać ją o wszystko ale powstrzymała się za co była jej dozgonnie wdzięczna. Od razu po śniadaniu poszła do szatni Ślizgonów i bez problemu odnalazła miotłę Malfoya. Wzięła ją do ręki i dokładnie obejrzała. Zatrzymała wzrok na wcięciu w trzonku. Przy krawędziach zauważyła ślady jakby spalenia. Musiało to być zaklęcie ogniste, ale przecież od zwykłego ognia nie traci się przytomności. Może jedynie zapiec. Nie znała zaklęcia, które mogło by mieć takie skutki. Ostrożnie odłożyła miotłę na swoje miejsce i udała się do biblioteki. Tam chciała poszukać czegoś na temat tego typu zaklęć. Gdy dotarła na miejsce, zabrała parę książek i zaszyła się w najciemniejszym i najbardziej oddalonym kącie. Ze względu na dzień tygodnia, czyli niedziele w bibliotece nie było dużo ludzi. Znacznie łatwiej skupić się, kiedy nikt nie kręci się między regałami albo jak nie rozmawia. Kartkowała już trzecia książkę i wreszcie znalazła :


Zaklęcie Igneus Coma* – osoba, która zostanie nią trafiona traci przytomność na parę dni. Jest bezbarwne dlatego też nie widać kiedy ktoś je rzuca. Zaklecie bardzo stare lecz niegroźne. Podczas... 

Nie doczytała do końca, bo już wiedziała co się stało. To dlatego jest nieprzytomny a na miotle ślady po spaleniu. Szybko  przekopiowała tekst za pomocą różczki na pusty pergamin i zadowolona wyszła z biblioteki. Czułą satysfakcję z tego czego dokonała. Zostało jeszcze pytanie kto rzucił zaklęcie. To nie mógł być Ślizgon, bo w takim razie chciałby przegranej. Puchoni moją raczej za dobre serce na takie posuniecie. Krukoni nie maja zbytnich powodów a Gryfoni? Oni mieli najprawdopodobniej powód. Chcieli wygrać i w końcu upokorzyć tego, które cały czas upokarzał ich. Tylko uczniów domu lwa było mnóstwo. Dowiedzieć się kto to zrobił nie było łatwe. Postanowiła, że tylko kiedy Malfoy się obudzi i będzie w dość dobrej fomie zapyta czy miał jakiś szczególnych wrogów.

            Minęło już tydzień a Ślizgon nadal nie otworzył oczu. Hermiona przez cały ten czas odwiedzała go nocami i płakała przy jego łóżku. Rano chodziła na zajęcia, po obiedzie odrabiała lekcje później spała, w wolnym czasie analizowała, który z Gryfonów mógł mieć motyw uszkodzenia Ślizgona a nocami wymykała się do Skrzydła Szpitalnego. Ten monotonny rytuał dnia zmienił się kiedy wracała ze śniadania i usłyszałą, całkiem przez przypadek piskliwy głosik Astori Greengras : 


- Obudził się ! Już pamięta wszystko, ale jakoś dziwnie się zachowuje. Jakby myślami był kompletnie gdzie indziej. Pewnie to jakieś skutki uboczne lekarstw jakie przyjmował napewno niedługo będzie dobrze. 

Hermiona słysząc te słowa uśmiechnęła się i spuściła wzrok. Obudził się – tylko te słowa huczały jej w głowie. Ciekawiło ją czy pamieta co się stało. A jeżeli on nie bedzie chciał jej widzieć ? Może znów będzie traktował ją jak nic nie wartą szlamę Granger. Nie, napewno nie ! On się zmienił. Status krwi już się nie liczy. Z szerokim uśmiechem poszła na błonia, usiadła w swoim ulubionym miejscu nad jeziorem i zaczęła czytać jakąś grubą, mugolską książkę. Opowiadała o chłopaku zagubionym i pozbawionym swoich racji. Pewnego dnia poznał dziewczynę. Kompletnie inny charakter, przyzwyczajenia i cel w życiu. Polubili sie a z czasem pokochali. Wybrali wspólną drogę, na której pojawiło się mnóstwo problemów. Pokonywali ją dzielnie i wytrwale. Kiedy dotarli do końca i zdobyli upragnioną wolność i szcześnie dziewczyna zachorowała. Przy życiu trzymała ją myśl, że ma go przy sobie. Wkrótce zmarła a chłopak nie móc sobie z tym poradzić popełnił samobójstwo. Szatynka tak się zaczytała, ze nie zauważyła jak ktoś siada obok niej i nakłada na ramiona marynarkę. Nie spojrzała kto to jest ale tego zapachu perfum nie mogła pomylić. To był ON. Usiadł kołoniej i nie mówił nic, tylko wpatrywał się przed siebie. Cisza, jaka miedzy nimi panowała nie była uciażliwa jednak Gryfonka szybko ją przerwała : 

-Wyzdrowiałeś. No i jak się czujesz ? – zapytała jakby nigdy nic.
- Dobrze, nawet bardzo dobrze – odpowiedział. Uśmiechnął się szeroko i popatrzył na jej podpuchnięte oczy – Płakałaś ?
- Tak , to ta książka. Wzruszyłam się – skłamała .
- Co to za książka ? 

 - ,, Na zawsze ‘’ – odparła.


- Czytałem. Wiesz trochę mi przypomina mnie. Całe życie bez sensu, zero miłości w domu, same problemy. Nagle jedna noc i wszystko się zmienia. Mam już wolność i szczęście chyba też. Kocham dziewczynę a ona to odwzajemnia. Przynajmniej tak mówiła – powiedział a na jego usta wpłynął uśmiech delikatny ale widać, że rozbawiło go to wyznanie. 

- To świetnie – powiedziała a w oczach zalśniły łzy. Kocham dziewczynę, a ona odwzajemnia moje uczucia.. – nie mogła uwolnić się od tych słów. Czyli jednak była ta, którą kochał a ona nic dla niego nie znaczyła. Nie chcąc pagrążyć się jeszcze bardziej zmieniłą temat :

- Wiem dlaczego spadłeś z miotły. Tylko nie wiem kto rzucił zaklęcie. 

- A ja wiem – w jego oczach byłysnął spryt – to był Zabini. Chciałem żeby to zrobił. Musiałem coś sprawdzić. I chyba osiągnołem swój cel. Powiedziała , że kocha – uśmiechnął się na te słowa i popatrzył na Hermionę. Dostrzegł w jej oczach rozczarowanie. Najwidoczniej jeszcze nic nie rozumiała. 

- To dobrze. Szczęścia życzę – powiedziała i zaczęła się podnosić ale Malfoy szybko złapał ją za rękę i pociągną tak, że znów usiadła tym razem na jego kolanach.
- Nie będę go miał jak odejdziesz – szepnął jej do ucha i musnął jej pełne, malinowe wargi. Kompletnie zdezoriętowana Gryfonka odsunęła się od niego i popatrzyła wzrokiem, który żądał wyjaśnień. – Granger a ty niby taka madra jesteś – uśmiechnął się kpiąco i zaczął mówić – Wiesz jakim zaklęciem dostałem tak ?

- No tak. Igneus Coma – rzekła bez zawahania.
- No i wiesz jak działa ?
- Tak. Tracisz przytomność na parę dni ale nic wielkiego ci się nie dzieje – powiedziała i nie zawahała się ani razu.
- No to chyba wiesz, skąd wiem, ze mnie kochasz – powiedział jakby to była najprostsza rzecz na świecie. 

- No właśnie nie.

- Jak dziecko. No bo jeżeli ktoś dostanie tym zaklęciem to traci przytomność ale w taki inny sposób. 

- Może trochę jaśniej ? 

- To znaczy, że ja wyglądam jakbym spał a tak naprawdę, czułem każdy dotyk, słyszałem każdy szept. Nie mogłem tego zobaczyć ani się poruszyć ale wiedziałem co się dzieje – Hermiona spuściła głowę tak, że włosy zasłaniały jej policzki, na których pojawił się rumieniec tak obficie czerwony, że nie sposób było go nie zauważyć – A i jeszcze jedno. Ja też cię kocham – dokończył i znów ich usta połączył pocałunek. Tym razem był namiętny i pełen pasji.
- Jesteś dupkiem, mówił ci to już ktoś ? – zapytała udając oburzenie.
- Tak i to milion razy. To brzmi tak pięknie jak to mówisz, że chyba się nie zamierzam zmienić. A i całą koszulę miałem w twoim tuszu więc wisisz mi nową -  po tych słowach obydwoje się  roześmiali. Każdy mógł myśleć co chce ale byli szczęśliwi. Dokładnie jak w tej książce. Dwa różne charaktery dopełniają się tworząc coś pięknego. Może droga będzie długa i niebezpieczna ale będzie ich. Przejdą przez nią nie zważając na to co spotka ich po drodze. Kochali się i nie wyobrażali swojego szczęścia bez siebie. Bo tak właśnie jest miłość. To gra, w której można wygrać tylko pokonując wszystkie przeszkody. Niewielu udało się ją w pełni ukończyć. Jedni zrobili to szybciej, drudzy nadal grają a niektórzy już skończyli. Oni swoją grę właśnie rozpoczęli i nie zamierzali się szybko poddawać A zapowiadała się naprawdę interesująco.  


* łac. Ognista Śpiączka 

Jest i miniaturka. To moja pierwsza, wiec proszę o wyrozumiałość. Może jest taka trochę banalna ale jakoś mi się podoba :) 

PROSZĘ O KOMENTARZE !  

Ściskam Sectun Sempraa