Trwał właśnie mecz
quidditcha. Gryffindor kontra Slytherin. Prowadził dom węża sto trzydzieści do
stu dwudziestu.. Wszyscy zawodnicy latali nad boiskiem rozgrywając ostatni w
sezonie mecz. Drużyna, która wygra, zwycięża Puchar Quidditcha. Rozbrzmiał głos
komentatora:
Pewnym krokiem poszła w stronę zamku z zamiarem powrotu do dormitorium. Cieszyła się, że na swoje własne, prywatne. Tam zawsze najlepiej jej się myślało, nie licząc jej ulubionego miejsca nad jeziorem. Zmęczona całą sytuacją zrzuciła z siebie ubrania zostając w samej bieliźnie, wsunęła się pod ciepłą kołdrę i oddala w ramiona Moryfeusza. Spała tak dobrych parę godzin. Gdy się obudziła na dworze było już ciemno. Szybko spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się sama do siebie. To była idealna pora. Nałożyła szybko czarne spodnie, szarą luźną bluzkę, na która narzuciła zieloną bluzę i wyszła z dormitorium. Szła korytarzem pogrążonym w mroku i tylko w nielicznych miejscach padało światło księżyca. Idąc tak w ciszy zaczęła się bać. A co jeśli Filch ją przyłapie? A jeżeli pani Pomfey nie śpi ? Może w końcu dostać szlaban a prefektowi nie wypada. Ta chwila niepewności szybko się ulotniła dając miejsce nowej a był nią Ślizgon z pięknym spojrzeniem szaro-błękitnych, przeszywających tęczówek. Kiedy stanęła przed drzwiami sali najciszej jak potrafiła uchyliła je i upewniając się, ze nikogo nie ma w środku przecisnęła się przez możliwie najmniej uchylone drzwi. Błyskawicznie znalazła się przy łóżku Draco i chwyciła jego rękę. W oczach zebrały się łzy a wargi drgały jakby miały wydać z siebie najgłośniejszy krzyk. Pochyliła się nad jego ciałem mocząc kawałek jego ubrania i cicho szlochała.
- Proszę cie, wyzdrowiej to przecież nic takiego jak na ciebie. Proszę zostań ze mną – łkała. Podniosła głowę lekko do góry i zobaczyła jego twarz tonącą w półmroku. Nawet jak leżał na łóżku szpitalnym i był nieprzytomny wyglądał niezwykle atrakcyjnie. Blask księżyca bijący przez okno padał idealnie na jego twarz. Ostre rysy twarzy były jakby bardziej widoczne, a pojedyncze kosmyki jego blond włosów opadały bezwładnie na czoło. Był teraz taki spokojny i wolny od wszystkich problemów. Mogłaby patrzeć na niego bez końca ale jej czas przy nim się kończył.
- Kocham Cię – szepnęła i pocałowała go w policzek. Doszła do drzwi, już trzymała rękę na klamce kiedy delikatnie się odwróciła – Szkoda, ze nigdy ci tego nie powiem – szepnęła w stronę łóżka blondyna i zniknęła w ciemności.
Droga do pokoju
zleciała jej niewyobrażalnie szybko. Po drodze nie spotkała nikogo, kto mógłby
jej zaszkodzić. Wchodząc do pomieszczenia jednym szybkim ruchem pozbyła się
ubrań i rzucił na łóżko. Leżąc wpatrywała się tępo w sufit obiecując sobie, że
jutro po śniadaniu znajdzie miotłę Malfoya i dokładnie się jej przyjrzy. Z
takim postanowieniem zapadłą w głęboki sen.
Następnego dnia
jak na zawołanie wstała idealnie godzinę przed śniadaniem. Wykonała poranną
toaletę, ubrała się, związała włosy w luźnego warkocza przerzucając go przez
jedno ramię i udała się do Wielkiej Sali. Były już w niej tłumy jak na tak
wczesną porę i to w dniu wolnym. Usiadła przy stole Gryffindoru i zabrała się
za jedzenie. Wiedziała, ze dziś przed nią długi dzień i noc, ponieważ znów
zamierzała wymknąć się z pokoju do królestwa pani Pomfrey. Po krótkiej chwili
dołączyła do niej Ginny z promiennym uśmiechem na twarzy.
- No wiesz, jestem po prostu szczęśliwa. Mam wspaniałego chłopaka, cudowną przyjaciółkę, ładną pogodę. Czego chcieć więcej ?
- Zdrowego ukochanego – wyszeptała do przyjaciółki Hermiona. Tylko ona wiedziała o jej uczuciach. To jej wszystko mówiła, żaliła się i opowiadała swoje przeżycia. Wiedziała, ze jej może w stu procentach ufać. Młoda Weasleyówna popatrzyła na szatynkę ze współczuciem. Dostrzegła, że oczy Hermiony nie są jak kiedyś radosne i pełne życia, tylko smutne i puste jakby nagle ktoś zabrał ich cząstkę.
- Wyzdrowieje, zobaczysz – powiedziała Ruda przytulając przyjaciółkę. Miała nadzieje, że w ten sposób pokarze jej, że ma w niej oparcie i doda trochę otuchy. Brązowooka uśmiechnęła się blado do przyjaciółki po czym wstała od stołu i udała się w stronę wyjścia. Kątem oka widziała, że Ginny chce wypytać ją o wszystko ale powstrzymała się za co była jej dozgonnie wdzięczna. Od razu po śniadaniu poszła do szatni Ślizgonów i bez problemu odnalazła miotłę Malfoya. Wzięła ją do ręki i dokładnie obejrzała. Zatrzymała wzrok na wcięciu w trzonku. Przy krawędziach zauważyła ślady jakby spalenia. Musiało to być zaklęcie ogniste, ale przecież od zwykłego ognia nie traci się przytomności. Może jedynie zapiec. Nie znała zaklęcia, które mogło by mieć takie skutki. Ostrożnie odłożyła miotłę na swoje miejsce i udała się do biblioteki. Tam chciała poszukać czegoś na temat tego typu zaklęć. Gdy dotarła na miejsce, zabrała parę książek i zaszyła się w najciemniejszym i najbardziej oddalonym kącie. Ze względu na dzień tygodnia, czyli niedziele w bibliotece nie było dużo ludzi. Znacznie łatwiej skupić się, kiedy nikt nie kręci się między regałami albo jak nie rozmawia. Kartkowała już trzecia książkę i wreszcie znalazła :
Zaklęcie Igneus Coma* – osoba, która zostanie nią trafiona traci
przytomność na parę dni. Jest bezbarwne dlatego też nie widać kiedy ktoś je
rzuca. Zaklecie bardzo stare lecz niegroźne. Podczas...
Minęło już tydzień a Ślizgon nadal nie otworzył oczu. Hermiona przez cały ten czas odwiedzała go nocami i płakała przy jego łóżku. Rano chodziła na zajęcia, po obiedzie odrabiała lekcje później spała, w wolnym czasie analizowała, który z Gryfonów mógł mieć motyw uszkodzenia Ślizgona a nocami wymykała się do Skrzydła Szpitalnego. Ten monotonny rytuał dnia zmienił się kiedy wracała ze śniadania i usłyszałą, całkiem przez przypadek piskliwy głosik Astori Greengras :
- Obudził się ! Już pamięta wszystko, ale jakoś dziwnie się zachowuje. Jakby myślami był kompletnie gdzie indziej. Pewnie to jakieś skutki uboczne lekarstw jakie przyjmował napewno niedługo będzie dobrze.
Hermiona słysząc te słowa uśmiechnęła się i spuściła wzrok. Obudził się – tylko te słowa huczały jej w głowie. Ciekawiło ją czy pamieta co się stało. A jeżeli on nie bedzie chciał jej widzieć ? Może znów będzie traktował ją jak nic nie wartą szlamę Granger. Nie, napewno nie ! On się zmienił. Status krwi już się nie liczy. Z szerokim uśmiechem poszła na błonia, usiadła w swoim ulubionym miejscu nad jeziorem i zaczęła czytać jakąś grubą, mugolską książkę. Opowiadała o chłopaku zagubionym i pozbawionym swoich racji. Pewnego dnia poznał dziewczynę. Kompletnie inny charakter, przyzwyczajenia i cel w życiu. Polubili sie a z czasem pokochali. Wybrali wspólną drogę, na której pojawiło się mnóstwo problemów. Pokonywali ją dzielnie i wytrwale. Kiedy dotarli do końca i zdobyli upragnioną wolność i szcześnie dziewczyna zachorowała. Przy życiu trzymała ją myśl, że ma go przy sobie. Wkrótce zmarła a chłopak nie móc sobie z tym poradzić popełnił samobójstwo. Szatynka tak się zaczytała, ze nie zauważyła jak ktoś siada obok niej i nakłada na ramiona marynarkę. Nie spojrzała kto to jest ale tego zapachu perfum nie mogła pomylić. To był ON. Usiadł kołoniej i nie mówił nic, tylko wpatrywał się przed siebie. Cisza, jaka miedzy nimi panowała nie była uciażliwa jednak Gryfonka szybko ją przerwała :
-Wyzdrowiałeś. No i jak się czujesz ? – zapytała jakby nigdy nic.
- Dobrze, nawet bardzo dobrze – odpowiedział. Uśmiechnął się szeroko i popatrzył na jej podpuchnięte oczy – Płakałaś ?
- Tak , to ta książka. Wzruszyłam się – skłamała .
- Co to za książka ?
- ,, Na zawsze ‘’ – odparła.
- Czytałem. Wiesz trochę mi przypomina mnie. Całe życie bez sensu, zero miłości w domu, same problemy. Nagle jedna noc i wszystko się zmienia. Mam już wolność i szczęście chyba też. Kocham dziewczynę a ona to odwzajemnia. Przynajmniej tak mówiła – powiedział a na jego usta wpłynął uśmiech delikatny ale widać, że rozbawiło go to wyznanie.
- To świetnie – powiedziała a w oczach zalśniły łzy. Kocham dziewczynę, a ona odwzajemnia moje uczucia.. – nie mogła uwolnić się od tych słów. Czyli jednak była ta, którą kochał a ona nic dla niego nie znaczyła. Nie chcąc pagrążyć się jeszcze bardziej zmieniłą temat :
- Wiem dlaczego spadłeś z miotły. Tylko nie wiem kto rzucił zaklęcie.
- A ja wiem – w jego oczach byłysnął spryt – to był Zabini. Chciałem żeby to zrobił. Musiałem coś sprawdzić. I chyba osiągnołem swój cel. Powiedziała , że kocha – uśmiechnął się na te słowa i popatrzył na Hermionę. Dostrzegł w jej oczach rozczarowanie. Najwidoczniej jeszcze nic nie rozumiała.
- To dobrze. Szczęścia życzę – powiedziała i zaczęła się podnosić ale Malfoy szybko złapał ją za rękę i pociągną tak, że znów usiadła tym razem na jego kolanach.
- Nie będę go miał jak odejdziesz – szepnął jej do ucha i musnął jej pełne, malinowe wargi. Kompletnie zdezoriętowana Gryfonka odsunęła się od niego i popatrzyła wzrokiem, który żądał wyjaśnień. – Granger a ty niby taka madra jesteś – uśmiechnął się kpiąco i zaczął mówić – Wiesz jakim zaklęciem dostałem tak ?
- No tak. Igneus Coma – rzekła bez zawahania.
- No i wiesz jak działa ?
- Tak. Tracisz przytomność na parę dni ale nic wielkiego ci się nie dzieje – powiedziała i nie zawahała się ani razu.
- No to chyba wiesz, skąd wiem, ze mnie kochasz – powiedział jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
- No właśnie nie.
- Jak dziecko. No bo jeżeli ktoś dostanie tym zaklęciem to traci przytomność ale w taki inny sposób.
- Może trochę jaśniej ?
- To znaczy, że ja wyglądam jakbym spał a tak naprawdę, czułem każdy dotyk, słyszałem każdy szept. Nie mogłem tego zobaczyć ani się poruszyć ale wiedziałem co się dzieje – Hermiona spuściła głowę tak, że włosy zasłaniały jej policzki, na których pojawił się rumieniec tak obficie czerwony, że nie sposób było go nie zauważyć – A i jeszcze jedno. Ja też cię kocham – dokończył i znów ich usta połączył pocałunek. Tym razem był namiętny i pełen pasji.
- Jesteś dupkiem, mówił ci to już ktoś ? – zapytała udając oburzenie.
- Tak i to milion razy. To brzmi tak pięknie jak to mówisz, że chyba się nie zamierzam zmienić. A i całą koszulę miałem w twoim tuszu więc wisisz mi nową - po tych słowach obydwoje się roześmiali. Każdy mógł myśleć co chce ale byli szczęśliwi. Dokładnie jak w tej książce. Dwa różne charaktery dopełniają się tworząc coś pięknego. Może droga będzie długa i niebezpieczna ale będzie ich. Przejdą przez nią nie zważając na to co spotka ich po drodze. Kochali się i nie wyobrażali swojego szczęścia bez siebie. Bo tak właśnie jest miłość. To gra, w której można wygrać tylko pokonując wszystkie przeszkody. Niewielu udało się ją w pełni ukończyć. Jedni zrobili to szybciej, drudzy nadal grają a niektórzy już skończyli. Oni swoją grę właśnie rozpoczęli i nie zamierzali się szybko poddawać A zapowiadała się naprawdę interesująco.
Cudna, a nie banalna :*
OdpowiedzUsuńStrasznie fajna, mam nadzieję, że będzie takich więcej.
Zapraszam do mnie: dramione-serce-nie-sluga.blogspot.com
PS: mam jeszcze jedną prośbę. Wyłącz weryfikację obrazkową ;)