czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 10 cz. 1



          Wczorajsza zabawa była tak wyczerpująca, że Hermiona obudziła się dopiero w południe. Niechętnie wstała z łóżka i poszła do łazienki, zabierając po drodze ubrania. Po około trzydziestu minutach wyszła gotowa aby pójść na obiad, bo na śniadanie raczej nie ma co liczyć. Wyglądała skromnie, ale ładnie. Jasne spodnie do tego czarna koszulka i pomarańczowa bluza. Na nogach białe trampki, a włosy spięte w luźną kitkę. Na twarzy delikatny makijaż, podkreślający jedynie jej długie rzęsy. Powolnym krokiem udała się do Wielkiej Sali. Była już prawie cała zapełniona. Skierowała się do swojego stołu i od razu zauważyła swojego przyjaciela. 

- Cześć Harry. Widzę humorek dopisuje ? 

- O cześć. Tak, no. 

- Jakiś taki dziś jesteś inny. Jakby w innym świecie. 

 - Hermiono, my jesteśmy w innym świecie. Ej to już tyle lat – zaśmiał się.

 - Muszę z Tobą porozmawiać. Co powiesz na spacer po błoniach ?

- Jasne, ale nie będę miał dużo czasu.

- Okej, a co będziesz później robił ?

- Yy.. Bo ja ten.. no … umówiłem się z … ee… kolegą.

- Hmm.. Powiedzmy, że ci wierze – odpowiedziała i spojrzała na niego podejrzliwie. Wiedziała, że idzie do Pansy. To było bardziej, niż pewne. Po skończonym posiłku dwójka Gryfonów wyszła przed zamek. Spacerowali, rozmawiając o najróżniejszych rzeczach. W końcu dziewczyna podjęła temat, który interesował ją już od wczoraj.

- Harry, co cię łączy z Pansy ? – zapytała starannie dobierając każde słowo.

- Mnie ? Co ci przyszło do głowy – odpowiedział i odwrócił wzrok wyraźnie zmieszany.

- Widziałam was wczoraj po balu. Przytulaliście się – nie zamierzała odpuścić.

- Co ? Ale, ja i ona to .. – tłumaczył się -  No okej masz racje, spotykamy się – powiedział widząc piorunujące spojrzenie przyjaciółki.

- Wiedziałam. Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś ?

- Bałem się, że nie zrozumiecie. A już w szczególności Ron.

- Rozumiem, spokojnie. Wiesz chyba pogadamy kiedy indziej bo ktoś chyba już na ciebie czeka i się trochę niecierpliwi – stwierdziła patrząc na Ślizgonkę.

- Chodź ze mną. Ona wcale nie jest taka zła – zaproponował Wybraniec.

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.

- Daj spokój i chodź – powiedział i pociągnął ją za rękę. Kiedy podeszli bliżej Hermiona zauważyła ogromną zmianę u Ślizgonki. Kiedyś ubrana tak, że więcej jej odkrywało niż zakrywało. Makijaż niegdyś mocny a teraz prawie niezauważalny. Nawet jej dawna obsesja na punkcie Malfoya nieco minęła, co można było stwierdzić po jej zachowaniu na balu.   

***
WSPOMNIENIE Z BALU

            Hermiona stała właśnie przy barku kiedy zauważyła Pansy idącą do barku. Kierowała się w stronę grupki najprzystojniejszych Ślizgonów z jej roku. Ubrana była inaczej, tak, normalnie, dlatego pewnie panna Granger zwróciła na nią uwagę. Podeszła do nich i z tego co można było dostrzec to o coś pytała. Chłopacy szczerzyli się do niej, najwidoczniej próbując ją poderwać, ale ta jakby ich od siebie odpychała. Zaczęła na nich krzyczeć gestykulując przy tym rekami. Wśród nich był również Draco. Chyba próbował się w trącić do całego tego zamieszania, ale dziewczyna nie dawała mu dojść do głosu, tylko również na niego wrzeszczała dźgając go w pierś. Po pewnym czasie, zła odeszła od nich i podeszła do stołu z jedzeniem.

KONIEC WSPOMNIENIA Z BALU
***


- Cześć Harry – powiedziała Ślizgonka i pocałowała czarnowłosego w policzek – Cześć Hermiono – tym razem zwróciła się do szatynki.

- Cześć – odpowiedzieli razem tyle, że chłopak pewniej a ona łamiącym się głosem.

- Czy ona.. – zapytała Pansy Pottera.

- Tak, spokojnie. Nie ma nic przeciwko – odpowiedział jej z uśmiechem.

- Wiesz, ja chciałam cie przeprosić za te wszystkie wyzwiska i w ogóle – odezwała się do Hermiony dziewczyna - Tylko jakoś wcześniej brakowało mi odwagi - uśmiechnęła się. 

- Dobrze, wiesz pogadamy kiedy indziej, bo mam ochotę jeszcze pospacerować, a wy pewnie chcecie być sami – odpowiedziała Granger.

- Oczywiście. Pa – powiedzieli razem i pomachali jej na pożegnanie – widzimy się na kolacji – krzyknął za nią jeszcze Wybraniec. Gryfonka spacerowała jeszcze parę minut sama gdy nagle jej wzrok powędrował na całującą się parę na skraju lasu. To był czarnoskóry chłopak, ale dziewczyna nie miała rudych włosów tylko ciemno brązowe. Była nią Dafne Greengras. Szatynka niewiele myśląc szybkim krokiem znalazła się koło pary. Na początku patrzyła z niedowierzaniem, na całą sytuację.

- Ty pieprzony dupku ! – krzyknęła, i dopiero teraz para zwróciła na nią uwagę. Na twarzach obojgu widniał wredny uśmiech.

- O Granger, dobrze, że jesteś. Powiedz swojej rudej przyjaciółeczce, że z nami koniec. Mam tu lepszą zdobycz – powiedział i złapał starszą Greengras za pośladki. Ta na ten gest jedynie głupio się zaśmiała - A i nie wypada pani prefekt naczelnej używać takich słów - dodał złośliwie.

- Jak możesz ! Co ty sobie wyobrażasz, że Ginny jest pierwszą lepszą ?! Ta wywłoka, która stoi przed tobą nawet jej do pięt nie dorasta – krzyknęła szatynka.kompletnie ignorując uwagę Ślizgona.

- Jak możesz tak mówić, ty wredna szlamo ! – Zabini już podnosił różyczkę ale Hermiona była od niego o wiele szybsza.

- Jęzlep – krzyknęła a język Blaise’a przykleił się do jego podniebienia, przez co nie mógł nic powiedzieć.

- Na mojego chłopaka ?! Drętwota – tym razem Dafne wkroczyła do akcji. Jednak Hermiona była zwinniejsza i bez problemu odbiła zaklęcie.

-  Furnunculus – warknęła zaraz po niej, a na twarzy Ślizgonki pojawiły się białe krosty i prawdopodobnie pieczące bąble. Gryfonka patrzyła na nich nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Po chwili odwróciła się na pięcie i już zamierzała odejść kiedy odwróciła się w stronę ‘’pokrzywdzonej’’ pary.

- A powiedzcie coś komu kol wiek  a urządzę was jeszcze gorzej – szepnęła i z triumfalnym uśmiechem udała się do zamku. W drodze wysłała patronusa do Ginny.
***

W tym czasie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, na jednej z kanap przy kominku siedziała dziewczyna o intensywnie rudych włosach i tępo wpatrywała się w ogień. Myślała o swoim chłopaku. Nie widzieli się dziś cały dzień, odkąd odprowadził ją po balu pod obraz Grubej Damy. Nie miała pojęcia co się mogło stać. Przecież powiedział jej, ze spotkają się zaraz po obiedzie przy Pokoju Życzeń, a on najzwyczajniej w świecie nie przyszedł. Nawet na posiłku go nie było. Z początku Weasley’ówna myślała, ze jeszcze śpi, ale jest już prawie wieczór, a on nie dał znaku życia. Zaczęła się poważnie martwić, a jej oczy delikatnie się zaszkliły. Nagle zmaterializowała się przed nią mała wydra i przemówiła głosem Hermiony ‘’ Moje prywatne dormitorium. Teraz. Musimy poważnie porozmawiać ‘’ Ginny te słowa wystarczyły. Jak burza podniosła się z siedzenia i pobiegła do swojego pokoju po jakiś sweter i butelkę Ognistej. Nie minęło pięć minut, a Ruda wypowiedziała hasło i już była w prywatnym dormitorium przyjaciółki.

***

            Hermiona siedziała na swoim łóżku i tępo wpatrywała się w ścianę, jedynie na jej ustach błądził złowieszczy uśmieszek.

- A Tobie co ? – zaśmiała się Ruda.

- Tak sobie wspominam, ale zaraz ci wszystko opowiem. Siadaj – poklepała miejsce koło siebie i za pomocą różdżki przywołała dwa szklanki na trunek. Rozlała go i zaczęła opowiadać. Począwszy od rozmowy z Harry’m do wysłania cielesnego paronusa. Weasley’ówna siedziała w spokoju a jej mina nie wyrażała nic. Wyraz twarz całkiem obojętny a oczy puste. Między nimi panowała dość długa cisza, którą przerwał głośny śmiech Ginny.

- Co ty ? Nie jest ci przykro ? – zapytała zdezorientowana szatynka.

- Jest, ale nie będę się nad sobą użalać. W końcu nie on pierwszy nie ostatni.

- Myślałam, że go kochasz.

- Bo kocham ale no nie będę się przed nim płaszczyć. Mam swoją dumę.

- Masz racje. Ale wyobraź sobie jak oni wyglądali. Normalnie ledwo powstrzymywałam się, żeby się nie roześmiać – powiedziała i wybuchła niepohamowanym śmiechem a zaraz w jej ślady poszła Ginny. Całą noc rozmawiały o najróżniejszych błahostkach i były już nieźle wcięte. Prawie nad ranem usnęły oparte o siebie wśród dwóch butelek whisky.

***

- Ginny cholera wstawaj ! – piekliła się Hermiona.

- Nie drzyj się tak głowa mi pęka – wymruczała Ruda.

- Masz – szatynka rzuciła jej Eliksir na Kaca, po czym sama jednym sprawnym ruchem opróżniła drugą buteleczkę. W jej ślady poszła również najmłodsza latorośl Weasley’ów.

- A tak w ogóle to co się stało ? – zapytała już nieco opanowana młodsza Gryfonka.

- Za trzydzieści minut zaczynają się lekcje. Trochę się wczoraj dałyśmy ponieść emocją a przecież dziś normalnie są zajęcia – powiedziała Granger. Obie przyjaciółki jak burza wybiegły z dormitorium starszej i popędziły na pierwszą dziś lekcje czyli Transmutacje. Jakie było ich zdziwienie, kiedy zobaczyły wszystkich uczniów chodzących w najlepsze po zamku. Co tu się dzieje ? – pomyślały obie.

- Poco wam te torby ? Przecież dziś zajęć nie ma – zagadał Neville.

- Jak to nie ma ?! – zapytały obie równocześnie.

- No wczoraj na kolacji mówiła dyrektorka. Co wy takie nieogarnięte ? – zaśmiał się i skierował w stronę swojej dziewczyny. Widać, że byli razem szczęśliwi i pasowali do siebie. Luna bardzo zmieniła się po wojnie. Ze swojego dziwnego stylu przerzuciła się na bardziej nowoczesny. Nie miała już takiego bzika na punkcie magicznych stworzeń, chociaż w dalszym ciągu się nimi interesowała. Longbotton również się zmienił. Stał się bardziej męski i dojrzały. Nawet znacznie wyprzystojniał. Tak jak kiedyś wszyscy się z niego wyśmiewali, teraz mu zazdroszczą. Gryfonki stały jeszcze chwile wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwila stali ich przyjaciele, po czym spojrzały na siebie i wybuchły szczerym śmiechem. Ruszyły w stronę siódmego pietra na Wierzę Gryffindoru. Odniosły torby i  tak jak wcześniej postanowiły udały się do błonia. Pogoda dzisiaj była dość ładna. Świeciło słońce, ale wiał też zimny wiatr delikatnie kołysząc korony drzew w Zakazanym Lesie. Na niebie pojawiło się parę chmur. Jedne były jaśniejsze drugie ciemniejsze ale jak na początek listopada pogoda była ładna. Dziewczyny jak to miały w zwyczaju usiadły na ławce najbliżej lasu i wpatrywały się w jego głąb. Często zastanawiały się co może kryć, bo przecież  nikt nigdy tego nie sprawdził. Siedziały tak dobrą godzinę, ale przerwało im głośne burczenie w brzuchu brązowowłosej.

- Chyba trzeba iść na obiad – podsumowała Ruda podnosząc się z ławki i wyciągając rękę w stronę przyjaciółki. Ona chętnie ja ujęła i razem skierowały się w stronę Wielkiej Sali, cały czas radośnie rozmawiając. Na miejscu usiadły przy swoim stole i od razu zabrały się do jedzenia. Każdy patrzył na nich ze zdziwieniem. Dopiero teraz uświadomiły sobie jakie były głodne, w końcu od wczorajszego obiadu nic nie jadły. Po skończonym posiłku z uśmiechem na ustach wstały i poszły w stronę wyjścia trzymając się pod ramię. Ich dobry humor zniszczyła para, która teraz również postanowiła opuścić salę. Blaise Zabini z dumnie uniesioną głową i uwieszoną mu na ramieniu Dafne kierował się dostojnym krokiem do wyjścia. W jego oczach można było zobaczyć miłość, która biła od niego już z daleka. Za to oczy jego towarzyszki były przepełnione pożądaniem i wygraną. Cała szkoła wiedziała, że Ślizgon zabawił się z jedyną córką Weasley’ów i zostawił tak jak zawsze. Dziewczyny zatrzymały się na chwilę, a młodsza z nich poczuła jak zbierają jej się łzy. Szybko wyrwała się z ramienia przyjaciółki i rzuciła biegiem w tylko sobie znanym kierunku. Hermiona stała jeszcze patrząc z pogardą na parę Ślizgonów.

- Gdyby spojrzenie mogło zabijać leżeli by już trupem – usłyszała głos tak doskonale jej znany. Należał do tego nieznośnego Ślizgona, którego ona od pewnego czasu bardzo lubi.

- Co on w ogóle wyprawia ?! – oburzyła się.

- Nie wiem, ale mogę się dowiedzieć – powiedział i tym samym zapalił iskierkę nadziei u dziewczyny.

- A mógłbyś ?

- Tak, ale..

- Tak wiem, coś za coś. Więc czego chcesz ? – zapytała uśmiechając się uroczo.

-  Twojego towarzystwa w sobotę.

- A co jest w sobotę ? – zdziwiła się lekko.

- Spotykam się ze znajomymi na dyskotece i nie chce iść sam, żeby się nie ośmieszyć – wyszeptał.

- Prędzej ośmieszysz się ze mną. Przecież jestem szlamą i ty czarodziejem czystej krwi więc sa…

- Tylko, że to są mugole – przerwał jej i powiedział tak, żeby tylko ona usłyszała. Zamurowało ją. Nie mogła nic powiedzieć – Więc ? – ponaglił ją, a ona zamrugała kilkakrotnie wracając do rozmowy.

- Po pierwsze nie zaczyna się zdania od więc, a po drugie okej, pójdę z Tobą - odpowiedziała.

- Super – ucieszył się. Sam nie wiedział, dlaczego jej to powiedział. Jej jako jedynej się nie wstydził, wiedział, że go nie wyśmieje.

- To widzimy się na patrolu i wszystko mi powiesz, pasuje ? – zapytała.

- Tak – uśmiechnął się i najzwyczajniej w świecie odszedł. Hermiona uśmiechnęła się i ruszyła poszukać przyjaciółki. Kto by pomyślał, że ona będzie spiskować ze swoim wrogiem, teraz już byłym wrogiem. Każdy dzień uświadamiał ją w tym, że ta znajomość będzie bardzo dziwna ale zarazem też interesująca.  


Siemanko :*

Dzisiaj mam urodziny :)

 Rozdział myślę udany, ale to dopiero pierwsza część. 

Zróbcie mi prezent i komentujcie dobra ? :D 

Następny rozdział najprawdopodobniej w czwartek za tydzień, ponieważ mam już kawałek i mam nadzieje się wyrobie. 

KOMENTOWAĆ ! 

Ściskam i całuje. Sectun Sempraa 

1 komentarz:

  1. Bardzo ,,żywe" opowiadanie :) Dopatrzyłam się kilku błędów, ale to nic :)
    Życzę weny
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń