wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 16

        Ostatni posiłek w tym roku, ostatni uśmiech. Dziś wyjeżdża na ferie świąteczne do swojego „domu”. Czeka go jeszcze jedna rozmowa, jedna poważna rozmowa z Blaisem. A mianowicie o rodzicach Hermiony. Już od jakiegoś czasu szuka ich na wszystkie możliwe sposoby aż w końcu znalazł jakiś trop. Na czy nie on, a wujek Zabiniego. Jest znakomitym, ale mało znanym aurorem. Wraca właśnie ze śniadania, do swojego pokoju, gdzie już powinien czekać na niego przyjaciel. Nie mylił się. Kiedy tylko otworzył drzwi, zobaczył rozwalonego na kanapie Blaisa.

- Stary jesteś! Zajebiste wieści mam dla Ciebie. Znalazł ich. Jean i Filipa Granger’ów. Mieszkali w Australii w bardzo małej wiosce. Mieli tam mnóstwo miejsca na spacery, a podobno z tego co ci mówiła Herm bardzo lubili chodzić. Mugole. No ale wracając. Znalazł ich. Mają się świetnie, przywrócił im pamięć i wszystko ładnie, pięknie, zajebiście. No, jeszcze tylko trzeba przygotować na tę jakże szokującą wiadomość Hermionę – Powiedział na jednym tchu czarnoskóry, za to Draco oczy rozszerzyły się do wielkości galeonów. Nigdy nie wyobrażał sobie, że to jednak, naprawdę może się stać. Już powoli tracił nadzieje a tu takie zaskoczenie. I to idealnie przed świętami. Idealnie się złożyło.

- Granger ja się zajmę – Powiedział tylko.

- No, nareszcie będzie Twoja co Smoczku ? – zapytał Blaise z ironicznym uśmiechem.

- Co ty pleciesz pajacu ? Weasley ci już w głowie poprzewracała ? – odpowiedział szybko, chyba trochę za szybko.

- Ginny mi nie, ale Tobie Hermiona a i owszem. Nie wypieraj się, bo ja i tak wiem swoje. Nie wmówisz mi, że tak nie jest.

- Wmówię, bo tak nie jest.

- Jest.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

- Tak. 

- Nie.

- Tak – Sprzeczali się. Trwało by to pewnie dłużej, gdyby pewna czarnowłosa dziewczyna nie wparowała do pokoju. Jej czarne oczy cisnęły błyskawice, ręce miała zaciśnięte w pięści, a na głowie, nie wiedzieć czemu, kaptur.

- Ty kompletny kretynie, pajacu, bucu, pieprzony dowcipnisiu kurwa mać! – wrzasnęła. Malfoy patrzył na nią i nie wiedział co zrobić. Wpadła do pokoju jak burza, zła, jak nigdy w kapturze i zaczęła krzyczeć. Zdezorientowany odwrócił się i zobaczył swojego przyjaciela, który prawie leżał już na podłodze i zwijał się ze śmiechu – Ty zasrany arystokrato – Kontynuowała swój monolog i z każdym kolejnym słowem podchodziła bliżej Zabiniego ignorując pytające spojrzenie blondyna – Jak mogłeś ?! I to na same święta! Czy ty kiedykolwiek pomyślałeś zanim coś zrobiłeś ?!

- Pansy, słoneczko ty moje – Zaczął Blaise.

- Ty mi tu nie słoneczkuj, tylko powiedz jak do cholery jasnej się tego pozbyć. Próbowałam normalną farbą ale nic, czarami i nic. Pomóż mi!

- Czekaj, samo zejdzie.

- Chyba cię pogięło!

- No właśnie nie!

- Czy ja się mogę dowiedzieć co się stało? – Wtrącił się Draco.

- Co się stało ? Ty się pytasz co się stało? To się stało – Powiedziała, po czym zdjęła kaptur z głowy. Zabini roześmiał się jeszcze głośnie, a Malfoy z całej siły próbował opanować śmiech. Zamiast kruczoczarnych włosów, ich przyjaciółka stała się blondynką. Ten widok strasznie wstrząsnął Draconem, ale nie mógł już dłużej wytrzymać i wybuchł głośnym, niepohamowanym śmiechem. Zrozpaczona Parkinson, nie widząc lepszego wyjścia obrzuciła zrezygnowanym spojrzeniem rozbawione twarze swoich „niby” przyjaciół i wróciła do siebie do pokoju.

- Coś ty jej zrobił? – zapytał przez śmiech blondyn.

- Dolałem jej blond farbę do szamponu i rzuciłem zaklęcie, żeby nie mogła tego usunąć. Ale zejdzie im to. Podejrzewam, że jak obudzą się dzień przed Wigilią, będą już miały swoje włosy.

- Miały?

- A no tak, zapomniałem dodać jednego małego szczegółu. Ginny i Hermiona też tak mają. Ha ha ha. Nie mogłem się powstrzymać i musiałem im też zrobić dowcip. Przecież nie byłbym sobą.

- Ale masz przejebane – skwitował Draco.

- Nie, trochę śmiechu – Powiedział i ponownie wybuchli śmiechem. Nagle przed Blaisem zmaterializował się patrunus, w kształcie Konia. – Ginny – pomyślał.

Jak mogłeś! Poczekaj tylko Cię dopadnę. Zapamiętasz mnie na bardzo, bardzo długo. Nie wierze, że mi to zrobiłeś. Kurde ty dupku, idioto, debilu, czubku, ośle, łosiu – nie wybaczę ci tego, nigdy rozumiesz? NIGDY! A tylko będziesz coś chciał!


- Teraz to masz przejebane. Nie wywiniesz się – zaśmiał się szarooki.

- Nie ucz ojca, dzieci rozbić – powiedział nad wyraz spokojnie i ponownie oboje tarzali się po podłodze ze śmiechu, wyobrażając sobie jak wszystkie trzy krzyczą i chodzą w kapturach, żeby tylko nie pokazać się ludziom w takim stanie.


***


            Po śniadaniu dwie „blondynki” z Gryffidoru udały się pod bramę, aby dojechać do pociągu i wrócić na święta do domu. Ich miny, były tak naburmuszone, że bez kija nie podchodź. Obydwie w kapturach na głowie wsiadły do ostatniego wolnego powozu, w którym zastały Pansy, również w kapturze.

- Tobie też? – zapytała Ginny, na co Ślizgonka tylko pokiwała głową. Jechały w ciszy cała drogę do wioski. W pociągu zajęły przedział oddalony jak najbardziej od wścibskich spojrzeń i również w ciszy wróciły do Londynu.

***

            Stałam przed domem swojego rodzinnego domu. Poza ogrodem, który zarósł chwastami nic się nie zmienił. Nadal miał piękny żółty kolor, okna z ciemnego drewna jak i drzwi. W oknach stare zasłony matki. Drewniane ogrodzenie, pomalowane na biało. Trzeba będzie to wszystko odnowić i przywrócić życie temu miejscu. Weszłam do domu a w oczach zaświeciły mi się łzy. Nigdy nie myślałam, że zostanę tu sama, bez rodziców. Tak strasznie, za nimi tęsknie. Poszłam do swojego starego pokoju i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nic tu się nie zmieniło. Te same kolory ścian, to samo ustawienie mebli. Odłożyłam swoje rzeczy, przebrałam się w stare, czarne legginsy, i za dużą fioletową bluzkę.  Wyjęłam z oddzielnej torby specyfiki do czyszczenia mieszkania i zaczęłam porządne sprzątanie całego domu. Zaczęłam od góry, od pokoju gościnnego. Dokładne wytarcie kurzy, umycie okien od wewnątrz, bo na zewnątrz temperatura sięgała poniżej zera, odurzyłam  dokładnie całe pomieszczenie i zmyłam podłogi. W taki sam sposób sprzątnęłam cały dom. Po zakończeniu pracy zadowolona usiadłam z kubkiem od herbaty i wspominałam wszystko  co związane z rodzicami. Starałam się myśleć tylko o tych miłych wspomnieniach. Później moje myśli zeszły na święta. To już za dwa dni, a ja nie mam ani prezentów, ani nic do jedzenia. Jutro koniecznie idę na zakupy. Musze iść w końcu to załatwić. Z takimi myślami poszłam się wykąpać i położyłam się spać w swoim łóżku, w pokoju na poddaszu.

***

            Następnego dnia obudziłam się o ósmej rano i od razu poszłam zrobić sobie kawę. Zjadłam do niej dwie kanapki z dżemem wiśniowym i poszłam ogarnąć się do łazienki. Wzięłam szybki, gorący prysznic, ciało osuszyłam różdżką i ubrałam się w czarne rurki, zielona koszule na długi rękaw. Włosy związałam w wysoką kitkę i poszłam do pokoju, po torebkę. Z szafy wyjęłam czarną kurtkę z puszkiem i jasnobrązowe buty na koturnie. Ubrałam się, torebkę przerzuciłam przez ramię i wyszłam na ulice Londynu. Skierowałam się do najbliższej galerii. Weszłam i od razu usłyszałam tłum ludzi chcących kupić najróżniejsze prezenty dla najbliższych, a do moich nozdrzy odstał się charakterystyczny zapach sklepów. Postanowiłam najpierw kupić prezenty. Chciałam każdemu dać coś mugolskiego. Chcę, żeby zobaczyli, że osoby nie magiczne, też potrafią tworzyć całkiem fajne rzeczy. Harry’emu kupię książkę z największymi wynalazkami ludzkości, Ronaldowi piłkę do gry w piłkę nożną z książką z objaśnionymi zasadami, Ginny dostanie komplet biżuterii znając jej zamiłowanie do błyskotek, dla Blaisa postanowiłam kupić zwykłą zielona koszulę, a Draco mapę Londynu. Może prezenty nie są najbogatsze, ale nie mam tyle pieniędzy, żeby kupować jakieś wymyślnie drogie, a zwłaszcza, że kupiłam dom, który teraz będę musiała opłacać. Po kupnie prezentów zrobiłam zakupy spożywcze. Już miałam wracać do domu, kiedy mój wzrok przykuł nowo otwarty salon fryzjerski. Kierując się instynktem weszłam i zażyczyłam sobie ścięcia włosów do ramion. Po długim czasie przekonywania mnie przez fryzjerkę, że szkoda taki pięknych włosów w końcu uległa i obcięła mnie jak prosiłam. Wyszłam całkiem odmieniona i zadowolona. Już dawno chciałam coś zrobić z tymi włosami, bo już ciężko było je układać, ale nigdy nie było okazji. A skoro taka się dziś nadarzyła, to czemu miałabym nie skorzystać. Wracałam do domu, kiedy zapadał zmierzch, a latarnie na ulicach zaczęły świecić. Stałam już pod domem i zamierzałam otworzyć drzwi, ale usłyszałam tak dobrze mi znany głos.

- Późno się wraca do domu – powiedział Draco i sekundę później stał już koło mnie.

- Wracam teraz, bo miałam bardzo dużo rzeczy do załatwienia.

- Na przykład jakich?

- Na przykład zrobienie zakupów.

- Yhym, mam cos dla ciebie.

- Co? O czym ty mówisz? – zapytałam zdziwiona.

- Zobaczysz, tylko wejdźmy do środka.
Po tych słowach chciałam przekręcić zamek w drzwiach, ale były otwarte. Weszłam do środka, a Draco z zadowoloną miną zaraz za mną. Odebrał ode mnie zakupy i zaniósł je do kuchni wracając i pomagając mi się rozebrać.

- Słuchaj możesz być w szoku, ale pamiętaj, zachowaj spokój.
Nic nie odpowiedziałam tylko poszłam za Draco do salonu. To co tam ujrzałam, było spełnieniem, moich najskrytszych marzeń. Uczucie jakie mnie ogarnęło, było nie do opisania. Z oczu popłynęły mi łzy i upadłam na kolana. Patrzyłam z niedowierzaniem na moich rodziców siedzących na kanapie. Po chwili podeszli do mnie, uklęknęli obok i zamknęli w mocnym uścisku. Wszyscy płakaliśmy, a po chwili było słychać zamykane drzwi. Od razu odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam, że Draco zniknął.

- Córeczko to on nas odnalazł i przywróciła pamięć – powiedziała moja mama. Nic więcej do wiadomości nie było mi potrzebne. Wstałam i wybiegłam za nim przed dom.

- Draco – krzyknęłam, a on się odwrócił – Poczekaj – powiedziałam i podbiegłam do niego.

- Co się stało mała? Leć do rodziców, tyle czasu ich nie widziałaś.

- Chciałam ci najpierw podziękować. Nie mogę uwierzyć jak to się stało, jak ty ich znalazłeś? Kiedy to zrobiłeś, mam tyle pytań, na które musisz mi odpowiedzieć.

- Dobrze, ale to jutro. Wesołych Świąt. To był taki przedwczesny prezent – powiedział i uśmiechnął się czule głaszcząc mnie po policzku. Moje oczy nadal lśniły od łez, a na policzkach były zaschnięte po nich ślady.

- Co mogę zrobić, żeby ci się odwdzięczyć?

- Po prostu bądź.

- Co? Nie rozumiem.

- Ja, ja chyba cię kocham, Zmieniłaś we mnie wszystko. Nie boisz się mnie. Patrzysz jak na normalnego człowieka, nawet na ten znak. Dałaś mi druga szanse. Dałaś nadzieje na lepsze jutro.

- Draco ale ja nadal nie rozumiem.

- Kocham cię Hermiono Granger – powiedział i pocałował mnie bardzo czule i namiętnie.

Rozdział w końcu jest, ale jestem z niego tak niezadowolona jak nigdy ;c 

Bardzo chciałam skończyć, a skoro leże w szpitalu, to nadarzyła się odpowiednia okazja. 

Nie będę się rozpisywać. Proszę o komentarze. 

Całuje Urkaa Snape :*



wtorek, 3 marca 2015

Wielkie opóźnienie!

Wiem, że bardzo długo rozdział się nie pojawia, ale po pierwsze nie miałam zbyt dużo czasu na napisanie go, więc mam tylko i wyłącznie połowę, której nawet nie warto wam pokazywać na razie. Po drugie, przez jakiś czas miałam problemy z bloggerem i nie mogłam nic wam udostępniać (a chciałam zapowiedź części rozdziału, która jest już nie ważna, bo nastąpiła mała zmiana planów). Po trzecie, kiedy już wszystko było dobrze pojawiły się małe problemy w życiu prywatnym jak i tym szkolnym. Dzień w dzień coś i nie miałam nawet czasu usiąść i czegoś napisać, a jak czas się znalazł, to wena wzięła wolne i tak o. 

Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo was przepraszam i mam nadzieje, że nadal ktoś czyta te moje wypociny, bo na prawdę się staram. 

Następne rozdziały, w tym ten, który dodam już niedługo będą prowadził powoli ku końcowi. Akcja potoczy się przyznam szybko i mam nadzieje, będzie tak jak chce żeby było i mi się nie odwidzi. 

Jeszcze raz PRZEPRASZAM :*

Urkaa Snape :*


sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 15

          W środę rano, obudziłam się trochę za późno, ponieważ miałam tylko trzydzieści minut na przygotowanie się na przesłuchanie w sprawie Teodora. Jeszcze na dodatek zanim to wszystko się stanie, zanim się tam dostaniemy z Draco musimy stawić się u dyrektora w sprawie ataku na tego tlenionego głupka. Naprawdę nie wiem, jak można tak podchodzić do całej tej sprawy. Co on sobie w ogóle wyobraża ? Myśli, że pójdzie, powie co ma powiedzieć i to wszystko ? Nie, nie. McGonagall na pewno będzie chciała znać szczegóły i co w tedy powiemy ? Może to, że po tej dyskotece, nie byłam w stanie wrócić do swojego dormitorium, wiec usnęłam na rękach chłopaka, po czym ten przyniósł mnie do swojego pokoju i tam spędziłam noc. No jak to brzmi ? Przecież to niedorzeczne. Dobra, trzeba się podnieść, bo tylko tracę czas, a przecież musze jakoś wyglądać. Ugh.. Czemu ja wczoraj siedziałam do późna nad tymi książkami ? No dlaczego ? Poszłam pod zimny prysznic. Trochę mnie orzeźwił, dzięki Merlinowi. Szybciutko umyłam zęby i zrobiłam delikatny makijaż. Podkreślenie rzęs tradycyjnie, na powiekach zrobiłam cieniutkie, czarne kreski a usta pomalowałam delikatnie, prawie niezauważalnie na czerwono. Wróciłam do pokoju i otworzyłam szafę. No i w co ja mam się ubrać ? Przecież trzeba wyglądać taktownie, elegancko. Ja nie za bardzo posiadam takie ciuchy. W końcu zdecydowałam się na białą koszule z rękawem ¾ wkasana w czarne rurki i na nogach białe, proste baletki. Jako biżuterię wybrałam złoty komplet,  którym mieściły się kolczyki, łańcuszek, bransoletka na nogę i rękę. Włosy rozczesałam i zarzuciłam do tyłu. Skoro już nie wyglądają jak siano, to czemu ich nie pokazywać ? Narzuciłam na siebie jeszcze szary płaszczyk  do połowy ud zapinany na guziki i przewiązałam czarną, cienką chustkę przez szyję. W rękę chwyciłam małą, beżową torebkę i przerzuciłam ją przez ramię, po czym szybkim krokiem ruszyłam do gabinetu dyrektorki.

***

Już miała wchodzić do środka, kiedy usłyszała głos Malfoya.

- Granger, czekaj na mnie! – krzyknął i przyspieszył kroku w jej stronę. Hermiona musiała przyznać, że wyglądał całkiem nieźle. Niebieskie dżinsy, eleganckie buty i na to czarny płaszcz, prezentowały się bardzo dobrze. Włosy jak zwykle miał w nieładzie.

- Muffinki – powiedziała dziewczyna, kiedy blondyn już do niej dołączył. Jak wypadało mężczyźnie, przepuścił ją w wejściu na schody, a już po chwili oboje wspinali się na górę. Szatynka nieśmiało zapukała do drzwi a po paru sekundach usłyszała śmiałe Wejść i pchnęła drzwi gabinetu.

- Bardzo cieszę się, że już jesteście. Przepraszam, że nie mogłam was zawołać wczoraj wieczorem, albo najlepiej jutro ale mam ostatnio małe urwanie głowy. Powracając, chciałabym wiedzieć co się stało w niedziele rano.

- Pani profesor, to było tak, że Weasley zobaczył mnie z Herminą jak rozmawialiśmy i się wkurzył, a jak się wkurzył to zaczął wyzywać nas. Mnie od śmierciożerców a Granger od ehem.. Nie będę mówił bo to obraża kobiety i to bardzo, ale chodzi o pewne wulgarne określenie kobiety pracującej w agencji towarzyskiej. No to ja chciałem zabrać stamtąd Hermionę, żeby ten debil nic więcej jej nie powiedział i odwróciłem się do niego tyłem a w tedy od potraktował mnie klątwą – powiedział na jednym tchu Draco. Sprawiał wrażenie, jakby był tego wykuty na pamięć.

- A pani wersja Panno Granger ?

- Ja podtrzymuje to co on powiedział – odpowiedziała skromnie dziewczyna.

- Dobrze, a gdzie to się stało ?

- Koło wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu,

- A co tam robiła Panna Granger ?

- Była po torebkę. Na tej całej imprezie poprosiła mnie, żebym ją zmniejszył i schował do kieszeni, bo ona biedna miała sukienkę i torebka trochę jej ciążyła – natychmiast odpowiedział Draco.

- Dlaczego Panna Granger nie odpowiada sama ? – zapytała dyrektorka kierując swój przeszywający wzrok w stronę szatynki.

- Próbuję – zironizowała posyłając chłopakowi karcące spojrzenie, które ten olał.

- Dobrze, jeszcze jedno. Czy pan Weasley naraził się któremu kol wiek z was wcześniej ?

- Nie – odpowiedzieli wspólnie.

- Rozumiem. Ronald, Astoria i Blaise będą wezwani do mnie po lekcjach, a ponieważ wy jedziecie do Ministerstwa wezwałam was teraz. Możecie skorzystać z mojego kominka, proszę.

- Dziękujemy pani profesor – odpowiedziała Gryfonka i chwyciła troszkę proszku stając w kominku. Po chwili płonęła w zielonych płomieniach, by za chwilę zniknąć. Dracon uczynił to samo zaraz po jej zniknięciu.

***

Stali właśnie przed salą gdzie miało odbyć się przesłuchanie. Hermiona na trzęsących się nogach przypominała sobie pod nosem co ma powiedzieć. Za to Draco stał spokojnie jakby nigdy nic patrzył na drzwi, z których miał wyjść ktoś i powiedzieć, że są wzywani.

- Co ty taki spokojny jesteś ? – zapytała.

- A czym się denerwować ? Ja jestem pokrzywdzonym.

- I co z tego ? Też będą cię pytać o różne rzeczy i będziesz musiał im wszystko opowiedzieć.

- Jak ja niczego nie pamiętam, to co mam im powiedzieć ?

- A idź w diabli – zakończyła ten i tak nie mający sensu dialog Hermiona. Po jakiś dziesięciu minutach drzwi otworzyły się, a zza nich wyszła szczupła brunetka o włosach związanych w ciasnego koka. Nie miała przyjemnego wyrazu twarzy. Usta zaciśnięte w wąską linię i pomalowane na różowo tak samo jak kości policzkowe, a jej zielone oczy wręcz odstraszały.

- Zapraszam Dracona Lucjusza Malfoya -powiedziała stanowczym głosem a ten z kamienną miną ruszył za nią. Ten to umie grać – pomyślała Hermiona. Siedziała tak jakieś dwadzieścia minut, po czym znowu wyszła ta sama kobieta.

- Zapraszam panią Hermionę Jean Granger.
Na trzęsących się nogach weszła do środka i usiadła na fotelu, stojącym na samym środku sali. Zaczęto zadawać jej pytania i kazano opowiadać o tym wszystkim. Ta starając się jak najlepiej i jak najbardziej szczegółowo odpowiadać na wszystko czego chcieli. Po przesłuchaniu jeszcze samego oskarżonego ogłoszono wyrok. Teodor Nott został wydalony ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart oraz ostrzeżony, że jeżeli następnym razem użyje któregokolwiek z  Zaklęć Niewybaczalnych zostanie zesłany do Azkabanu. Według Hermiony, i tak został łagodnie potraktowany. Tak czy inaczej z sali wyszli w absolutnej ciszy. Jakie było Hermiony zdziwienie kiedy na korytarzu, przed drzwiami prowadzącymi do sali rozpraw stała Narcyza Malfoy ? Na pewno wielkie. Na widok dziewczyny mina arystokratki skrzywiła się.

- Dzień dobry – powiedziała Gryfonka nie zważając na to jaką to kobieta ma o niej opinię. Kultura tego wymagała, a czego jak czego ale wychowania Hermionie Granger nie brakowało. Tamta tylko wykonała delikatny ruch głową i podeszła do syna całując go w oba policzki i przytulając. Wdać cieszyła się na widok syna. Brązowowłosa z braku lepszego pomysłu teleportowała się pod bramy zamku. Jej jedynym celem było teraz iść do dormitorium, przebrać się w wygodne dresy, usiąść wygodnie, przykryć się kocem i pogrążyć w ciekawej lekturze. Tak, to było to, co Hermionę Granger odprężało najbardziej. Dzięki temu potrafiła się wyciszyć i uspokoić jak przy niczym innym.

***

            Stałem i patrzyłem jak Granger powoli oddala się. Wiedziałem, że musiało ją, przynajmniej w małym stopniu zaboleć zachowanie mojej matki. Jej zimna postawa w stosunku do mugolaków, nie wierze, że kiedyś sam taki byłem.

- Bardzo za tobą tęskniłam. Tata też- powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
Jasne, bo ojciec na pewno się za mną stęsknił. Matka, może w jakimś tam stopniu ale on ? Nigdy w to nie uwierzę. Może nie powinienem tak myśleć, ale wolałbym, żeby nadal był w Azkabanie. Miałbym przynajmniej święty spokój. On nie wpajałby mi swoich chorych idei, co jestem pewny jak tyko mnie zobaczy zacznie swój wykład, a matka nie zwracała a mnie prawie uwagi. Wiem, ze mnie kocha i ojciec tak samo, ale nigdy jakoś szczególnie tego nie okazywali.

- Ja też mamo – powiedziałem i uśmiechnąłem się. Nie jakoś szeroko, ale te kąciki moich ust uniosły się.

- Chodź wracamy do domu. Tata już tam na ciebie czeka – po raz kolejny się uśmiechnęła, tyle, że tym razem trochę szerzej.
Do domu, jasne. Czy ten…budynek, który zamieszkiwałem od gówniarza, gdzie była siedziba Czarnego Pana, gdzie wypalano mi Mroczny Znak, torturowano innych i przeżywałem najgorsze dni w swoim życiu można nazwać domem ? Nie wydaje mi się. Dom powinien dawać poczucie bezpieczeństwo, a tamten „dom” tego na pewno nie gwarantował.

- Oczywiście – powiedziałem, bez nawet cienia uśmiechu.
Tak bardzo nie chciałem się z nim widzieć. Tak bardzo go nienawidziłem. Za te wszystkie chwile kiedy mnie bił, mówił, że nie jestem już jego synem, torturował zaklęciem – miałem takie prawo. Przez kominek przenieśliśmy się do Malfoy Manor. Nic się tu nie zmieniło. Te same kolory ścian, na których wisiały przeróżne obrazy. Ta sama podłoga, meble. Nic, kompletne zero. Może jedynie był trochę bardziej zadbany. Aż mnie ciarki przeszły kiedy stałem na środku salonu i wpatrywałem się w ojca. Strasznie się zmienił. Widać, że pobyt w Azkabanie mu nie służył za dobrze. Długie blond włosy, kiedyś wyglądające na grube i mocne teraz przeplatane z szarymi pasmami, cienki i błagie. Wyraz twarzy surowy, który prawie nigdy się nie zmieniał teraz miał swoje przebłyski jakiś uczuć. Ma też zapadnięte policzki i schudł, dużo, a nawet bardzo. Wydaje się taki mały, taki drobny w porównaniu do mnie. Wiek również zrobił swoje. Lekko przygarbiony, zmarszczki na całej twarzy, nie duże ale jednak. Najbardziej widoczne pod oczami, które zdobiły też fioletowe cienie. No właśnie, oczy. Mógłbym nawet uwierzyć, że pobyt w więzieniu go chociaż w małym stopniu zmienił, ale cała ta nadzieje prysła kiedy spojrzałem mu w oczy. Te same zimne i okrutne, przesycone złem. Te same, które patrzyły na mnie przez tyle lat, patrzyły jak cierpiałem, jak błagałem, żeby w końcu przestał, a one nic. Bezlitośnie patrzyły jak z dnia na dzień jestem coraz słabszy.

- Dracon – wyszeptał ojciec ponosząc się ze skórzanej kanapy i podchodząc do mnie.

- Witaj ojcze – powiedziałem i lekko schyliłem głowę, w celu okazania szacunku. Może i go nienawidziłem, ale to cały czas był mój ojciec. Osobą, która przyczyniła się do mojego hmm.. powstania ?

- Tak dawno się nie widzieliśmy – powiedział przytulając mnie.
Zrobił to chyba pierwszy raz, odkąd pamiętam. Nie odwzajemniłem.

- Masz racje, dawno – odpowiedziałem i odsunąłem się od niego, jasno dając do zrozumienia, że nie wierzę, że się zmienił, że nie wierzę, że chce coś naprawić. Bo kiedy tylko nadarzy się okazja, on wróci i znów stanie się tym bezdusznym tyranem.

- Synu, ja się zmieniłem – powiedział.

- Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Udowodnij, a może ci uwierzę.

- Ale mamy tylko jeden dzień.

- Nie, mamy dużo czasu, mamy całe życie – po tych słowach spojrzałem na mamę a w jej oczach dostrzegłem zdziwienie – Tato – dodałem podkreślając to słowo i skierowałem się do swojego pokoju – Zawołajcie mnie na obiad – krzyknąłem będąc na schodach.
Nareszcie, powiedziałem głośno co mi leży na wątrobie. Nie boję się, że coś mi zrobi, bo mogę się bronić. Jestem pełnoletni. Z drugiej strony, jestem cholernym idiotą, żeby w taki sposób odzywać się do własnego ojca. Nie powinienem, tego wymaga szacunek, ale należało mu się. Musiał wiedzieć. Ja poczekam, poczekam z nadzieją, ze jednak się zmieni.
Nalałem sobie szklankę Ognistej i usiadłem na fotelu patrząc za okno. Myślałem o Granger. Sam do końca nie wiem dlaczego, po prostu zastanawiałem się, jak to jest, że ona mi wybaczyła. Sam powiedziałem, że ludzie się nie zmieniają z dnia na dzień. Jednak ja się zmieniłem, a ona uwierzyła. Nie wydaje mi się, żeby należała do ludzi naiwnych. Pamiętam ten dzień, w którym mi wybaczyła. Pamiętam to doskonale.

- Nie musisz ukrywać swoich łez. Nikt się o nich nie dowie, mogę ci to obiecać - €“ powiedziałem. Nie patrzyłem jej w oczy, bałem się zobaczyć ten ból. Ten który oglądałem przez siedem lat. Zdziwiła się, i spojrzała ba mnie.
- Nie powiesz mi , że nie wykorzystasz tej sytuacji żeby mi dopiec – powiedziała z pewną miną i śladami łez na policzku.
- Nie, tak właściwie to chce ci coś powiedzieć - powiedziałem i spojrzałem  na nią ze strachem w oczach, chociaż nie wiem czy to dostrzegła, tyle lat ukrywałem swoje uczucia, ze teraz ciężko będzie się otworzyć.  Pod nosem pojawił się delikatny, prawie niezauważalny uśmiech -  Chciałbym cię prze..przeprosić. Za to co się stało  w restauracji i za te wszystkie lata w szkole. Zrozum to było tylko dlatego, że Voldemord żył i ojciec kazał. Ja naprawdę nie chciałem, a później tak samo jakoś wyszło -€“ dokończyłem  i znów wlepiłem  swój wzrok w ziemię. Hermiona podeszła i usiadła na ławce obok mnie. Chyba wiedziała,  że mówię  szczerze, to tłumaczyło też moje ostatnie zachowanie.
-  Dobrze Draco. Wybaczę ci -  powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Spojrzałem  jej głęboko w oczy. Nie były już smutne. Widziałem w nich radość. Nie płakała już, tylko uśmiechała się. Odwzajemniłem  ten gest.
Nadal zastanawiam się, co tak naprawdę nią kierowało. Dlaczego, bez żadnego słowa ale mi wybaczyła. Myślę na tym codziennie i codzienni przybywa nowych pytań. Nie tylko w sprawie jej nagłego wybaczenia, ale też jak ta upierdliwa Gryfonka na mnie działa. Nigdy nie zauważałem u niej żadnej zmiany, nawet jak by się ścięła na łyso bym nie zauważył, a teraz ? Zmieniła swój styl bytu, jest bardziej rozrywkowa, zmieniła styl ubierania się, już nie nosi ty worków, maluje się. W prawdzie nie wiem czy wcześniej nie robiła tych rzeczy, ale tak podejrzewam. Wojna ją zmieniła, tak samo jak mnie. Mam ochotę poznać jej charakter, nauczyć się każdego gestu na pamięć. Chcę wiedzieć o niej wszystko, nawet te najgorsze rzeczy. Nie, nie kocham jej. Ja nie potrafię kochać i jestem tego w pełni świadomy. Wiem jednak, że coś muszę coś do niej czuć, skoro tak interesuje się jej osobą, skoro ona sama tak bardzo mnie intrygowała.
Nie wiem ile ta siedziałem, ale zapewne dość długo skoro zmaterializował się przede mną skrzat domowy.

- Panicz Malfoy jest wzywany na obiad przez swoich rodziców – powiedział przestraszonym głosem.

- Dobrze, dziękuję – odpowiedziałem. Skrzat skłonił się nisko i zniknął. Opróżniłem szklankę, której podczas tego całego rozmyślania Granger jednym łykiem. Skrzywiłem się lekko, ale podniosłem i skierowałem do jadalni. Tam już czekała na mnie całą moja rodzinka.

- Siadaj kochanie – powiedziała matka. Nad wyraz miła się zrobiła, aż dziwne.

- Dziękuję mamo.

- Opowiadaj, jak w szkole ? Jak przygotowania do egzaminu końcowego ? – zapytał ojciec. To mnie dopiero zdziwiło. Liczyłem na ciche zjedzenie obiadu a tu proszę.

- W szkole dobrze, tak samo jak przygotowania.

- A masz jakąś dziewczynę ? – tym razem mama.

- Nie, ale mam nowych znajomych.

- Kogo ? – zaciekawił się ojciec.

- Ginny Weasley, Hermiona Granger i Harry Potter – odpowiedziałem I czekałem na wybuch, który jakoś nie nastąpił.  
- Interesujące – mruknął Lucjusz.

- Naprawdę ich lubię. Nie są tacy źli jak mówiłeś ojcze – powiedziałem – Smacznego – dodałem, kiedy przede mną pojawiły się półmiski pełne jedzenia.

- Smacznego – powiedzieli równocześnie rodzice.
Cały posiłek minął w ciszy, której nikt chyba nie chciał psuć. Zdziwiłem się, kiedy ojciec nie prawił mi morałów, nie mówił, że od szlam i zdrajców krwi trzeba trzymać się jak najdalej. Byłem powiem, miło zaskoczony. Może, naprawdę chcą się zmienić. Zobaczę.

Po skończonym obiedzie pożegnałem się z matką całując ją w rękę, a później w policzek, a z ojcem wymieniając tylko uścisk dłoni, po czym zniknąłem w zielonych płomieniach. 

No to tak. Rozdział jest, szybciej niż sama się tego spodziewałam, ale to chyba dobrze. Zaczęłam pisać trochę inaczej. Kiedy, któryś z bohaterów będzie sam, lub będę chciała skupić się głównie na nim, będę pisać w pierwszej osobie, tak jak to było w przypadku Draco. A jeżeli będą razem i będę chciała tak samo skupić się na wszystkich, będę pisać w trzeciej osobie. Zmieniłam również nazwę, wiec teraz będę się podpisywać "Urkaa Snape". No i to by było na tyle. Zachęcam jeszcze to komentowania. 

Całuje Urkaa Snape :*

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 14

Następnego dnia Hermionę obudziło pukanie w szybę. Zaspanymi oczami spojrzała w tamtą stronę i od razu poderwała się z łóżka. Za oknem zobaczyła szarą sowę o przeszywającym spojrzeniu. Otworzyła okno a zimny listopadowy wiatr omiótł jej twarz, od razu sprawiając, że dziewczyna rozbudziła się bardziej. Delikatnie odwiązała list przyczepiony do nóżki sowy. Szybko przebiegła wzrokiem o kartce i tak jak się spodziewała, stwierdziła, że było to wezwanie do Ministerstwa Magii w sprawie Teodora Nott’a. Poczuła lekki strach. Miała stanąć przed całą radą Wizengamotu i opowiedzieć o tym wszystkim co się w tedy tam stało. I co ma powiedzieć ? Przecież, praktycznie ona nic nie wiedziała. Usłyszała tylko jak Draco jest do czegoś zmuszany i zobaczyła ich obu. W prawdzie, dowiedziała się wszystkiego od samego oskarżonego. Dobra, dam sobie radę. W końcu jestem Hermina Granger. – pomyślała, po czym poszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic w gorącej wodzie nie mocząc włosów, umyła zęby, musnęła rzęsy tuszem a usta błyszczykiem i owinięta w pomarańczowy puchowy ręcznik wróciła do pokoju. Z szafki wyjęła czarne rurki, bordowy sweter trochę potargany przy końcach i przebrała się. Na nogi wciągnęła czarne trampki. Włosy splotła w warkocza i przerzuciła przez lewe ramię. W uszach miała czarne, drobne wkręty a na nadgarstku skromną bransoletkę z czarnych rzemyków. Wyglądała dobrze, tak dziewczęco. Zauważyła, że po wojnie zaczęła bardziej zwracać uwagę na swój wygląd. Wcześniej tak ją to nie interesowało, ale kiedy wojna się skończyła i miała pewność, że jej życie będzie już spokojne postanowiła zmienić i siebie. Miała jeszcze zacząć ćwiczyć, ale jest na to za leniwa. Kiedyś zacznie, tylko jeszcze nie teraz. Spakowała książki na dzisiejsze lekcje po czym popsikała się jeszcze ulubionymi perfumami. Już miała wychodzić na śniadanie kiedy ostatni raz spojrzała za okno. Śnieg padał tak delikatnie. Nie było wiatru więc wszystko było doskonale widać. Hermiona cieszyła się, że temperatura na zewnątrz jest na minusie, ponieważ śnieg się utrzymywał. Po chwili otrząsnęła się i ruszyła na śniadanie z delikatnym uśmiechem. Szybko zjadła i ruszyła na pierwszą lekcje, jaką była Transmutacja, później przerwa i Starożytne Runy. W prawdzie trochę dziwiła się planowi tych zajęć. We wcześniejszych latach wybierało się na szóstym roku przedmioty, z których chciało się zdawać. Teraz zrobili wszystkie przedmioty, które były od pierwszej klasy, jedynym wyjątkiem było latanie. Na każdy przedmiot była poświęcona godzina, czyli dziennie mieli tylko dwie lekcje. Z jednej strony to dobrze, bo mają więcej czasu na przygotowanie się to egzaminu, ale i tak większość zacznie się uczyć tydzień przed. W prawdzie jest zasada, że na lekcjach musisz być, ale odrabiania zadań domowych nie masz obowiązku. Chory system. Doszła pod klasę jako jedna z pierwszych. Z braku lepszego pomysłu wyjęła podręcznik i zaczęła go studiować. Czytając go uświadomiła sobie, że coraz mniej czasu poświęca nauce. Musiała to zmienić. Przecież teraz będą święta, czyli też nie będzie miała czasu na naukę jeżeli jej plan wypali. Wgłębi duszy miała ogromną nadzieje, że wszystko pójdzie po jej myli. Jak na razie nikt nie wie o jej planach, ale dziś musi powiedzieć Ginny, że nie przyjedzie tym razem na święta do Nory. Specjalnie zabrała stamtąd wszystkie swoje rzeczy jak pakowała się do Hogwartu. Nie chciała widzieć zawiedzionego wzroku pani Weasley. Ta kobieta miała tak dobre serce, że patrząc na jej zawiedzioną minę czuło się ucisk w żołądku. Dlatego tym razem nie mówiła nic, do dzisiaj. Nie może z tych planów zrezygnować. Straciła rodziców, nie miała do kogo albo do czego wracać. Miała tylko ich. Przez jakiś czas mieszkała u Weasleyów, ale kiedy dowiedziała się, że dom jej rodziców jest na sprzedaż nie mogła przepuścić takiej okazji. Miała odłożone pieniądze, które dostawała jako kieszonkowe, ale jakoś szczególnie jej się nie przydawały. Odkupiła dom. Może bez rodziców, ale na pewno z wieloma wspomnieniami. To tam spędzi pierwsze święta bez nich..

***

            Lekcja Transmutacji minęła szybko. Trochę powtórzeń, parę nowych rzeczy. W przerwie przed drugą lekcją udała się do biblioteki. Wzięła parę książek o animagii potrzebnych do napisaniu eseju z Transmutacji. Przysiadła przy swoim ulubionym stoliku, w najbardziej oddalonym kacie i powoli zaczęła pisać. Dziesięć minut przed rozpoczęciem kolejnej lekcji schowała wszystkie książki i poszła pod klasę Starożytnych Run. Lekcja była wyjątkowo nużąca. Sam wykład, zero pisania. Nie zadano nic. Tylko jeszcze raz przeczytać i nauczyć się tematu. Zadowolona jak nigdy z końca lekcji Hermiona wróciła do swojego pokoju. Zdziwiła się trochę ponieważ przez cały dzień nie widziała żadnego ze swoich przyjaciół. Nawet na lekcji ich nie dostrzegła. Może jej unikali ? Nie, to niemożliwe, chyba że Ron. Przecież nic nie zrobiła, nie pokłócili się ani nic. Odrzuciła od siebie na razie tę myśl. Wyjęła swoje dzisiejsze notatki i za pomocą różdżki zrobiła ich kopię. Te oryginalne zostawiła sobie, a te przekopiowane miała zamiar zanieść blondynowi, ale to po obiedzie. Wyszła z dormitorium i najpierw poszła do Pokoju Wspólnego, z nadzieją spotkania Ginny bądź Harry’ego. Ustała na środku pokoju, a jej uśmiech powiększył się w jednej chwili. Z kanap przy kominku szeroko uśmiechała się do niej Ginny. Podeszłą do niej i ucałowała w policzek.

- Gdzie wy byliście cały dzień ? Nie widziałam was nigdzie – wyrzuciła szatynka.

- Na lekcjach pewnie – zaśmiała się cicho Ginny – Och Hermiono, cały dzień chodziłaś taka zamyślona, nie mogłam cię z tego wyrwać – tym razem widząc minę Granger zaśmiała się tak, że usłyszał ją cały PW.

- Nie prawda – oburzyła się.

- Prawda, prawda – upierała się – Dobra, nie ważne. Mam nadzieje, że wracasz z nami do Nory na święta ? – zapytała - Nawet nie myśl, że pozwolę ci zostać w zamku samej. Co to, to nie – dopowiedziała widząc mój wzrok.

- Ale ja..

- O Harry dobrze, że jesteś – przerwała mi Ruda. Jej relacje z Harry’m nie uległy szczególnej zmianie. Nadal się przyjaźnią, spędzają ze sobą czas. Oboje postanowili zapomnieć o tym co było między nimi, bo oboje stwierdzili, ze tak czy tak by to nie wyszło – Hermiona nie chce jechać na święta do Nory.  Wiem, to przez Rona. Nie przejmuj się, już ja go przytemperuje, i nie będzie nawet z Tobą rozmawiać. Albo wiem Powiem..

- Ginny.

-… mamie co on zrobił..

- Ginny – powiedziałam głośniej.

- …i w tedy na pewno będzie czuł się głupio i nawet cię przeprosi.

- Ginny cholera jasna – powiedziała donośnym głosem bo Ruda po raz kolejny chciała zacząć mówić o jej planach – No dziękuje – dopowiedziała kiedy Weasleyówna w końcu się zamknęła i zaczęła na mnie patrzeć.

- Wiesz Ginny, mogła być czasem słuchać innych – powiedział Wybraniec dusząc się ze śmiechu. Ruda tylko spojrzała na niego z mordem w oczach, tylko po to, żeby za chwile wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Nie minęła chwila, a wszyscy łąpali się za brzuchy nie mogąc wytrzymać. Kiedy już się ogarnęli Hermiona zaczęła.

- Nie jadę do Nory ..

- Nawet nie ma takiej opcji – oburzyła się Ginny.

- Daj mi skończyć, to się dowiesz wszystkiego i może zmienisz zdanie. Tak w ogóle nie wiem jak Blaise z tobą wytrzymuje, przecież ty się nie zamykasz. Ale wracając. Nie jadę, ponieważ święta spędzam w swoim rodzinnym domu. Kupiłam go, kiedy tylko dowiedziałam się, że jest na sprzedaż. Nie mogłam się oprzeć świadomości, że przynajmniej ta cześć z mojego życia jeszcze jak miałam rodziców może się nie zmienić – skończyła, robiąc na końcu mocny wdech i wydech. Przez chwilę panowała cisza. Ale to była tylko cisza prze burzą, czyli przed przeszywającym spojrzeniem Ginewry Molly Weasley i jej tysiącem pytań.

- Skąd miałaś pieniądze ? – zaczęła.

- Jak dostawałam kieszonkowe, to odkładałam do banku. Nie wydawałam dużo, bo i tak w 
Londynie mnie często nie było. A wszystkie odsetki rosły, tak zdobyłam pieniądze na ten dom.

- Nie możesz mieszkać sama.

- A wyobraź sobie, że jestem pełnoletnia i mogę – zaśmiałam się, a Ginny lekko uśmiechnęła.

- Poradzisz sobie ?

- Tak.

- Może jechać tam z Tobą ?

- Nie, chce spędzić je sama.

- Jesteś pewna ?

- Tak.

- A może ja jednak pojadę. No wiesz tak na wszelki wypadek.

- Ginny, na prawdę. Poradzę sobie.

- No dobrze.

- Dzięki ci – powiedziała szatynka wiedząc, że to koniec.

- Dobra ja idę, bo umówiłam się wcześniej z Zabinim – powiedziała i podniosła się z kanapy poprawiając bluzkę – Tak, jesteśmy razem a ja i tak mówię mu po nazwisku. Przyzwyczajenie – dodała widząc, że Potter otwierał już buzię. Wiedziała o co chciał zapytać, w końcu znali się praktycznie na wylot.

- Może idziemy ma ten obiad w końcu ? Umieram z głodu – zaproponował. Przytaknęłam. 
Przeszliśmy przez dziurę i skierowali się do Wielkiej Sali. Tak rzadko mogli być sami, więc postanowili to wykorzystać.

- Jak z Pansy ? – zapytała.

- Dobrze, na razie nie rozgłaszamy tego, ale wszystko się układa – uśmiechnął się – A co u Draco ?

- W porządku. Prawdopodobnie jutro wyjdzie, niestety dopiero po obiedzie, więc nie będzie go na lekcjach. Idę dzisiaj dać mu notatki. Poprosił mnie, no to głupio było odmówić.

- I tak byś nie odmówiła.

- Pff.. Nie prawda – zaśmieli się.

- A co do Rona..

- Nie Harry, on się zmienił i to bardzo. Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, wyzywa mnie, rzuca klątwami w przyjaciół. Ja nie potrafię mu na razie wybaczyć. Nawet mnie nie przekonuj.

- Ale on to powiedział w nerwach. Po kłótni z Astorią zrozumiał, że nadal cię kocha  chciałby cię odzyskać. On naprawdę nie chciał.

- Nie tłumacz go. Dobrze wiedział co robi, i nie powiesz mi, że nie. A zresztą, tym, ze będąc z Astorią a jednocześnie „nadal kochając mnie” – powiedziała pokazując nawias palcami – udowodnił jak wielkim jest dupkiem. Na razie nawet nie ma na co liczyć.

- Hmm.. Okej. Nie mówmy już o tym. Lepiej powiedz jak ci idą przygotowania do Owutemów.
I tak na przyjemnej rozmowie o różnorakich sprawach minęła im droga do WS, obiad i powrót. Bardzo cieszyli się, nawet z tych kilku minut rozmowy. W końcu tak rzadko im się zdarza.

***

            Dwadzieścia minut później Hermiona stała pod drzwiami Skrzydła Szpitalnego z notatkami w ręce. Bez zawahania zapukała i weszła. Na sali nie leżał już nikt z wyjątkiem Draco. Bezgłośnie podeszła do chłopaka i położyła notatki na jego stolik. Ponieważ chłopak spał, nie chciała go budzić, więc najciszej jak potrafiła podeszła powrotem do drzwi. Już naciskała na klamkę kiedy usłyszała głos chłopaka.


- Granger – mruknął. Dziewczyna z lekkim uśmiechem się odwróciła. Zdziwiła widząc, że 
chłopak śpi – Tak przyznaje się, jesteś, jesteś cholernie dla mnie ważna – powiedział cicho, prawie niedosłyszalnie. Hermiona nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. On śpi, nie rób sobie nadziei – szepnęła jej podświadomość. No właśnie, przecież on śpi i to co mówi, nie może być prawda. Jednak w środku szatynka wierzyła, że to jednak była prawda. Po części chciała, żeby to było prawdą, zwarzywszy na to, że Ślizgom już od jakiegoś czasu nie jest dla niej tylko i wyłącznie kolegą – przyjacielem. Był kimś znacznie więcej. Był osobą, do której szatynka coś poczuła. To nie to samo uczucie, którym darzyła Rona. To coś znacznie większego i zdecydowanie lepszego..


Dawno mnie nie było. Wiem, zaniedbałam bloga. Ale ja na prawdę nie mam czasu. Nauka goni, nazbierało się problemów, choroba. Ciężko jest. Ale zebrałam się i w końcu skończyłam ten nieszczęsny rozdział. 

W tym rozdziale chciałam pokazać jak ważni są dla nas przyjaciele, mam nadzieje, że mi się to udało. Rozmowa Ginny i Hermiony, była nawiązaniem do tego wszystkiego. Wzięłam to z siebie i swojej przyjaciółki. Tak samo zachowujemy się w stosunku do siebie jak Ruda i Granger, pokazując tym, ze na prawdę zależy nam na danej osobie i chcemy dla niej jak najlepiej. 

Proszę o KOMENTARZE. 

Mam nadzieje, że się podobało :) 

Całuje SectunSempraa



czwartek, 30 października 2014

Miniaturka Blase i Ginny



          Siedzę właśnie w kawiarni, tej co zwykle i popijam kawę, czarną bez cukru. Jak co dzień patrzę na wejście do jej pracy. Mimo, że jest czarownicą pracuje w mugolskiej kancelarii prawniczej, której właścicielką jest jej najlepsza przyjaciółka, Hermiona Granger, teraz Weasley. Każdy się spodziewał, że przyjmie to nazwisko, ale każdy też myślał, że wyjdzie za Ronalda Weasleya , a nie George. Po wojnie owszem, spotykali się, ale Wieprzlej ją zdradził. Tak, że perfekcyjna Panna Granger ( teraz Weasley ) rzuciła go jak tylko się dowiedziała i poszła na studia mugolskie. Po pierwszym roku, siedząc na ławce w parku zobaczyła swojego teraz męża jak kłóci się ze swoją narzeczoną, teraz żoną Lee Jordana, Angeline Johons ( Jordan ). No to skoro oboje byli ze złamanymi sercami zaczęli spędzać ze sobą dużo, dużo czasu. Tak wyszło, że w końcu zaczęli się spotykać. Teraz wszystko się pomieszało w tych związkach i jest inaczej niż każdy myślał. To jest tak: Hermiona George Weasley, Pansy Harry Potter, Astoria Ronald Weasley, Luna Draco Malfoy, Cho Neville Longbottom, Angelina Lee Jordan, no i na sam koniec Hanna Teodor Nott. Wszystko po wojnie się zmieniło. Każdy się lubi, wszyscy wszystko sobie wyjaśnili. Jest tylko jedna, która nie znalazła swojej drugiej połówki. Tak, Ginewra Molly Weasley. To właśnie dla niej codziennie siedzę w tej kawiarni i czekam aż będzie szła do pracy i z niej wychodziła. Za każdym razem obiecuje sobie, że tym razem zaproszę ją na randkę a i tak moje przyrzeczenia szlag trafia. Tak, ja Blaise Zabini, arystokrata, boje się podejść do kobiety i zaprosić na kolacje. Nigdy nie sprawiało mi to problemu. Zawsze podchodziłem, czarujący uśmiech jakaś gadka i każda była moja. Jednak nie ta. Ta jest inna. Ma w sobie coś, czego nie ma żadna. Jednym słowem jest wyjątkowa. Pamiętam jak dwa lata temu siedziałem u Smoka w domu i on mi powiedział, że spotkał dziewczynę inną niż wszystkie. Na początku pomyślałem, że chodzi mu o wygląd, że może jakaś wyjątkowo ładna. No bo w końcu Draco Malfoy i Blaise Zabini słynęli z opinii kobieciarzy. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to Luna Lovegood ? Ta, którą wszyscy nazywali Pomyluną, ta która czytała gazetę do góry nogami, ta która była zawsze szczera do bólu i nie przejmowała się, że ludzie gadają za jej plecami. Miała swój świat i swoje kredki. W pewnym sensie mnie to intrygowało i podziwiałem ją za to. Zawsze chciałem taki być, no może nie do końca ale w jakimś stopniu. No ale wracając. Siedzieliśmy u niego w salonie i on mi to wszystko mówi a ja nie mogłem uwierzyć. Wyśmiałem go i powiedziałem, że to i tak będzie panienka na jedną noc, po czym śpieszyłem się na obiad do mamy i musiałem iść. Niespełna pół roku po tej rozmowie dostałem zaproszenie na ich ślub. Są szczęśliwi i mają syna, czyli mojego chrześniaka. Nadal nie wierzę, że on Draco Malfoy ożenił się z Luną Lovegood ( Malfoy ). Także, teraz wierzę, że są dziewczyny wyjątkowe, i Ginny właśnie tak jest. Wyjątkowa.
          Siedzę już tak dobrą godzinę i pracuje nad nowym projektem dla firmy. Jestem dyrektorem fabryki. Produkujemy miotły. Nagle widzę ją. Idzie jak zwykle szybkim krokiem. Pewnie znów zaspała, co często jej się zdarza. Jak zwykle zatrzymuje się przy małej budce i kupuje dwie duże kawy rozpuszczalne z mlekiem. Dla siebie i Hermiony. Wygląda czarująco. Czarna sukienka przed kolano, czarne bardzo wysokie szpilki, szara marynarka. Włosy rozpuszczone i zarzucone do tyłu na plecy. Przez ramię przewieszona duża czarna torba. Nie widzę jej twarzy, ale zgaduję, że błąka się tam jakiś lekki uśmiech, bo trzeba przyznać mamy kwiecień i pogoda jest rewelacyjna. Mam wrażenie, że to będzie mój dzień, ze to stanie się właśnie dzisiaj. Wiedząc, że nic rozsądnego już nie zrobię zamykam laptopa i czekam aż przyjdzie Draco. Pracujemy razem i ma przynieść jakieś papiery do podpisania. Mój przyjaciel ma w zwyczaju się spóźniać więc nie mam mu tego za złe.
 - Cześć stary – wita się Smok podając mi rękę. Po piętnastu minutach przyszedł.
- Cześć – również podaje mu rękę.
- Masz podpisz te papiery i będziemy mieli z głowy – podaje mi teczkę z jakąś umową.
- A co to jest ? – pytam ale nie czekając na odpowiedź podpisuję. Komu jak komu ale Draco mogę ufać. Nie wykręcił by mi żadnego numeru.
- Umowa o wstąpienie w spółkę z nowymi dostawcami. Na naszą korzyść więc nie ma co się przejmować, że nie wyjdzie. W najgorszym wypadku będziemy dzielić kasę na pół, co i tak wyjdzie nam i firmie na korzyść – zaśmiał się.
- Co oni by bez nas zrobili ? - ja też się zaśmiałem.
- Dobra żarty żartami ale ja chce wiedzieć, jak mojemu kochanemu Diabełkowi idzie zaproszenie Wiewióry na randkę ? Hm ? Czy może tchórzysz ? Tak na pewno. Przecież ty się boisz ja zaprosić – powiedział, a ja miałem wrażenie, że mnie podpuszcza.
- Ja się boje ? Ja ? Blaise Zabini ? Chyba śnisz Smoczku. Ja się niczego nie boję.
- To dlaczego jej jeszcze nie zaprosiłeś ?
- Bo czekam na odpowiedni moment.
- A kiedy on nadejdzie ?
- Tego nie wiem. Na pewno nadejdzie. Kiedyś tam
- Kurde Blaise przyznaj się, że boisz się odrzucenia, przez jedną z najseksowniejszych panienek w jej roczniku.
- Nie zapominaj, że masz żonę.
- Nie zapominam, dlatego powiedziałem jedna z, bo przecież Luna jest na pierwszym miejscu. Z resztą ty nie zapominaj, że to dzięki mojej ŻONIE się poznaliście.
- Pamiętam. Takiej kompromitacji, nie da się zapomnieć.
- Hahahah.. Pamiętam to doskonale.
- Ja też
Dokładnie rok temu, 24 kwietnia 2006 roku zostałem zaproszony na kolacje do domu Draco. On razem ze swoja dziewczyną chcieli powiedzieć, że się zaręczyli i proszą nas na swoich świadków. Ja jak to ja zacząłem składać gratulacje i śmiać się w najlepsze, że tego się nie spodziewałem. Ponieważ byłem trochę wstawiony poszedłem do kuchni, żeby przynieść trochę ognistej. Nie spodziewałem się, że ona pójdzie tam za mną. Chwyciłem wino odkorkowałem je, dla pań oczywiście, wziąłem w jedna rękę wino i dwa kieliszki a w drugą Ognistą Whisky. Odwróciłem się gwałtownie i wpadłem na rudowłosą piękność. Ponieważ wino było otwarte, wylałem trochę na jej śnieżnobiałą sukienkę. Takiego pecha to ja nie miałem jeszcze nigdy. Zacząłem ją zaraz przepraszać i zapewniać, że pokryję koszty prania, a ona najzwyczajniej w świecie się śmiała. Powiedziała, że nie trzeba i że poradzi sobie sama. Poprosiła Lunę o jakieś ciuchy i się przebrała. Do końca kolacji nie wypiłem nawet kropli alkoholu, a oni cały wieczór naśmiewali się z mojej wpadki.
- Oj Diabełku. Jednak, musisz przyznać, że od tamtego momentu cię zainteresowała.
- No tak, bo zaczęła się z tego śmieć. Rozumiesz ? ŚMIAĆ ! Przecież Dafne to by się obraziła na miesiąc, zażądała nowej sukienki, i nie dała żyć.
- Ale Dafne już nie ma. Była, ale nie ma. Z tego co słyszałam to Teodor wdał się z nią w romans, a Hanna coś podejrzewa. Wiesz, ma się swoje źródła.
- No nie ma. Zawsze uważałem, że ona na mnie nie zasługuje.
- Tak, tak. Wmawiaj sobie, wmawiaj. Więc jak ? Zaprosisz ja w końcu ?
- Powiedziałem, że czekam na odpowiedni moment. Jakbym chciał, to bym mógł wejść tam teraz i ją zaprosić, ale poco robić niepotrzebne zamieszanie ? Przecież mogę czekać na odpowiednią chwilę – powiedziałem, ale słowa ledwo mi przechodziły przez gardło. Co ja zrobiłem ? Zachowałem się, jakbym w ogóle nie znał Smoka. Już wiem co się zaraz zdarzy.
- Nie zrobisz tego – żachnął się.
- Ja nie zrobię ? – próbowałem się bronić, chociaż wiedziałem, że i tak przegrałem.
- Tak – odpowiedział z wrednym uśmiechem.
- Zrobię – przecież nie mogę się poddać bez walki.
- To dawaj. Jest teraz w biurze. Pracę zaczyna dopiero za dziesięć minut jeszcze zdążysz.
- No dobra – głupia, pieprzona duma. Tylko dlatego, żeby nie wyjść na mięczaka idę teraz do tego jej biura i musze to powiedzieć. Nie mogę przegrać. A może by tak oszukać Smoczka ? Wejść tam, powiedzieć, że to pomyłka i wyjść ? Jaki ja jestem idotyczny. I tak by się dowiedział. Jakbyśmy się umówili, to Ginny zaraz by zadzwoniła do Luny a ona do Draco. Chyba, ze powiedzieć, że dała mi kosza. To też odpada. Teraz będzie na odwrót. Draco do Luny a ona do Ginny i o. Czyli muszę to zrobić. Merlinie, w co ja się wpakowałem. Zatrzymałem się przed jakimś stoiskiem z kwiatami zaraz koło wejścia i kupiłem bukiet słoneczników. Nie wiem czemu te, ale bardzo je lubię. Wszedłem po schodkach prowadzących do kancelarii, poprawiłem jeszcze krawat i nacisnąłem na klamkę otwierając drzwi. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to pięknie wnętrze. Waniliowe ściany i podłoga z ciemnego drewna idealnie do siebie pasowały. Zaraz naprzeciwko drzwi wejściowych były inne dwie pary drzwi. Na jednej tabliczce pisało Hermiona Jean Weasley, a na drugich Ginewra Molly Weasley. Po lewej stronie były drzwi do toalety i fotele dla oczekujących spotkań klientów. Po prawej stronie stało biurko sekretarki, która już uśmiechała się do mnie zalotnie. Kobiety, prawie wszystkie takie same. Podszedłem do niej.
- Przepraszam .. Rose – powiedziałem patrząc na plakietkę na jej koszulce – Gdzie znajdę Ginny ? – zapytałem grzecznie uśmiechając się czarująco.
- Ale pani Ginny jeszcze nie przyjmuję – powiedziała.
- Ale ja prywatnie, nie zawodowo. Proszę mi powiedzieć, w którym jest gabinecie.
- Eh.. No dobrze. Jest u siebie.
- Sama ?
- Tak, pani Hermiona musiała pilnie gdzieś wyjść.
- W takim razie dziękuje bardzo – powiedziałem i wyciągnąłem w jej stronę rękę. Ona podała mi ją a ja delikatnie ucałowałem knykcie. Sekretarka zaczerwieniła się a ja uśmiechając się czarująco zapukałem do drzwi Wiewióry. Strasznie się denerwowałem. Usłyszałem ciche Proszę i wszedłem.
- Jeszcze nie jestem gotowa pani Brown. Musi pani chwilę poczekać, przygotuje papiery. Chce pani coś do picia ? – powiedziała dopiero na mnie patrząc. Jej oczy rozszerzyły się a ona sama zrobiła się czerwona – Blaise ? Co ty tu robisz ? – zapytała zdezorientowana. Dobra, powiedz tyko, że chcesz się z nią umówić i tyle. Przecież to nie takie trudne.
- Ja, na czy no, ja .. To dla ciebie – powiedziałem podając jej kwiaty. Co za porażka – Właściwie, to już nic. Na razie – dodałem w pospiechu i wyszedłem z pokoju. Co ty ? Teraz tchórzysz ? Już prawie. Nie Blaise, tym razem to zrobisz. Ponownie wtargnąłem do pokoju bez pytania, zamknąłem za sobą drzwi i powiedziałem na jednym tchu.
- Umówisz się ze mną ?
- Co ? – zdziwiła się.
- Na czy, no wiesz, ja, no może po tym ..
- Tak.
-… incydencie nie będziesz chciała ale..
- TAK.
-.. może jednak się zgo.. Co ty powiedziałaś ?
- Zgadzam się palancie. Dzisiaj o dwudziestej koło mojego domu. Wiesz gdzie to ?
- No tak, bo nie mieszkasz już z rodzicami nie ?
- Nie, jak wiesz to świetnie, a teraz przepraszam mam klientów – powiedziała i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Jasne, już mnie nie ma. Do zobaczenia – mruknąłem i wyszedłem. Nie zdążyłem zamknąć drzwi – UDAŁO SIĘ – krzyknąłem a wszyscy się na mnie spojrzeli – Przepraszam wszystkich, po prostu się cieszę – dodałem skrępowany i chciałem poprawić marynarkę, kiedy usłyszałem chichot dobiegający zza drzwi. Jak zwykle musiałem się zbłaźnić. Miała rację, nazywając cię palantem. Poprawiłem tą marynarkę i z uśmiechem wyszedłem z kancelarii. Naprzeciwko w kawiarni siedział Draco i patrzył na mnie z wyczekiwaniem. Ja tylko się uśmiechnąłem i przytaknąłem głową, no co mój przyjaciel również się uśmiechną. Ponownie wróciłem do przyjaciela i ze szczegółami opowiedziałem mu o tym co się tam stało. Później pogadaliśmy trochę o pracy i nim się obejrzałem była już trzynasta. Pożegnałem się ze Smokiem i jak najszybciej pojechałem do biura. Zostawiłem papiery, które uzupełniałem wczoraj wieczorem w domu, skończyłem projekt i przegrałem go na płytę. Zaniosłem dokładny opis, i obraz ja by mowy model miotły Petarda 5000 działał i wyglądał, do jego asystentki, która jak się okazało jakiś tydzień temu jest również jego kochanką. Zabrałem swój neseser i teleportowałem się do domu. Była godzina szesnasta. Za dwie godziny Ginny kończy pracę. Poszedłem do kuchni, zrobiłem sobie jakieś kanapki, herbatę i w spokoju zjadłem. Przebrałem się w luźny dres i usiadłem na kanapie oglądając telewizje. Z pozoru wyglądam jakbym się niczym nie przejmował, ale w środku wszystko się we mnie gotuje. Obejrzałem powtórkę wczorajszego meczu, którego nie mogłem obejrzeć, bo miałem masę papierów. Nim się obejrzałem do spotkania z Ginny zostało półtorej godziny. Bez pośpiechu poszedłem pod prysznic. Wyszedłem, przeczesałem ręką krótkie włosy i wysuszyłem się. Nałożyłem czarne spodnie i niebieską koszule, do tego trampki i byłem gotowy. Popsikałem się jeszcze perfumami, które trzymam na ‘’specjalne okazje’’, wziąłem portfel, kluczyki od samochodu i pojechałem. Po drodze wstąpiłem jeszcze po kwiaty, znowu słoneczniki, tym razem trochę więcej. Po jej domem byłem punktualnie. Zapukałem i otworzyła mi jeszcze całkiem niegotowa dziewczyna.
- O, myślałam, że się trochę spóźnisz – uśmiechnęła się – Zazwyczaj się spóźniają – szepnęła chyba do siebie – Ale chodź, wejdź, ja za chwilę będę gotowa – i gestem zaprosiła mnie do środka.
- Proszę, to dla ciebie – podałem jej kwiaty – I idź się szykuj, mamy zarezerwowany stolik -puściłem jej oczko a ona zarumieniona pobiegła do łazienki. Usiadłem zadowolony na kanapie i rozejrzałem się po jej mieszkaniu. Było malutkie i bardzo skromnie urządzone. Salon w kolorze pomarańczowym, połączony z żółtą kuchnią. Podłoga w obu pomieszczeniach była z jasnego drewna. Wszystkie meble były ciemne co idealnie kontrastowało z kolorami ścian i podłogi. Po niespełna dziesięciu minutach wyszła z łazienki. Jak na zawołanie poderwałem się na nogi i uśmiechnąłem na jej widok. Luźna czarna sukienka do połowy ud z trójkątnym dekoltem, na to jasna dżinsowa kurtka i na nogach czarne baletki. Do tego dobrała komplet złotej biżuterii. Malutkie wkręty w uszy, krótki, gruby łańcuszek i cieniutka bransoletka na kostce.    Przez ramie przewiesiła mała torebką. Wyglądała uroczo i tak bezbronnie.
- Idziemy ? – zapytała, bo stałem i nie mogłem się na nią napatrzeć. Chyba miałem otworzoną buzie, ale oby to tylko wrażenie. Jak dżentelmen otworzyłem jej drzwi. Ona zamknęła je na klucz. Jak przystało zaoferowałem jej swoje ramię i poczułem jej słodkie perfumy, o zapachu maliny. Od dziś uwielbiam te owoce. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy z piskiem opon.
Droga minęła nam na przyjemnej rozmowie o jej jak i mojej pracy. Zatrzymaliśmy się przed restauracją Dream i weszliśmy do środka. Oczywiście wcześniej zaparkowałem samochód i oferując ramię przeprowadziłem do wejścia. Dogadałem się z kelnerem o zarezerwowany stolik, a on zaprowadził nas w wyznaczone miejsce. Dopiero teraz, siedząc z nią twarzą w twarz, na czy ona patrzyła w kartę a ja na nią, czuje jak mi bije serce i jak się przy niej denerwuje. Co za porażka. Blaise myśl, myśl.
- Co proponujesz ? – zapytała,
- Co ? A, no nie wiem, jestem tu pierwszy raz – odpowiedziałem zdezorientowany.
- Naprawdę nie byłeś tu jeszcze z żadna ze swoich zdobyczy ?
- Kochanie, ja już dawno nie mam takich zdobyczy.
- Od kiedy ?
- Od jakiegoś roku – uśmiechnąłem się z myślą, że mnie zrozumie.
- Yhym. No to dość długo jak na jednego z największych kobieciarzy Hogwartu.
- Ludzie się zmieniają, pamiętaj – powiedziałem, puściłem jej oczko i zacząłem przeglądać kartę. Ona z początku, nie wiedziała co ma powiedzieć, i patrzyła na mnie jak na kompletnego idiotę, ale nie dałem się złamać. Chciałem dać jej do myślenia. Niech cos zrozumie. Proszę. Niech nie będzie jedną z tych, które nie rozumieją kompletnie nic i zawsze trzeba im wszystko podać na tacy.
- Czy mogę już przyjąć państwa zamówienie ? – zapytał kelner, który pojawił się praktycznie z nikąd. Spojrzałem na Ginny, która słodko zmarszczyła nosek, zastanawiając się nad wyborem dania.
- Poproszę filet z kurczaka z talarkami i do tego sałatkę grecką.
- Dwa razy to samo i butelkę czerwonego wina… Chyba, ze wolisz białe ? – zapytałem ją.
- Nie, czerwone niech zostanie.
- Czy to będzie wszystko ? – zapytał kelner.
- Tak dziękujemy – odpowiedziałem a ten natychmiast zniknął – Więc powiedz mi coś o sobie ?
- Przecież ty znasz mój plan dnia na pamięć. Widzę cię codziennie rano w tej kawiarni jak patrzysz co robię. Od jakiś pięciu miesięcy cię widzę, a od trzech zaczynam zwracać większą uwagę na wygląd, z nadzieją, że w końcu mnie gdzieś zaprosisz. Wiesz jak się ucieszyłam kiedy dowiedziałam się, że Luna pogadała z Draco, żeby on pogadał w końcu z tobą. Nawet sobie tego nie wyobrażasz – skończyła swój monolog. Czyli to był podstęp ? Wiedziałem, że cos mi tu nie pasuje. Draco zawsze tylko machał na to ręką, a dziś się starał. Zabini ty ośle.
- To, to ty wiedziałaś ?! I nie mogłaś się przynajmniej spojrzeć ? Wiesz jak na to liczyłem ? Pomyśl, że ja przed twoja pracą tam byłem, po twojej pracy i nieraz się zdarzało, że i w trakcie. Za każdym razem liczyłem, że się spojrzysz i może coś.. Kobiety – mruknąłem, ona się tylko zaśmiała i ujęła moją rękę leżącą na stoliku.
- Ale ty jesteś uroczy wiesz ?
- Wiem, ale to tylko nieliczna z moich zalet. Jeszcze jest skromność, to na pierwszym miejscu – po raz kolejny ją rozbawiłem. Uff.. Nie jest tak źle jak sobie wyobrażałem.
Później kelner przyniósł wino i jedzenie. W spokoju zjedliśmy, po czym po opróżnieniu butelki wina wybraliśmy się na długi spacer po mieście. Zdziwiłem się kiedy złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się. To mi się nawet nie śniło. Długo chodziliśmy wspominając stare czasy jak się nienawidziliśmy, opowiadaliśmy różne historie. Praktycznie cały czas wybuchaliśmy śmiechem. Później odwiozłem ja do domu i umówiłem na kolejne spotkanie, i kolejne, i kolejne. Tak rozpoczęło się moje długie i ciężkie życie u boku upierdliwej, rudowłosej Gryfonki.. 

Więc jest obiecana miniaturka. Nie wiem co napisać. Nie wiem, czy się podoba, mam nadzieje. Proszę o komentarze i no. Dobranoc :)