W środę rano, obudziłam się
trochę za późno, ponieważ miałam tylko trzydzieści minut na przygotowanie się
na przesłuchanie w sprawie Teodora. Jeszcze na dodatek zanim to wszystko się
stanie, zanim się tam dostaniemy z Draco musimy stawić się u dyrektora w
sprawie ataku na tego tlenionego głupka. Naprawdę nie wiem, jak można tak
podchodzić do całej tej sprawy. Co on sobie w ogóle wyobraża ? Myśli, że
pójdzie, powie co ma powiedzieć i to wszystko ? Nie, nie. McGonagall na pewno
będzie chciała znać szczegóły i co w tedy powiemy ? Może to, że po tej
dyskotece, nie byłam w stanie wrócić do swojego dormitorium, wiec usnęłam na
rękach chłopaka, po czym ten przyniósł mnie do swojego pokoju i tam spędziłam
noc. No jak to brzmi ? Przecież to niedorzeczne. Dobra, trzeba się podnieść, bo
tylko tracę czas, a przecież musze jakoś wyglądać. Ugh.. Czemu ja wczoraj
siedziałam do późna nad tymi książkami ? No dlaczego ? Poszłam pod zimny
prysznic. Trochę mnie orzeźwił, dzięki Merlinowi. Szybciutko umyłam zęby i
zrobiłam delikatny makijaż. Podkreślenie rzęs tradycyjnie, na powiekach
zrobiłam cieniutkie, czarne kreski a usta pomalowałam delikatnie, prawie
niezauważalnie na czerwono. Wróciłam do pokoju i otworzyłam szafę. No i w co ja
mam się ubrać ? Przecież trzeba wyglądać taktownie, elegancko. Ja nie za bardzo
posiadam takie ciuchy. W końcu zdecydowałam się na białą koszule z rękawem ¾
wkasana w czarne rurki i na nogach białe, proste baletki. Jako biżuterię
wybrałam złoty komplet, którym mieściły
się kolczyki, łańcuszek, bransoletka na nogę i rękę. Włosy rozczesałam i
zarzuciłam do tyłu. Skoro już nie wyglądają jak siano, to czemu ich nie
pokazywać ? Narzuciłam na siebie jeszcze szary płaszczyk do połowy ud zapinany na guziki i przewiązałam
czarną, cienką chustkę przez szyję. W rękę chwyciłam małą, beżową torebkę i
przerzuciłam ją przez ramię, po czym szybkim krokiem ruszyłam do gabinetu
dyrektorki.
***
Już miała wchodzić do środka,
kiedy usłyszała głos Malfoya.
- Granger, czekaj na mnie! –
krzyknął i przyspieszył kroku w jej stronę. Hermiona musiała przyznać, że
wyglądał całkiem nieźle. Niebieskie dżinsy, eleganckie buty i na to czarny
płaszcz, prezentowały się bardzo dobrze. Włosy jak zwykle miał w nieładzie.
- Muffinki – powiedziała
dziewczyna, kiedy blondyn już do niej dołączył. Jak wypadało mężczyźnie,
przepuścił ją w wejściu na schody, a już po chwili oboje wspinali się na górę.
Szatynka nieśmiało zapukała do drzwi a po paru sekundach usłyszała śmiałe Wejść i pchnęła drzwi gabinetu.
- Bardzo cieszę się, że już
jesteście. Przepraszam, że nie mogłam was zawołać wczoraj wieczorem, albo
najlepiej jutro ale mam ostatnio małe urwanie głowy. Powracając, chciałabym
wiedzieć co się stało w niedziele rano.
- Pani profesor, to było tak,
że Weasley zobaczył mnie z Herminą jak rozmawialiśmy i się wkurzył, a jak się
wkurzył to zaczął wyzywać nas. Mnie od śmierciożerców a Granger od ehem.. Nie
będę mówił bo to obraża kobiety i to bardzo, ale chodzi o pewne wulgarne
określenie kobiety pracującej w agencji towarzyskiej. No to ja chciałem zabrać
stamtąd Hermionę, żeby ten debil nic więcej jej nie powiedział i odwróciłem się
do niego tyłem a w tedy od potraktował mnie klątwą – powiedział na jednym tchu
Draco. Sprawiał wrażenie, jakby był tego wykuty na pamięć.
- A pani wersja Panno Granger
?
- Ja podtrzymuje to co on
powiedział – odpowiedziała skromnie dziewczyna.
- Dobrze, a gdzie to się
stało ?
- Koło wejścia do Pokoju
Wspólnego Slytherinu,
- A co tam robiła Panna
Granger ?
- Była po torebkę. Na tej
całej imprezie poprosiła mnie, żebym ją zmniejszył i schował do kieszeni, bo
ona biedna miała sukienkę i torebka trochę jej ciążyła – natychmiast
odpowiedział Draco.
- Dlaczego Panna Granger nie
odpowiada sama ? – zapytała dyrektorka kierując swój przeszywający wzrok w
stronę szatynki.
- Próbuję – zironizowała
posyłając chłopakowi karcące spojrzenie, które ten olał.
- Dobrze, jeszcze jedno. Czy pan
Weasley naraził się któremu kol wiek z was wcześniej ?
- Nie – odpowiedzieli
wspólnie.
- Rozumiem. Ronald, Astoria i
Blaise będą wezwani do mnie po lekcjach, a ponieważ wy jedziecie do
Ministerstwa wezwałam was teraz. Możecie skorzystać z mojego kominka, proszę.
- Dziękujemy pani profesor –
odpowiedziała Gryfonka i chwyciła troszkę proszku stając w kominku. Po chwili
płonęła w zielonych płomieniach, by za chwilę zniknąć. Dracon uczynił to samo
zaraz po jej zniknięciu.
***
Stali
właśnie przed salą gdzie miało odbyć się przesłuchanie. Hermiona na trzęsących
się nogach przypominała sobie pod nosem co ma powiedzieć. Za to Draco stał
spokojnie jakby nigdy nic patrzył na drzwi, z których miał wyjść ktoś i
powiedzieć, że są wzywani.
- Co ty taki spokojny jesteś
? – zapytała.
- A czym się denerwować ? Ja
jestem pokrzywdzonym.
- I co z tego ? Też będą cię
pytać o różne rzeczy i będziesz musiał im wszystko opowiedzieć.
- Jak ja niczego nie
pamiętam, to co mam im powiedzieć ?
- A idź w diabli – zakończyła
ten i tak nie mający sensu dialog Hermiona. Po jakiś dziesięciu minutach drzwi
otworzyły się, a zza nich wyszła szczupła brunetka o włosach związanych w ciasnego
koka. Nie miała przyjemnego wyrazu twarzy. Usta zaciśnięte w wąską linię i
pomalowane na różowo tak samo jak kości policzkowe, a jej zielone oczy wręcz
odstraszały.
- Zapraszam Dracona Lucjusza
Malfoya -powiedziała stanowczym głosem a ten z kamienną miną ruszył za nią. Ten to umie grać – pomyślała Hermiona.
Siedziała tak jakieś dwadzieścia minut, po czym znowu wyszła ta sama kobieta.
- Zapraszam panią Hermionę
Jean Granger.
Na trzęsących się nogach weszła
do środka i usiadła na fotelu, stojącym na samym środku sali. Zaczęto zadawać
jej pytania i kazano opowiadać o tym wszystkim. Ta starając się jak najlepiej i
jak najbardziej szczegółowo odpowiadać na wszystko czego chcieli. Po
przesłuchaniu jeszcze samego oskarżonego ogłoszono wyrok. Teodor Nott został
wydalony ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart oraz ostrzeżony, że jeżeli
następnym razem użyje któregokolwiek z
Zaklęć Niewybaczalnych zostanie zesłany do Azkabanu. Według Hermiony, i
tak został łagodnie potraktowany. Tak czy inaczej z sali wyszli w absolutnej
ciszy. Jakie było Hermiony zdziwienie kiedy na korytarzu, przed drzwiami
prowadzącymi do sali rozpraw stała Narcyza Malfoy ? Na pewno wielkie. Na widok
dziewczyny mina arystokratki skrzywiła się.
- Dzień dobry – powiedziała
Gryfonka nie zważając na to jaką to kobieta ma o niej opinię. Kultura tego
wymagała, a czego jak czego ale wychowania Hermionie Granger nie brakowało.
Tamta tylko wykonała delikatny ruch głową i podeszła do syna całując go w oba
policzki i przytulając. Wdać cieszyła się na widok syna. Brązowowłosa z braku
lepszego pomysłu teleportowała się pod bramy zamku. Jej jedynym celem było
teraz iść do dormitorium, przebrać się w wygodne dresy, usiąść wygodnie,
przykryć się kocem i pogrążyć w ciekawej lekturze. Tak, to było to, co Hermionę
Granger odprężało najbardziej. Dzięki temu potrafiła się wyciszyć i uspokoić
jak przy niczym innym.
***
Stałem i patrzyłem jak Granger powoli oddala się.
Wiedziałem, że musiało ją, przynajmniej w małym stopniu zaboleć zachowanie
mojej matki. Jej zimna postawa w stosunku do mugolaków, nie wierze, że kiedyś
sam taki byłem.
- Bardzo za tobą tęskniłam.
Tata też- powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
Jasne, bo ojciec na pewno się
za mną stęsknił. Matka, może w jakimś tam stopniu ale on ? Nigdy w to nie
uwierzę. Może nie powinienem tak myśleć, ale wolałbym, żeby nadal był w
Azkabanie. Miałbym przynajmniej święty spokój. On nie wpajałby mi swoich
chorych idei, co jestem pewny jak tyko mnie zobaczy zacznie swój wykład, a
matka nie zwracała a mnie prawie uwagi. Wiem, ze mnie kocha i ojciec tak samo,
ale nigdy jakoś szczególnie tego nie okazywali.
- Ja też mamo – powiedziałem
i uśmiechnąłem się. Nie jakoś szeroko, ale te kąciki moich ust uniosły się.
- Chodź wracamy do domu. Tata
już tam na ciebie czeka – po raz kolejny się uśmiechnęła, tyle, że tym razem
trochę szerzej.
Do domu,
jasne. Czy ten…budynek, który zamieszkiwałem od gówniarza, gdzie była siedziba
Czarnego Pana, gdzie wypalano mi Mroczny Znak, torturowano innych i przeżywałem
najgorsze dni w swoim życiu można nazwać domem ? Nie wydaje mi się. Dom
powinien dawać poczucie bezpieczeństwo, a tamten „dom” tego na pewno nie
gwarantował.
- Oczywiście – powiedziałem,
bez nawet cienia uśmiechu.
Tak bardzo nie chciałem się z
nim widzieć. Tak bardzo go nienawidziłem. Za te wszystkie chwile kiedy mnie
bił, mówił, że nie jestem już jego synem, torturował zaklęciem – miałem takie
prawo. Przez kominek przenieśliśmy się do Malfoy Manor. Nic się tu nie zmieniło.
Te same kolory ścian, na których wisiały przeróżne obrazy. Ta sama podłoga,
meble. Nic, kompletne zero. Może jedynie był trochę bardziej zadbany. Aż mnie
ciarki przeszły kiedy stałem na środku salonu i wpatrywałem się w ojca.
Strasznie się zmienił. Widać, że pobyt w Azkabanie mu nie służył za dobrze.
Długie blond włosy, kiedyś wyglądające na grube i mocne teraz przeplatane z
szarymi pasmami, cienki i błagie. Wyraz twarzy surowy, który prawie nigdy się
nie zmieniał teraz miał swoje przebłyski jakiś uczuć. Ma też zapadnięte
policzki i schudł, dużo, a nawet bardzo. Wydaje się taki mały, taki drobny w
porównaniu do mnie. Wiek również zrobił swoje. Lekko przygarbiony, zmarszczki
na całej twarzy, nie duże ale jednak. Najbardziej widoczne pod oczami, które
zdobiły też fioletowe cienie. No właśnie, oczy. Mógłbym nawet uwierzyć, że
pobyt w więzieniu go chociaż w małym stopniu zmienił, ale cała ta nadzieje
prysła kiedy spojrzałem mu w oczy. Te same zimne i okrutne, przesycone złem. Te
same, które patrzyły na mnie przez tyle lat, patrzyły jak cierpiałem, jak
błagałem, żeby w końcu przestał, a one nic. Bezlitośnie patrzyły jak z dnia na
dzień jestem coraz słabszy.
- Dracon – wyszeptał ojciec
ponosząc się ze skórzanej kanapy i podchodząc do mnie.
- Witaj ojcze – powiedziałem
i lekko schyliłem głowę, w celu okazania szacunku. Może i go nienawidziłem, ale
to cały czas był mój ojciec. Osobą, która przyczyniła się do mojego hmm..
powstania ?
- Tak dawno się nie
widzieliśmy – powiedział przytulając mnie.
Zrobił to chyba pierwszy raz,
odkąd pamiętam. Nie odwzajemniłem.
- Masz racje, dawno –
odpowiedziałem i odsunąłem się od niego, jasno dając do zrozumienia, że nie
wierzę, że się zmienił, że nie wierzę, że chce coś naprawić. Bo kiedy tylko
nadarzy się okazja, on wróci i znów stanie się tym bezdusznym tyranem.
- Synu, ja się zmieniłem –
powiedział.
- Ludzie nie zmieniają się z
dnia na dzień. Udowodnij, a może ci uwierzę.
- Ale mamy tylko jeden dzień.
- Nie, mamy dużo czasu, mamy
całe życie – po tych słowach spojrzałem na mamę a w jej oczach dostrzegłem
zdziwienie – Tato – dodałem podkreślając to słowo i skierowałem się do swojego
pokoju – Zawołajcie mnie na obiad – krzyknąłem będąc na schodach.
Nareszcie, powiedziałem
głośno co mi leży na wątrobie. Nie boję się, że coś mi zrobi, bo mogę się
bronić. Jestem pełnoletni. Z drugiej strony, jestem cholernym idiotą, żeby w
taki sposób odzywać się do własnego ojca. Nie powinienem, tego wymaga szacunek,
ale należało mu się. Musiał wiedzieć. Ja poczekam, poczekam z nadzieją, ze jednak
się zmieni.
Nalałem sobie szklankę
Ognistej i usiadłem na fotelu patrząc za okno. Myślałem o Granger. Sam do końca
nie wiem dlaczego, po prostu zastanawiałem się, jak to jest, że ona mi
wybaczyła. Sam powiedziałem, że ludzie się nie zmieniają z dnia na dzień.
Jednak ja się zmieniłem, a ona uwierzyła. Nie wydaje mi się, żeby należała do
ludzi naiwnych. Pamiętam ten dzień, w którym mi wybaczyła. Pamiętam to
doskonale.
- Nie musisz ukrywać swoich łez. Nikt się o nich nie
dowie, mogę ci to obiecać - powiedziałem. Nie patrzyłem jej w oczy, bałem
się zobaczyć ten ból. Ten który oglądałem przez siedem lat. Zdziwiła się, i
spojrzała ba mnie.
- Nie powiesz mi , że nie wykorzystasz tej sytuacji
żeby mi dopiec – powiedziała z pewną miną i śladami łez na policzku.
- Nie, tak właściwie to chce ci coś powiedzieć - powiedziałem
i spojrzałem na nią ze strachem w
oczach, chociaż nie wiem czy to dostrzegła, tyle lat ukrywałem swoje uczucia,
ze teraz ciężko będzie się otworzyć. Pod
nosem pojawił się delikatny, prawie niezauważalny uśmiech - Chciałbym cię prze..przeprosić. Za to co się
stało w restauracji i za te wszystkie lata w szkole. Zrozum to było tylko
dlatego, że Voldemord żył i ojciec kazał. Ja naprawdę nie chciałem, a później
tak samo jakoś wyszło - dokończyłem i
znów wlepiłem swój wzrok w ziemię.
Hermiona podeszła i usiadła na ławce obok mnie. Chyba wiedziała, że mówię szczerze, to tłumaczyło też moje ostatnie
zachowanie.
- Dobrze Draco.
Wybaczę ci - powiedziała i uśmiechnęła
się delikatnie. Spojrzałem jej głęboko w
oczy. Nie były już smutne. Widziałem w nich radość. Nie płakała już, tylko
uśmiechała się. Odwzajemniłem ten gest.
Nadal zastanawiam się, co tak
naprawdę nią kierowało. Dlaczego, bez żadnego słowa ale mi wybaczyła. Myślę na tym codziennie i codzienni przybywa
nowych pytań. Nie tylko w sprawie jej nagłego wybaczenia, ale też jak ta
upierdliwa Gryfonka na mnie działa. Nigdy nie zauważałem u niej żadnej zmiany,
nawet jak by się ścięła na łyso bym nie zauważył, a teraz ? Zmieniła swój styl
bytu, jest bardziej rozrywkowa, zmieniła styl ubierania się, już nie nosi ty
worków, maluje się. W prawdzie nie wiem czy wcześniej nie robiła tych rzeczy,
ale tak podejrzewam. Wojna ją zmieniła, tak samo jak mnie. Mam ochotę poznać
jej charakter, nauczyć się każdego gestu na pamięć. Chcę wiedzieć o niej
wszystko, nawet te najgorsze rzeczy. Nie, nie kocham jej. Ja nie potrafię
kochać i jestem tego w pełni świadomy. Wiem jednak, że coś muszę coś do niej
czuć, skoro tak interesuje się jej osobą, skoro ona sama tak bardzo mnie
intrygowała.
Nie wiem ile ta siedziałem,
ale zapewne dość długo skoro zmaterializował się przede mną skrzat domowy.
- Panicz Malfoy jest wzywany
na obiad przez swoich rodziców – powiedział przestraszonym głosem.
- Dobrze, dziękuję – odpowiedziałem.
Skrzat skłonił się nisko i zniknął. Opróżniłem szklankę, której podczas tego
całego rozmyślania Granger jednym łykiem. Skrzywiłem się lekko, ale podniosłem
i skierowałem do jadalni. Tam już czekała na mnie całą moja rodzinka.
- Siadaj kochanie –
powiedziała matka. Nad wyraz miła się zrobiła, aż dziwne.
- Dziękuję mamo.
- Opowiadaj, jak w szkole ?
Jak przygotowania do egzaminu końcowego ? – zapytał ojciec. To mnie dopiero
zdziwiło. Liczyłem na ciche zjedzenie obiadu a tu proszę.
- W szkole dobrze, tak samo
jak przygotowania.
- A masz jakąś dziewczynę ? –
tym razem mama.
- Nie, ale mam nowych
znajomych.
- Kogo ? – zaciekawił się
ojciec.
- Ginny Weasley, Hermiona
Granger i Harry Potter – odpowiedziałem I czekałem na wybuch, który jakoś nie
nastąpił.
- Interesujące – mruknął
Lucjusz.
- Naprawdę ich lubię. Nie są
tacy źli jak mówiłeś ojcze – powiedziałem – Smacznego – dodałem, kiedy przede
mną pojawiły się półmiski pełne jedzenia.
- Smacznego – powiedzieli
równocześnie rodzice.
Cały posiłek minął w ciszy,
której nikt chyba nie chciał psuć. Zdziwiłem się, kiedy ojciec nie prawił mi
morałów, nie mówił, że od szlam i zdrajców krwi trzeba trzymać się jak
najdalej. Byłem powiem, miło zaskoczony. Może, naprawdę chcą się zmienić.
Zobaczę.
Po skończonym obiedzie
pożegnałem się z matką całując ją w rękę, a później w policzek, a z ojcem
wymieniając tylko uścisk dłoni, po czym zniknąłem w zielonych płomieniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz