sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 15

          W środę rano, obudziłam się trochę za późno, ponieważ miałam tylko trzydzieści minut na przygotowanie się na przesłuchanie w sprawie Teodora. Jeszcze na dodatek zanim to wszystko się stanie, zanim się tam dostaniemy z Draco musimy stawić się u dyrektora w sprawie ataku na tego tlenionego głupka. Naprawdę nie wiem, jak można tak podchodzić do całej tej sprawy. Co on sobie w ogóle wyobraża ? Myśli, że pójdzie, powie co ma powiedzieć i to wszystko ? Nie, nie. McGonagall na pewno będzie chciała znać szczegóły i co w tedy powiemy ? Może to, że po tej dyskotece, nie byłam w stanie wrócić do swojego dormitorium, wiec usnęłam na rękach chłopaka, po czym ten przyniósł mnie do swojego pokoju i tam spędziłam noc. No jak to brzmi ? Przecież to niedorzeczne. Dobra, trzeba się podnieść, bo tylko tracę czas, a przecież musze jakoś wyglądać. Ugh.. Czemu ja wczoraj siedziałam do późna nad tymi książkami ? No dlaczego ? Poszłam pod zimny prysznic. Trochę mnie orzeźwił, dzięki Merlinowi. Szybciutko umyłam zęby i zrobiłam delikatny makijaż. Podkreślenie rzęs tradycyjnie, na powiekach zrobiłam cieniutkie, czarne kreski a usta pomalowałam delikatnie, prawie niezauważalnie na czerwono. Wróciłam do pokoju i otworzyłam szafę. No i w co ja mam się ubrać ? Przecież trzeba wyglądać taktownie, elegancko. Ja nie za bardzo posiadam takie ciuchy. W końcu zdecydowałam się na białą koszule z rękawem ¾ wkasana w czarne rurki i na nogach białe, proste baletki. Jako biżuterię wybrałam złoty komplet,  którym mieściły się kolczyki, łańcuszek, bransoletka na nogę i rękę. Włosy rozczesałam i zarzuciłam do tyłu. Skoro już nie wyglądają jak siano, to czemu ich nie pokazywać ? Narzuciłam na siebie jeszcze szary płaszczyk  do połowy ud zapinany na guziki i przewiązałam czarną, cienką chustkę przez szyję. W rękę chwyciłam małą, beżową torebkę i przerzuciłam ją przez ramię, po czym szybkim krokiem ruszyłam do gabinetu dyrektorki.

***

Już miała wchodzić do środka, kiedy usłyszała głos Malfoya.

- Granger, czekaj na mnie! – krzyknął i przyspieszył kroku w jej stronę. Hermiona musiała przyznać, że wyglądał całkiem nieźle. Niebieskie dżinsy, eleganckie buty i na to czarny płaszcz, prezentowały się bardzo dobrze. Włosy jak zwykle miał w nieładzie.

- Muffinki – powiedziała dziewczyna, kiedy blondyn już do niej dołączył. Jak wypadało mężczyźnie, przepuścił ją w wejściu na schody, a już po chwili oboje wspinali się na górę. Szatynka nieśmiało zapukała do drzwi a po paru sekundach usłyszała śmiałe Wejść i pchnęła drzwi gabinetu.

- Bardzo cieszę się, że już jesteście. Przepraszam, że nie mogłam was zawołać wczoraj wieczorem, albo najlepiej jutro ale mam ostatnio małe urwanie głowy. Powracając, chciałabym wiedzieć co się stało w niedziele rano.

- Pani profesor, to było tak, że Weasley zobaczył mnie z Herminą jak rozmawialiśmy i się wkurzył, a jak się wkurzył to zaczął wyzywać nas. Mnie od śmierciożerców a Granger od ehem.. Nie będę mówił bo to obraża kobiety i to bardzo, ale chodzi o pewne wulgarne określenie kobiety pracującej w agencji towarzyskiej. No to ja chciałem zabrać stamtąd Hermionę, żeby ten debil nic więcej jej nie powiedział i odwróciłem się do niego tyłem a w tedy od potraktował mnie klątwą – powiedział na jednym tchu Draco. Sprawiał wrażenie, jakby był tego wykuty na pamięć.

- A pani wersja Panno Granger ?

- Ja podtrzymuje to co on powiedział – odpowiedziała skromnie dziewczyna.

- Dobrze, a gdzie to się stało ?

- Koło wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu,

- A co tam robiła Panna Granger ?

- Była po torebkę. Na tej całej imprezie poprosiła mnie, żebym ją zmniejszył i schował do kieszeni, bo ona biedna miała sukienkę i torebka trochę jej ciążyła – natychmiast odpowiedział Draco.

- Dlaczego Panna Granger nie odpowiada sama ? – zapytała dyrektorka kierując swój przeszywający wzrok w stronę szatynki.

- Próbuję – zironizowała posyłając chłopakowi karcące spojrzenie, które ten olał.

- Dobrze, jeszcze jedno. Czy pan Weasley naraził się któremu kol wiek z was wcześniej ?

- Nie – odpowiedzieli wspólnie.

- Rozumiem. Ronald, Astoria i Blaise będą wezwani do mnie po lekcjach, a ponieważ wy jedziecie do Ministerstwa wezwałam was teraz. Możecie skorzystać z mojego kominka, proszę.

- Dziękujemy pani profesor – odpowiedziała Gryfonka i chwyciła troszkę proszku stając w kominku. Po chwili płonęła w zielonych płomieniach, by za chwilę zniknąć. Dracon uczynił to samo zaraz po jej zniknięciu.

***

Stali właśnie przed salą gdzie miało odbyć się przesłuchanie. Hermiona na trzęsących się nogach przypominała sobie pod nosem co ma powiedzieć. Za to Draco stał spokojnie jakby nigdy nic patrzył na drzwi, z których miał wyjść ktoś i powiedzieć, że są wzywani.

- Co ty taki spokojny jesteś ? – zapytała.

- A czym się denerwować ? Ja jestem pokrzywdzonym.

- I co z tego ? Też będą cię pytać o różne rzeczy i będziesz musiał im wszystko opowiedzieć.

- Jak ja niczego nie pamiętam, to co mam im powiedzieć ?

- A idź w diabli – zakończyła ten i tak nie mający sensu dialog Hermiona. Po jakiś dziesięciu minutach drzwi otworzyły się, a zza nich wyszła szczupła brunetka o włosach związanych w ciasnego koka. Nie miała przyjemnego wyrazu twarzy. Usta zaciśnięte w wąską linię i pomalowane na różowo tak samo jak kości policzkowe, a jej zielone oczy wręcz odstraszały.

- Zapraszam Dracona Lucjusza Malfoya -powiedziała stanowczym głosem a ten z kamienną miną ruszył za nią. Ten to umie grać – pomyślała Hermiona. Siedziała tak jakieś dwadzieścia minut, po czym znowu wyszła ta sama kobieta.

- Zapraszam panią Hermionę Jean Granger.
Na trzęsących się nogach weszła do środka i usiadła na fotelu, stojącym na samym środku sali. Zaczęto zadawać jej pytania i kazano opowiadać o tym wszystkim. Ta starając się jak najlepiej i jak najbardziej szczegółowo odpowiadać na wszystko czego chcieli. Po przesłuchaniu jeszcze samego oskarżonego ogłoszono wyrok. Teodor Nott został wydalony ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart oraz ostrzeżony, że jeżeli następnym razem użyje któregokolwiek z  Zaklęć Niewybaczalnych zostanie zesłany do Azkabanu. Według Hermiony, i tak został łagodnie potraktowany. Tak czy inaczej z sali wyszli w absolutnej ciszy. Jakie było Hermiony zdziwienie kiedy na korytarzu, przed drzwiami prowadzącymi do sali rozpraw stała Narcyza Malfoy ? Na pewno wielkie. Na widok dziewczyny mina arystokratki skrzywiła się.

- Dzień dobry – powiedziała Gryfonka nie zważając na to jaką to kobieta ma o niej opinię. Kultura tego wymagała, a czego jak czego ale wychowania Hermionie Granger nie brakowało. Tamta tylko wykonała delikatny ruch głową i podeszła do syna całując go w oba policzki i przytulając. Wdać cieszyła się na widok syna. Brązowowłosa z braku lepszego pomysłu teleportowała się pod bramy zamku. Jej jedynym celem było teraz iść do dormitorium, przebrać się w wygodne dresy, usiąść wygodnie, przykryć się kocem i pogrążyć w ciekawej lekturze. Tak, to było to, co Hermionę Granger odprężało najbardziej. Dzięki temu potrafiła się wyciszyć i uspokoić jak przy niczym innym.

***

            Stałem i patrzyłem jak Granger powoli oddala się. Wiedziałem, że musiało ją, przynajmniej w małym stopniu zaboleć zachowanie mojej matki. Jej zimna postawa w stosunku do mugolaków, nie wierze, że kiedyś sam taki byłem.

- Bardzo za tobą tęskniłam. Tata też- powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
Jasne, bo ojciec na pewno się za mną stęsknił. Matka, może w jakimś tam stopniu ale on ? Nigdy w to nie uwierzę. Może nie powinienem tak myśleć, ale wolałbym, żeby nadal był w Azkabanie. Miałbym przynajmniej święty spokój. On nie wpajałby mi swoich chorych idei, co jestem pewny jak tyko mnie zobaczy zacznie swój wykład, a matka nie zwracała a mnie prawie uwagi. Wiem, ze mnie kocha i ojciec tak samo, ale nigdy jakoś szczególnie tego nie okazywali.

- Ja też mamo – powiedziałem i uśmiechnąłem się. Nie jakoś szeroko, ale te kąciki moich ust uniosły się.

- Chodź wracamy do domu. Tata już tam na ciebie czeka – po raz kolejny się uśmiechnęła, tyle, że tym razem trochę szerzej.
Do domu, jasne. Czy ten…budynek, który zamieszkiwałem od gówniarza, gdzie była siedziba Czarnego Pana, gdzie wypalano mi Mroczny Znak, torturowano innych i przeżywałem najgorsze dni w swoim życiu można nazwać domem ? Nie wydaje mi się. Dom powinien dawać poczucie bezpieczeństwo, a tamten „dom” tego na pewno nie gwarantował.

- Oczywiście – powiedziałem, bez nawet cienia uśmiechu.
Tak bardzo nie chciałem się z nim widzieć. Tak bardzo go nienawidziłem. Za te wszystkie chwile kiedy mnie bił, mówił, że nie jestem już jego synem, torturował zaklęciem – miałem takie prawo. Przez kominek przenieśliśmy się do Malfoy Manor. Nic się tu nie zmieniło. Te same kolory ścian, na których wisiały przeróżne obrazy. Ta sama podłoga, meble. Nic, kompletne zero. Może jedynie był trochę bardziej zadbany. Aż mnie ciarki przeszły kiedy stałem na środku salonu i wpatrywałem się w ojca. Strasznie się zmienił. Widać, że pobyt w Azkabanie mu nie służył za dobrze. Długie blond włosy, kiedyś wyglądające na grube i mocne teraz przeplatane z szarymi pasmami, cienki i błagie. Wyraz twarzy surowy, który prawie nigdy się nie zmieniał teraz miał swoje przebłyski jakiś uczuć. Ma też zapadnięte policzki i schudł, dużo, a nawet bardzo. Wydaje się taki mały, taki drobny w porównaniu do mnie. Wiek również zrobił swoje. Lekko przygarbiony, zmarszczki na całej twarzy, nie duże ale jednak. Najbardziej widoczne pod oczami, które zdobiły też fioletowe cienie. No właśnie, oczy. Mógłbym nawet uwierzyć, że pobyt w więzieniu go chociaż w małym stopniu zmienił, ale cała ta nadzieje prysła kiedy spojrzałem mu w oczy. Te same zimne i okrutne, przesycone złem. Te same, które patrzyły na mnie przez tyle lat, patrzyły jak cierpiałem, jak błagałem, żeby w końcu przestał, a one nic. Bezlitośnie patrzyły jak z dnia na dzień jestem coraz słabszy.

- Dracon – wyszeptał ojciec ponosząc się ze skórzanej kanapy i podchodząc do mnie.

- Witaj ojcze – powiedziałem i lekko schyliłem głowę, w celu okazania szacunku. Może i go nienawidziłem, ale to cały czas był mój ojciec. Osobą, która przyczyniła się do mojego hmm.. powstania ?

- Tak dawno się nie widzieliśmy – powiedział przytulając mnie.
Zrobił to chyba pierwszy raz, odkąd pamiętam. Nie odwzajemniłem.

- Masz racje, dawno – odpowiedziałem i odsunąłem się od niego, jasno dając do zrozumienia, że nie wierzę, że się zmienił, że nie wierzę, że chce coś naprawić. Bo kiedy tylko nadarzy się okazja, on wróci i znów stanie się tym bezdusznym tyranem.

- Synu, ja się zmieniłem – powiedział.

- Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Udowodnij, a może ci uwierzę.

- Ale mamy tylko jeden dzień.

- Nie, mamy dużo czasu, mamy całe życie – po tych słowach spojrzałem na mamę a w jej oczach dostrzegłem zdziwienie – Tato – dodałem podkreślając to słowo i skierowałem się do swojego pokoju – Zawołajcie mnie na obiad – krzyknąłem będąc na schodach.
Nareszcie, powiedziałem głośno co mi leży na wątrobie. Nie boję się, że coś mi zrobi, bo mogę się bronić. Jestem pełnoletni. Z drugiej strony, jestem cholernym idiotą, żeby w taki sposób odzywać się do własnego ojca. Nie powinienem, tego wymaga szacunek, ale należało mu się. Musiał wiedzieć. Ja poczekam, poczekam z nadzieją, ze jednak się zmieni.
Nalałem sobie szklankę Ognistej i usiadłem na fotelu patrząc za okno. Myślałem o Granger. Sam do końca nie wiem dlaczego, po prostu zastanawiałem się, jak to jest, że ona mi wybaczyła. Sam powiedziałem, że ludzie się nie zmieniają z dnia na dzień. Jednak ja się zmieniłem, a ona uwierzyła. Nie wydaje mi się, żeby należała do ludzi naiwnych. Pamiętam ten dzień, w którym mi wybaczyła. Pamiętam to doskonale.

- Nie musisz ukrywać swoich łez. Nikt się o nich nie dowie, mogę ci to obiecać - €“ powiedziałem. Nie patrzyłem jej w oczy, bałem się zobaczyć ten ból. Ten który oglądałem przez siedem lat. Zdziwiła się, i spojrzała ba mnie.
- Nie powiesz mi , że nie wykorzystasz tej sytuacji żeby mi dopiec – powiedziała z pewną miną i śladami łez na policzku.
- Nie, tak właściwie to chce ci coś powiedzieć - powiedziałem i spojrzałem  na nią ze strachem w oczach, chociaż nie wiem czy to dostrzegła, tyle lat ukrywałem swoje uczucia, ze teraz ciężko będzie się otworzyć.  Pod nosem pojawił się delikatny, prawie niezauważalny uśmiech -  Chciałbym cię prze..przeprosić. Za to co się stało  w restauracji i za te wszystkie lata w szkole. Zrozum to było tylko dlatego, że Voldemord żył i ojciec kazał. Ja naprawdę nie chciałem, a później tak samo jakoś wyszło -€“ dokończyłem  i znów wlepiłem  swój wzrok w ziemię. Hermiona podeszła i usiadła na ławce obok mnie. Chyba wiedziała,  że mówię  szczerze, to tłumaczyło też moje ostatnie zachowanie.
-  Dobrze Draco. Wybaczę ci -  powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Spojrzałem  jej głęboko w oczy. Nie były już smutne. Widziałem w nich radość. Nie płakała już, tylko uśmiechała się. Odwzajemniłem  ten gest.
Nadal zastanawiam się, co tak naprawdę nią kierowało. Dlaczego, bez żadnego słowa ale mi wybaczyła. Myślę na tym codziennie i codzienni przybywa nowych pytań. Nie tylko w sprawie jej nagłego wybaczenia, ale też jak ta upierdliwa Gryfonka na mnie działa. Nigdy nie zauważałem u niej żadnej zmiany, nawet jak by się ścięła na łyso bym nie zauważył, a teraz ? Zmieniła swój styl bytu, jest bardziej rozrywkowa, zmieniła styl ubierania się, już nie nosi ty worków, maluje się. W prawdzie nie wiem czy wcześniej nie robiła tych rzeczy, ale tak podejrzewam. Wojna ją zmieniła, tak samo jak mnie. Mam ochotę poznać jej charakter, nauczyć się każdego gestu na pamięć. Chcę wiedzieć o niej wszystko, nawet te najgorsze rzeczy. Nie, nie kocham jej. Ja nie potrafię kochać i jestem tego w pełni świadomy. Wiem jednak, że coś muszę coś do niej czuć, skoro tak interesuje się jej osobą, skoro ona sama tak bardzo mnie intrygowała.
Nie wiem ile ta siedziałem, ale zapewne dość długo skoro zmaterializował się przede mną skrzat domowy.

- Panicz Malfoy jest wzywany na obiad przez swoich rodziców – powiedział przestraszonym głosem.

- Dobrze, dziękuję – odpowiedziałem. Skrzat skłonił się nisko i zniknął. Opróżniłem szklankę, której podczas tego całego rozmyślania Granger jednym łykiem. Skrzywiłem się lekko, ale podniosłem i skierowałem do jadalni. Tam już czekała na mnie całą moja rodzinka.

- Siadaj kochanie – powiedziała matka. Nad wyraz miła się zrobiła, aż dziwne.

- Dziękuję mamo.

- Opowiadaj, jak w szkole ? Jak przygotowania do egzaminu końcowego ? – zapytał ojciec. To mnie dopiero zdziwiło. Liczyłem na ciche zjedzenie obiadu a tu proszę.

- W szkole dobrze, tak samo jak przygotowania.

- A masz jakąś dziewczynę ? – tym razem mama.

- Nie, ale mam nowych znajomych.

- Kogo ? – zaciekawił się ojciec.

- Ginny Weasley, Hermiona Granger i Harry Potter – odpowiedziałem I czekałem na wybuch, który jakoś nie nastąpił.  
- Interesujące – mruknął Lucjusz.

- Naprawdę ich lubię. Nie są tacy źli jak mówiłeś ojcze – powiedziałem – Smacznego – dodałem, kiedy przede mną pojawiły się półmiski pełne jedzenia.

- Smacznego – powiedzieli równocześnie rodzice.
Cały posiłek minął w ciszy, której nikt chyba nie chciał psuć. Zdziwiłem się, kiedy ojciec nie prawił mi morałów, nie mówił, że od szlam i zdrajców krwi trzeba trzymać się jak najdalej. Byłem powiem, miło zaskoczony. Może, naprawdę chcą się zmienić. Zobaczę.

Po skończonym obiedzie pożegnałem się z matką całując ją w rękę, a później w policzek, a z ojcem wymieniając tylko uścisk dłoni, po czym zniknąłem w zielonych płomieniach. 

No to tak. Rozdział jest, szybciej niż sama się tego spodziewałam, ale to chyba dobrze. Zaczęłam pisać trochę inaczej. Kiedy, któryś z bohaterów będzie sam, lub będę chciała skupić się głównie na nim, będę pisać w pierwszej osobie, tak jak to było w przypadku Draco. A jeżeli będą razem i będę chciała tak samo skupić się na wszystkich, będę pisać w trzeciej osobie. Zmieniłam również nazwę, wiec teraz będę się podpisywać "Urkaa Snape". No i to by było na tyle. Zachęcam jeszcze to komentowania. 

Całuje Urkaa Snape :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz