wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 16

        Ostatni posiłek w tym roku, ostatni uśmiech. Dziś wyjeżdża na ferie świąteczne do swojego „domu”. Czeka go jeszcze jedna rozmowa, jedna poważna rozmowa z Blaisem. A mianowicie o rodzicach Hermiony. Już od jakiegoś czasu szuka ich na wszystkie możliwe sposoby aż w końcu znalazł jakiś trop. Na czy nie on, a wujek Zabiniego. Jest znakomitym, ale mało znanym aurorem. Wraca właśnie ze śniadania, do swojego pokoju, gdzie już powinien czekać na niego przyjaciel. Nie mylił się. Kiedy tylko otworzył drzwi, zobaczył rozwalonego na kanapie Blaisa.

- Stary jesteś! Zajebiste wieści mam dla Ciebie. Znalazł ich. Jean i Filipa Granger’ów. Mieszkali w Australii w bardzo małej wiosce. Mieli tam mnóstwo miejsca na spacery, a podobno z tego co ci mówiła Herm bardzo lubili chodzić. Mugole. No ale wracając. Znalazł ich. Mają się świetnie, przywrócił im pamięć i wszystko ładnie, pięknie, zajebiście. No, jeszcze tylko trzeba przygotować na tę jakże szokującą wiadomość Hermionę – Powiedział na jednym tchu czarnoskóry, za to Draco oczy rozszerzyły się do wielkości galeonów. Nigdy nie wyobrażał sobie, że to jednak, naprawdę może się stać. Już powoli tracił nadzieje a tu takie zaskoczenie. I to idealnie przed świętami. Idealnie się złożyło.

- Granger ja się zajmę – Powiedział tylko.

- No, nareszcie będzie Twoja co Smoczku ? – zapytał Blaise z ironicznym uśmiechem.

- Co ty pleciesz pajacu ? Weasley ci już w głowie poprzewracała ? – odpowiedział szybko, chyba trochę za szybko.

- Ginny mi nie, ale Tobie Hermiona a i owszem. Nie wypieraj się, bo ja i tak wiem swoje. Nie wmówisz mi, że tak nie jest.

- Wmówię, bo tak nie jest.

- Jest.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

- Tak. 

- Nie.

- Tak – Sprzeczali się. Trwało by to pewnie dłużej, gdyby pewna czarnowłosa dziewczyna nie wparowała do pokoju. Jej czarne oczy cisnęły błyskawice, ręce miała zaciśnięte w pięści, a na głowie, nie wiedzieć czemu, kaptur.

- Ty kompletny kretynie, pajacu, bucu, pieprzony dowcipnisiu kurwa mać! – wrzasnęła. Malfoy patrzył na nią i nie wiedział co zrobić. Wpadła do pokoju jak burza, zła, jak nigdy w kapturze i zaczęła krzyczeć. Zdezorientowany odwrócił się i zobaczył swojego przyjaciela, który prawie leżał już na podłodze i zwijał się ze śmiechu – Ty zasrany arystokrato – Kontynuowała swój monolog i z każdym kolejnym słowem podchodziła bliżej Zabiniego ignorując pytające spojrzenie blondyna – Jak mogłeś ?! I to na same święta! Czy ty kiedykolwiek pomyślałeś zanim coś zrobiłeś ?!

- Pansy, słoneczko ty moje – Zaczął Blaise.

- Ty mi tu nie słoneczkuj, tylko powiedz jak do cholery jasnej się tego pozbyć. Próbowałam normalną farbą ale nic, czarami i nic. Pomóż mi!

- Czekaj, samo zejdzie.

- Chyba cię pogięło!

- No właśnie nie!

- Czy ja się mogę dowiedzieć co się stało? – Wtrącił się Draco.

- Co się stało ? Ty się pytasz co się stało? To się stało – Powiedziała, po czym zdjęła kaptur z głowy. Zabini roześmiał się jeszcze głośnie, a Malfoy z całej siły próbował opanować śmiech. Zamiast kruczoczarnych włosów, ich przyjaciółka stała się blondynką. Ten widok strasznie wstrząsnął Draconem, ale nie mógł już dłużej wytrzymać i wybuchł głośnym, niepohamowanym śmiechem. Zrozpaczona Parkinson, nie widząc lepszego wyjścia obrzuciła zrezygnowanym spojrzeniem rozbawione twarze swoich „niby” przyjaciół i wróciła do siebie do pokoju.

- Coś ty jej zrobił? – zapytał przez śmiech blondyn.

- Dolałem jej blond farbę do szamponu i rzuciłem zaklęcie, żeby nie mogła tego usunąć. Ale zejdzie im to. Podejrzewam, że jak obudzą się dzień przed Wigilią, będą już miały swoje włosy.

- Miały?

- A no tak, zapomniałem dodać jednego małego szczegółu. Ginny i Hermiona też tak mają. Ha ha ha. Nie mogłem się powstrzymać i musiałem im też zrobić dowcip. Przecież nie byłbym sobą.

- Ale masz przejebane – skwitował Draco.

- Nie, trochę śmiechu – Powiedział i ponownie wybuchli śmiechem. Nagle przed Blaisem zmaterializował się patrunus, w kształcie Konia. – Ginny – pomyślał.

Jak mogłeś! Poczekaj tylko Cię dopadnę. Zapamiętasz mnie na bardzo, bardzo długo. Nie wierze, że mi to zrobiłeś. Kurde ty dupku, idioto, debilu, czubku, ośle, łosiu – nie wybaczę ci tego, nigdy rozumiesz? NIGDY! A tylko będziesz coś chciał!


- Teraz to masz przejebane. Nie wywiniesz się – zaśmiał się szarooki.

- Nie ucz ojca, dzieci rozbić – powiedział nad wyraz spokojnie i ponownie oboje tarzali się po podłodze ze śmiechu, wyobrażając sobie jak wszystkie trzy krzyczą i chodzą w kapturach, żeby tylko nie pokazać się ludziom w takim stanie.


***


            Po śniadaniu dwie „blondynki” z Gryffidoru udały się pod bramę, aby dojechać do pociągu i wrócić na święta do domu. Ich miny, były tak naburmuszone, że bez kija nie podchodź. Obydwie w kapturach na głowie wsiadły do ostatniego wolnego powozu, w którym zastały Pansy, również w kapturze.

- Tobie też? – zapytała Ginny, na co Ślizgonka tylko pokiwała głową. Jechały w ciszy cała drogę do wioski. W pociągu zajęły przedział oddalony jak najbardziej od wścibskich spojrzeń i również w ciszy wróciły do Londynu.

***

            Stałam przed domem swojego rodzinnego domu. Poza ogrodem, który zarósł chwastami nic się nie zmienił. Nadal miał piękny żółty kolor, okna z ciemnego drewna jak i drzwi. W oknach stare zasłony matki. Drewniane ogrodzenie, pomalowane na biało. Trzeba będzie to wszystko odnowić i przywrócić życie temu miejscu. Weszłam do domu a w oczach zaświeciły mi się łzy. Nigdy nie myślałam, że zostanę tu sama, bez rodziców. Tak strasznie, za nimi tęsknie. Poszłam do swojego starego pokoju i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nic tu się nie zmieniło. Te same kolory ścian, to samo ustawienie mebli. Odłożyłam swoje rzeczy, przebrałam się w stare, czarne legginsy, i za dużą fioletową bluzkę.  Wyjęłam z oddzielnej torby specyfiki do czyszczenia mieszkania i zaczęłam porządne sprzątanie całego domu. Zaczęłam od góry, od pokoju gościnnego. Dokładne wytarcie kurzy, umycie okien od wewnątrz, bo na zewnątrz temperatura sięgała poniżej zera, odurzyłam  dokładnie całe pomieszczenie i zmyłam podłogi. W taki sam sposób sprzątnęłam cały dom. Po zakończeniu pracy zadowolona usiadłam z kubkiem od herbaty i wspominałam wszystko  co związane z rodzicami. Starałam się myśleć tylko o tych miłych wspomnieniach. Później moje myśli zeszły na święta. To już za dwa dni, a ja nie mam ani prezentów, ani nic do jedzenia. Jutro koniecznie idę na zakupy. Musze iść w końcu to załatwić. Z takimi myślami poszłam się wykąpać i położyłam się spać w swoim łóżku, w pokoju na poddaszu.

***

            Następnego dnia obudziłam się o ósmej rano i od razu poszłam zrobić sobie kawę. Zjadłam do niej dwie kanapki z dżemem wiśniowym i poszłam ogarnąć się do łazienki. Wzięłam szybki, gorący prysznic, ciało osuszyłam różdżką i ubrałam się w czarne rurki, zielona koszule na długi rękaw. Włosy związałam w wysoką kitkę i poszłam do pokoju, po torebkę. Z szafy wyjęłam czarną kurtkę z puszkiem i jasnobrązowe buty na koturnie. Ubrałam się, torebkę przerzuciłam przez ramię i wyszłam na ulice Londynu. Skierowałam się do najbliższej galerii. Weszłam i od razu usłyszałam tłum ludzi chcących kupić najróżniejsze prezenty dla najbliższych, a do moich nozdrzy odstał się charakterystyczny zapach sklepów. Postanowiłam najpierw kupić prezenty. Chciałam każdemu dać coś mugolskiego. Chcę, żeby zobaczyli, że osoby nie magiczne, też potrafią tworzyć całkiem fajne rzeczy. Harry’emu kupię książkę z największymi wynalazkami ludzkości, Ronaldowi piłkę do gry w piłkę nożną z książką z objaśnionymi zasadami, Ginny dostanie komplet biżuterii znając jej zamiłowanie do błyskotek, dla Blaisa postanowiłam kupić zwykłą zielona koszulę, a Draco mapę Londynu. Może prezenty nie są najbogatsze, ale nie mam tyle pieniędzy, żeby kupować jakieś wymyślnie drogie, a zwłaszcza, że kupiłam dom, który teraz będę musiała opłacać. Po kupnie prezentów zrobiłam zakupy spożywcze. Już miałam wracać do domu, kiedy mój wzrok przykuł nowo otwarty salon fryzjerski. Kierując się instynktem weszłam i zażyczyłam sobie ścięcia włosów do ramion. Po długim czasie przekonywania mnie przez fryzjerkę, że szkoda taki pięknych włosów w końcu uległa i obcięła mnie jak prosiłam. Wyszłam całkiem odmieniona i zadowolona. Już dawno chciałam coś zrobić z tymi włosami, bo już ciężko było je układać, ale nigdy nie było okazji. A skoro taka się dziś nadarzyła, to czemu miałabym nie skorzystać. Wracałam do domu, kiedy zapadał zmierzch, a latarnie na ulicach zaczęły świecić. Stałam już pod domem i zamierzałam otworzyć drzwi, ale usłyszałam tak dobrze mi znany głos.

- Późno się wraca do domu – powiedział Draco i sekundę później stał już koło mnie.

- Wracam teraz, bo miałam bardzo dużo rzeczy do załatwienia.

- Na przykład jakich?

- Na przykład zrobienie zakupów.

- Yhym, mam cos dla ciebie.

- Co? O czym ty mówisz? – zapytałam zdziwiona.

- Zobaczysz, tylko wejdźmy do środka.
Po tych słowach chciałam przekręcić zamek w drzwiach, ale były otwarte. Weszłam do środka, a Draco z zadowoloną miną zaraz za mną. Odebrał ode mnie zakupy i zaniósł je do kuchni wracając i pomagając mi się rozebrać.

- Słuchaj możesz być w szoku, ale pamiętaj, zachowaj spokój.
Nic nie odpowiedziałam tylko poszłam za Draco do salonu. To co tam ujrzałam, było spełnieniem, moich najskrytszych marzeń. Uczucie jakie mnie ogarnęło, było nie do opisania. Z oczu popłynęły mi łzy i upadłam na kolana. Patrzyłam z niedowierzaniem na moich rodziców siedzących na kanapie. Po chwili podeszli do mnie, uklęknęli obok i zamknęli w mocnym uścisku. Wszyscy płakaliśmy, a po chwili było słychać zamykane drzwi. Od razu odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam, że Draco zniknął.

- Córeczko to on nas odnalazł i przywróciła pamięć – powiedziała moja mama. Nic więcej do wiadomości nie było mi potrzebne. Wstałam i wybiegłam za nim przed dom.

- Draco – krzyknęłam, a on się odwrócił – Poczekaj – powiedziałam i podbiegłam do niego.

- Co się stało mała? Leć do rodziców, tyle czasu ich nie widziałaś.

- Chciałam ci najpierw podziękować. Nie mogę uwierzyć jak to się stało, jak ty ich znalazłeś? Kiedy to zrobiłeś, mam tyle pytań, na które musisz mi odpowiedzieć.

- Dobrze, ale to jutro. Wesołych Świąt. To był taki przedwczesny prezent – powiedział i uśmiechnął się czule głaszcząc mnie po policzku. Moje oczy nadal lśniły od łez, a na policzkach były zaschnięte po nich ślady.

- Co mogę zrobić, żeby ci się odwdzięczyć?

- Po prostu bądź.

- Co? Nie rozumiem.

- Ja, ja chyba cię kocham, Zmieniłaś we mnie wszystko. Nie boisz się mnie. Patrzysz jak na normalnego człowieka, nawet na ten znak. Dałaś mi druga szanse. Dałaś nadzieje na lepsze jutro.

- Draco ale ja nadal nie rozumiem.

- Kocham cię Hermiono Granger – powiedział i pocałował mnie bardzo czule i namiętnie.

Rozdział w końcu jest, ale jestem z niego tak niezadowolona jak nigdy ;c 

Bardzo chciałam skończyć, a skoro leże w szpitalu, to nadarzyła się odpowiednia okazja. 

Nie będę się rozpisywać. Proszę o komentarze. 

Całuje Urkaa Snape :*



1 komentarz: