Ostatni posiłek w tym roku,
ostatni uśmiech. Dziś wyjeżdża na ferie świąteczne do swojego „domu”. Czeka go
jeszcze jedna rozmowa, jedna poważna rozmowa z Blaisem. A mianowicie o
rodzicach Hermiony. Już od jakiegoś czasu szuka ich na wszystkie możliwe sposoby
aż w końcu znalazł jakiś trop. Na czy nie on, a wujek Zabiniego. Jest
znakomitym, ale mało znanym aurorem. Wraca właśnie ze śniadania, do swojego
pokoju, gdzie już powinien czekać na niego przyjaciel. Nie mylił się. Kiedy
tylko otworzył drzwi, zobaczył rozwalonego na kanapie Blaisa.
- Stary jesteś! Zajebiste
wieści mam dla Ciebie. Znalazł ich. Jean i Filipa Granger’ów. Mieszkali w
Australii w bardzo małej wiosce. Mieli tam mnóstwo miejsca na spacery, a
podobno z tego co ci mówiła Herm bardzo lubili chodzić. Mugole. No ale
wracając. Znalazł ich. Mają się świetnie, przywrócił im pamięć i wszystko
ładnie, pięknie, zajebiście. No, jeszcze tylko trzeba przygotować na tę jakże
szokującą wiadomość Hermionę – Powiedział na jednym tchu czarnoskóry, za to
Draco oczy rozszerzyły się do wielkości galeonów. Nigdy nie wyobrażał sobie, że
to jednak, naprawdę może się stać. Już powoli tracił nadzieje a tu takie
zaskoczenie. I to idealnie przed świętami. Idealnie się złożyło.
- Granger ja się zajmę –
Powiedział tylko.
- No, nareszcie będzie Twoja
co Smoczku ? – zapytał Blaise z ironicznym uśmiechem.
- Co ty pleciesz pajacu ?
Weasley ci już w głowie poprzewracała ? – odpowiedział szybko, chyba trochę za
szybko.
- Ginny mi nie, ale Tobie
Hermiona a i owszem. Nie wypieraj się, bo ja i tak wiem swoje. Nie wmówisz mi,
że tak nie jest.
- Wmówię, bo tak nie jest.
- Jest.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak – Sprzeczali się.
Trwało by to pewnie dłużej, gdyby pewna czarnowłosa dziewczyna nie wparowała do
pokoju. Jej czarne oczy cisnęły błyskawice, ręce miała zaciśnięte w pięści, a
na głowie, nie wiedzieć czemu, kaptur.
- Ty kompletny kretynie,
pajacu, bucu, pieprzony dowcipnisiu kurwa mać! – wrzasnęła. Malfoy patrzył na
nią i nie wiedział co zrobić. Wpadła do pokoju jak burza, zła, jak nigdy w
kapturze i zaczęła krzyczeć. Zdezorientowany odwrócił się i zobaczył swojego
przyjaciela, który prawie leżał już na podłodze i zwijał się ze śmiechu – Ty
zasrany arystokrato – Kontynuowała swój monolog i z każdym kolejnym słowem podchodziła
bliżej Zabiniego ignorując pytające spojrzenie blondyna – Jak mogłeś ?! I to na
same święta! Czy ty kiedykolwiek pomyślałeś zanim coś zrobiłeś ?!
- Pansy, słoneczko ty moje –
Zaczął Blaise.
- Ty mi tu nie słoneczkuj,
tylko powiedz jak do cholery jasnej się tego pozbyć. Próbowałam normalną farbą
ale nic, czarami i nic. Pomóż mi!
- Czekaj, samo zejdzie.
- Chyba cię pogięło!
- No właśnie nie!
- Czy ja się mogę dowiedzieć
co się stało? – Wtrącił się Draco.
- Co się stało ? Ty się
pytasz co się stało? To się stało – Powiedziała, po czym zdjęła kaptur z głowy.
Zabini roześmiał się jeszcze głośnie, a Malfoy z całej siły próbował opanować
śmiech. Zamiast kruczoczarnych włosów, ich przyjaciółka stała się blondynką.
Ten widok strasznie wstrząsnął Draconem, ale nie mógł już dłużej wytrzymać i
wybuchł głośnym, niepohamowanym śmiechem. Zrozpaczona Parkinson, nie widząc
lepszego wyjścia obrzuciła zrezygnowanym spojrzeniem rozbawione twarze swoich
„niby” przyjaciół i wróciła do siebie do pokoju.
- Coś ty jej zrobił? –
zapytał przez śmiech blondyn.
- Dolałem jej blond farbę do
szamponu i rzuciłem zaklęcie, żeby nie mogła tego usunąć. Ale zejdzie im to.
Podejrzewam, że jak obudzą się dzień przed Wigilią, będą już miały swoje włosy.
- Miały?
- A no tak, zapomniałem dodać
jednego małego szczegółu. Ginny i Hermiona też tak mają. Ha ha ha. Nie mogłem
się powstrzymać i musiałem im też zrobić dowcip. Przecież nie byłbym sobą.
- Ale masz przejebane –
skwitował Draco.
- Nie, trochę śmiechu –
Powiedział i ponownie wybuchli śmiechem. Nagle przed Blaisem zmaterializował
się patrunus, w kształcie Konia. – Ginny –
pomyślał.
Jak mogłeś! Poczekaj tylko Cię dopadnę.
Zapamiętasz mnie na bardzo, bardzo długo. Nie wierze, że mi to zrobiłeś. Kurde
ty dupku, idioto, debilu, czubku, ośle, łosiu – nie wybaczę ci tego, nigdy
rozumiesz? NIGDY! A tylko będziesz coś chciał!
- Teraz to masz przejebane.
Nie wywiniesz się – zaśmiał się szarooki.
- Nie ucz ojca, dzieci rozbić
– powiedział nad wyraz spokojnie i ponownie oboje tarzali się po podłodze ze
śmiechu, wyobrażając sobie jak wszystkie trzy krzyczą i chodzą w kapturach,
żeby tylko nie pokazać się ludziom w takim stanie.
***
Po śniadaniu dwie „blondynki” z Gryffidoru udały się pod
bramę, aby dojechać do pociągu i wrócić na święta do domu. Ich miny, były tak
naburmuszone, że bez kija nie podchodź. Obydwie w kapturach na głowie wsiadły
do ostatniego wolnego powozu, w którym zastały Pansy, również w kapturze.
- Tobie też? – zapytała
Ginny, na co Ślizgonka tylko pokiwała głową. Jechały w ciszy cała drogę do
wioski. W pociągu zajęły przedział oddalony jak najbardziej od wścibskich
spojrzeń i również w ciszy wróciły do Londynu.
***
Stałam przed domem swojego rodzinnego domu. Poza ogrodem,
który zarósł chwastami nic się nie zmienił. Nadal miał piękny żółty kolor, okna
z ciemnego drewna jak i drzwi. W oknach stare zasłony matki. Drewniane
ogrodzenie, pomalowane na biało. Trzeba będzie to wszystko odnowić i przywrócić
życie temu miejscu. Weszłam do domu a w oczach zaświeciły mi się łzy. Nigdy nie
myślałam, że zostanę tu sama, bez rodziców. Tak strasznie, za nimi tęsknie.
Poszłam do swojego starego pokoju i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nic tu się
nie zmieniło. Te same kolory ścian, to samo ustawienie mebli. Odłożyłam swoje
rzeczy, przebrałam się w stare, czarne legginsy, i za dużą fioletową
bluzkę. Wyjęłam z oddzielnej torby
specyfiki do czyszczenia mieszkania i zaczęłam porządne sprzątanie całego domu.
Zaczęłam od góry, od pokoju gościnnego. Dokładne wytarcie kurzy, umycie okien
od wewnątrz, bo na zewnątrz temperatura sięgała poniżej zera, odurzyłam dokładnie całe pomieszczenie i zmyłam podłogi.
W taki sam sposób sprzątnęłam cały dom. Po zakończeniu pracy zadowolona
usiadłam z kubkiem od herbaty i wspominałam wszystko co związane z rodzicami. Starałam się myśleć
tylko o tych miłych wspomnieniach. Później moje myśli zeszły na święta. To już
za dwa dni, a ja nie mam ani prezentów, ani nic do jedzenia. Jutro koniecznie
idę na zakupy. Musze iść w końcu to załatwić. Z takimi myślami poszłam się
wykąpać i położyłam się spać w swoim łóżku, w pokoju na poddaszu.
***
Następnego dnia obudziłam się o ósmej rano i od razu
poszłam zrobić sobie kawę. Zjadłam do niej dwie kanapki z dżemem wiśniowym i
poszłam ogarnąć się do łazienki. Wzięłam szybki, gorący prysznic, ciało
osuszyłam różdżką i ubrałam się w czarne rurki, zielona koszule na długi rękaw.
Włosy związałam w wysoką kitkę i poszłam do pokoju, po torebkę. Z szafy wyjęłam
czarną kurtkę z puszkiem i jasnobrązowe buty na koturnie. Ubrałam się, torebkę
przerzuciłam przez ramię i wyszłam na ulice Londynu. Skierowałam się do
najbliższej galerii. Weszłam i od razu usłyszałam tłum ludzi chcących kupić
najróżniejsze prezenty dla najbliższych, a do moich nozdrzy odstał się
charakterystyczny zapach sklepów. Postanowiłam najpierw kupić prezenty.
Chciałam każdemu dać coś mugolskiego. Chcę, żeby zobaczyli, że osoby nie
magiczne, też potrafią tworzyć całkiem fajne rzeczy. Harry’emu kupię książkę z
największymi wynalazkami ludzkości, Ronaldowi piłkę do gry w piłkę nożną z
książką z objaśnionymi zasadami, Ginny dostanie komplet biżuterii znając jej
zamiłowanie do błyskotek, dla Blaisa postanowiłam kupić zwykłą zielona koszulę,
a Draco mapę Londynu. Może prezenty nie są najbogatsze, ale nie mam tyle
pieniędzy, żeby kupować jakieś wymyślnie drogie, a zwłaszcza, że kupiłam dom,
który teraz będę musiała opłacać. Po kupnie prezentów zrobiłam zakupy
spożywcze. Już miałam wracać do domu, kiedy mój wzrok przykuł nowo otwarty
salon fryzjerski. Kierując się instynktem weszłam i zażyczyłam sobie ścięcia
włosów do ramion. Po długim czasie przekonywania mnie przez fryzjerkę, że
szkoda taki pięknych włosów w końcu uległa i obcięła mnie jak prosiłam. Wyszłam
całkiem odmieniona i zadowolona. Już dawno chciałam coś zrobić z tymi włosami,
bo już ciężko było je układać, ale nigdy nie było okazji. A skoro taka się dziś
nadarzyła, to czemu miałabym nie skorzystać. Wracałam do domu, kiedy zapadał
zmierzch, a latarnie na ulicach zaczęły świecić. Stałam już pod domem i zamierzałam
otworzyć drzwi, ale usłyszałam tak dobrze mi znany głos.
- Późno się wraca do domu –
powiedział Draco i sekundę później stał już koło mnie.
- Wracam teraz, bo miałam
bardzo dużo rzeczy do załatwienia.
- Na przykład jakich?
- Na przykład zrobienie
zakupów.
- Yhym, mam cos dla ciebie.
- Co? O czym ty mówisz? –
zapytałam zdziwiona.
- Zobaczysz, tylko wejdźmy do
środka.
Po tych słowach chciałam
przekręcić zamek w drzwiach, ale były otwarte. Weszłam do środka, a Draco z
zadowoloną miną zaraz za mną. Odebrał ode mnie zakupy i zaniósł je do kuchni
wracając i pomagając mi się rozebrać.
- Słuchaj możesz być w szoku,
ale pamiętaj, zachowaj spokój.
Nic nie odpowiedziałam tylko
poszłam za Draco do salonu. To co tam ujrzałam, było spełnieniem, moich najskrytszych
marzeń. Uczucie jakie mnie ogarnęło, było nie do opisania. Z oczu popłynęły mi
łzy i upadłam na kolana. Patrzyłam z niedowierzaniem na moich rodziców
siedzących na kanapie. Po chwili podeszli do mnie, uklęknęli obok i zamknęli w
mocnym uścisku. Wszyscy płakaliśmy, a po chwili było słychać zamykane drzwi. Od
razu odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam, że Draco zniknął.
- Córeczko to on nas odnalazł
i przywróciła pamięć – powiedziała moja mama. Nic więcej do wiadomości nie było
mi potrzebne. Wstałam i wybiegłam za nim przed dom.
- Draco – krzyknęłam, a on
się odwrócił – Poczekaj – powiedziałam i podbiegłam do niego.
- Co się stało mała? Leć do
rodziców, tyle czasu ich nie widziałaś.
- Chciałam ci najpierw
podziękować. Nie mogę uwierzyć jak to się stało, jak ty ich znalazłeś? Kiedy to
zrobiłeś, mam tyle pytań, na które musisz mi odpowiedzieć.
- Dobrze, ale to jutro.
Wesołych Świąt. To był taki przedwczesny prezent – powiedział i uśmiechnął się
czule głaszcząc mnie po policzku. Moje oczy nadal lśniły od łez, a na
policzkach były zaschnięte po nich ślady.
- Co mogę zrobić, żeby ci się
odwdzięczyć?
- Po prostu bądź.
- Co? Nie rozumiem.
- Ja, ja chyba cię kocham,
Zmieniłaś we mnie wszystko. Nie boisz się mnie. Patrzysz jak na normalnego
człowieka, nawet na ten znak. Dałaś mi druga szanse. Dałaś nadzieje na lepsze
jutro.
- Draco ale ja nadal nie
rozumiem.
- Kocham cię Hermiono Granger
– powiedział i pocałował mnie bardzo czule i namiętnie.