Wczorajsza zabawa była tak
wyczerpująca, że Hermiona obudziła się dopiero w południe. Niechętnie wstała z
łóżka i poszła do łazienki, zabierając po drodze ubrania. Po około trzydziestu
minutach wyszła gotowa aby pójść na obiad, bo na śniadanie raczej nie ma co
liczyć. Wyglądała skromnie, ale ładnie. Jasne spodnie do tego czarna koszulka i
pomarańczowa bluza. Na nogach białe trampki, a włosy spięte w luźną kitkę. Na
twarzy delikatny makijaż, podkreślający jedynie jej długie rzęsy. Powolnym
krokiem udała się do Wielkiej Sali. Była już prawie cała zapełniona. Skierowała
się do swojego stołu i od razu zauważyła swojego przyjaciela.
- Cześć Harry. Widzę humorek
dopisuje ?
- O cześć. Tak, no.
- Jakiś taki dziś jesteś
inny. Jakby w innym świecie.
- Hermiono, my jesteśmy w
innym świecie. Ej to już tyle lat – zaśmiał się.
- Muszę z Tobą porozmawiać.
Co powiesz na spacer po błoniach ?
- Jasne, ale nie będę miał
dużo czasu.
- Okej, a co będziesz później
robił ?
- Yy.. Bo ja ten.. no …
umówiłem się z … ee… kolegą.
- Hmm.. Powiedzmy, że ci
wierze – odpowiedziała i spojrzała na niego podejrzliwie. Wiedziała, że idzie
do Pansy. To było bardziej, niż pewne. Po skończonym posiłku dwójka Gryfonów
wyszła przed zamek. Spacerowali, rozmawiając o najróżniejszych rzeczach. W
końcu dziewczyna podjęła temat, który interesował ją już od wczoraj.
- Harry, co cię łączy z Pansy
? – zapytała starannie dobierając każde słowo.
- Mnie ? Co ci przyszło do
głowy – odpowiedział i odwrócił wzrok wyraźnie zmieszany.
- Widziałam was wczoraj po
balu. Przytulaliście się – nie zamierzała odpuścić.
- Co ? Ale, ja i ona to .. –
tłumaczył się - No okej masz racje,
spotykamy się – powiedział widząc piorunujące spojrzenie przyjaciółki.
- Wiedziałam. Dlaczego
wcześniej nie powiedziałeś ?
- Bałem się, że nie
zrozumiecie. A już w szczególności Ron.
- Rozumiem, spokojnie. Wiesz
chyba pogadamy kiedy indziej bo ktoś chyba już na ciebie czeka i się trochę
niecierpliwi – stwierdziła patrząc na Ślizgonkę.
- Chodź ze mną. Ona wcale nie
jest taka zła – zaproponował Wybraniec.
- Nie wiem czy to jest dobry
pomysł.
- Daj spokój i chodź –
powiedział i pociągnął ją za rękę. Kiedy podeszli bliżej Hermiona
zauważyła ogromną zmianę u Ślizgonki. Kiedyś ubrana tak, że więcej jej
odkrywało niż zakrywało. Makijaż niegdyś mocny a teraz prawie niezauważalny.
Nawet jej dawna obsesja na punkcie Malfoya nieco minęła, co można było
stwierdzić po jej zachowaniu na balu.
***
WSPOMNIENIE Z BALU
Hermiona
stała właśnie przy barku kiedy zauważyła Pansy idącą do barku. Kierowała się
w stronę grupki najprzystojniejszych Ślizgonów z jej roku. Ubrana była inaczej,
tak, normalnie, dlatego pewnie panna Granger zwróciła na nią uwagę. Podeszła do
nich i z tego co można było dostrzec to o coś pytała. Chłopacy szczerzyli się
do niej, najwidoczniej próbując ją poderwać, ale ta jakby ich od siebie
odpychała. Zaczęła na nich krzyczeć gestykulując przy tym rekami. Wśród nich
był również Draco. Chyba próbował się w trącić do całego tego zamieszania, ale
dziewczyna nie dawała mu dojść do głosu, tylko również na niego wrzeszczała
dźgając go w pierś. Po pewnym czasie, zła odeszła od nich i podeszła do stołu z
jedzeniem.
KONIEC WSPOMNIENIA Z BALU
***
- Cześć Harry – powiedziała
Ślizgonka i pocałowała czarnowłosego w policzek – Cześć Hermiono – tym razem
zwróciła się do szatynki.
- Cześć – odpowiedzieli razem
tyle, że chłopak pewniej a ona łamiącym się głosem.
- Czy ona.. – zapytała Pansy
Pottera.
- Tak, spokojnie. Nie ma nic
przeciwko – odpowiedział jej z uśmiechem.
- Wiesz, ja chciałam cie
przeprosić za te wszystkie wyzwiska i w ogóle – odezwała się do Hermiony
dziewczyna - Tylko jakoś wcześniej brakowało mi odwagi - uśmiechnęła się.
- Dobrze, wiesz pogadamy
kiedy indziej, bo mam ochotę jeszcze pospacerować, a wy pewnie chcecie być sami
– odpowiedziała Granger.
- Oczywiście. Pa – powiedzieli
razem i pomachali jej na pożegnanie – widzimy się na kolacji – krzyknął za nią
jeszcze Wybraniec. Gryfonka spacerowała jeszcze parę minut sama gdy nagle jej
wzrok powędrował na całującą się parę na skraju lasu. To był czarnoskóry
chłopak, ale dziewczyna nie miała rudych włosów tylko ciemno brązowe. Była nią
Dafne Greengras. Szatynka niewiele myśląc szybkim krokiem znalazła się koło
pary. Na początku patrzyła z niedowierzaniem, na całą sytuację.
- Ty pieprzony dupku ! – krzyknęła, i
dopiero teraz para zwróciła na nią uwagę. Na twarzach obojgu widniał wredny
uśmiech.
- O Granger, dobrze, że
jesteś. Powiedz swojej rudej przyjaciółeczce, że z nami koniec. Mam tu lepszą
zdobycz – powiedział i złapał starszą Greengras za pośladki. Ta na ten gest
jedynie głupio się zaśmiała - A i nie wypada pani prefekt naczelnej używać takich słów - dodał złośliwie.
- Jak możesz ! Co ty sobie
wyobrażasz, że Ginny jest pierwszą lepszą ?! Ta wywłoka, która stoi przed tobą
nawet jej do pięt nie dorasta – krzyknęła szatynka.kompletnie ignorując uwagę Ślizgona.
- Jak możesz tak mówić, ty
wredna szlamo ! – Zabini już podnosił różyczkę ale Hermiona była od niego o
wiele szybsza.
- Jęzlep – krzyknęła a język Blaise’a przykleił się do jego
podniebienia, przez co nie mógł nic powiedzieć.
- Na mojego chłopaka ?! Drętwota
– tym razem Dafne wkroczyła do akcji. Jednak Hermiona była zwinniejsza i
bez problemu odbiła zaklęcie.
- Furnunculus – warknęła zaraz po niej, a na
twarzy Ślizgonki pojawiły się białe krosty i prawdopodobnie pieczące bąble.
Gryfonka patrzyła na nich nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Po chwili
odwróciła się na pięcie i już zamierzała odejść kiedy odwróciła się w stronę
‘’pokrzywdzonej’’ pary.
- A
powiedzcie coś komu kol wiek a urządzę
was jeszcze gorzej – szepnęła i z triumfalnym uśmiechem udała się do zamku. W
drodze wysłała patronusa do Ginny.
***
W
tym czasie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, na jednej z kanap przy kominku
siedziała dziewczyna o intensywnie rudych włosach i tępo wpatrywała się w
ogień. Myślała o swoim chłopaku. Nie widzieli się dziś cały dzień, odkąd odprowadził
ją po balu pod obraz Grubej Damy. Nie miała pojęcia co się mogło stać. Przecież
powiedział jej, ze spotkają się zaraz po obiedzie przy Pokoju Życzeń, a on
najzwyczajniej w świecie nie przyszedł. Nawet na posiłku go nie było. Z
początku Weasley’ówna myślała, ze jeszcze śpi, ale jest już prawie wieczór, a
on nie dał znaku życia. Zaczęła się poważnie martwić, a jej oczy delikatnie się
zaszkliły. Nagle zmaterializowała się przed nią mała wydra i przemówiła głosem
Hermiony ‘’ Moje prywatne dormitorium.
Teraz. Musimy poważnie porozmawiać ‘’ Ginny te słowa wystarczyły. Jak burza
podniosła się z siedzenia i pobiegła do swojego pokoju po jakiś sweter i
butelkę Ognistej. Nie minęło pięć minut, a Ruda wypowiedziała hasło i już była
w prywatnym dormitorium przyjaciółki.
***
Hermiona siedziała na swoim łóżku i tępo wpatrywała się w
ścianę, jedynie na jej ustach błądził złowieszczy uśmieszek.
- A Tobie co ? – zaśmiała się
Ruda.
- Tak sobie wspominam, ale
zaraz ci wszystko opowiem. Siadaj – poklepała miejsce koło siebie i za pomocą
różdżki przywołała dwa szklanki na trunek. Rozlała go i zaczęła opowiadać.
Począwszy od rozmowy z Harry’m do wysłania cielesnego paronusa. Weasley’ówna
siedziała w spokoju a jej mina nie wyrażała nic. Wyraz twarz całkiem obojętny a oczy
puste. Między nimi panowała dość długa cisza, którą przerwał głośny śmiech
Ginny.
- Co ty ? Nie jest ci przykro
? – zapytała zdezorientowana szatynka.
- Jest, ale nie będę się nad
sobą użalać. W końcu nie on pierwszy nie ostatni.
- Myślałam, że go kochasz.
- Bo kocham ale no nie będę
się przed nim płaszczyć. Mam swoją dumę.
- Masz racje. Ale wyobraź
sobie jak oni wyglądali. Normalnie ledwo powstrzymywałam się, żeby się nie
roześmiać – powiedziała i wybuchła niepohamowanym śmiechem a zaraz w jej ślady
poszła Ginny. Całą noc rozmawiały o najróżniejszych błahostkach i były już
nieźle wcięte. Prawie nad ranem usnęły oparte o siebie wśród dwóch butelek
whisky.
***
- Ginny cholera wstawaj ! –
piekliła się Hermiona.
- Nie drzyj się tak głowa mi
pęka – wymruczała Ruda.
- Masz – szatynka rzuciła jej
Eliksir na Kaca, po czym sama jednym sprawnym ruchem opróżniła drugą
buteleczkę. W jej ślady poszła również najmłodsza latorośl Weasley’ów.
- A tak w ogóle to co się
stało ? – zapytała już nieco opanowana młodsza Gryfonka.
- Za trzydzieści minut
zaczynają się lekcje. Trochę się wczoraj dałyśmy ponieść emocją a przecież dziś
normalnie są zajęcia – powiedziała Granger. Obie przyjaciółki jak burza
wybiegły z dormitorium starszej i popędziły na pierwszą dziś lekcje czyli
Transmutacje. Jakie było ich zdziwienie, kiedy zobaczyły wszystkich uczniów
chodzących w najlepsze po zamku. Co tu
się dzieje ? – pomyślały obie.
- Poco wam te torby ?
Przecież dziś zajęć nie ma – zagadał Neville.
- Jak to nie ma ?! – zapytały
obie równocześnie.
- No wczoraj na kolacji
mówiła dyrektorka. Co wy takie nieogarnięte ? – zaśmiał się i skierował w
stronę swojej dziewczyny. Widać, że byli razem szczęśliwi i pasowali do siebie.
Luna bardzo zmieniła się po wojnie. Ze swojego dziwnego stylu przerzuciła się
na bardziej nowoczesny. Nie miała już takiego bzika na punkcie magicznych
stworzeń, chociaż w dalszym ciągu się nimi interesowała. Longbotton również się
zmienił. Stał się bardziej męski i dojrzały. Nawet znacznie wyprzystojniał. Tak
jak kiedyś wszyscy się z niego wyśmiewali, teraz mu zazdroszczą. Gryfonki stały
jeszcze chwile wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwila stali ich
przyjaciele, po czym spojrzały na siebie i wybuchły szczerym śmiechem. Ruszyły
w stronę siódmego pietra na Wierzę Gryffindoru. Odniosły torby i tak jak wcześniej postanowiły udały się do
błonia. Pogoda dzisiaj była dość ładna. Świeciło słońce, ale wiał też zimny
wiatr delikatnie kołysząc korony drzew w Zakazanym Lesie. Na niebie pojawiło
się parę chmur. Jedne były jaśniejsze drugie ciemniejsze ale jak na początek
listopada pogoda była ładna. Dziewczyny jak to miały w zwyczaju usiadły na
ławce najbliżej lasu i wpatrywały się w jego głąb. Często zastanawiały się co
może kryć, bo przecież nikt nigdy tego
nie sprawdził. Siedziały tak dobrą godzinę, ale przerwało im głośne burczenie w
brzuchu brązowowłosej.
- Chyba trzeba iść na obiad –
podsumowała Ruda podnosząc się z ławki i wyciągając rękę w stronę przyjaciółki.
Ona chętnie ja ujęła i razem skierowały się w stronę Wielkiej Sali, cały czas
radośnie rozmawiając. Na miejscu usiadły przy swoim stole i od razu zabrały się
do jedzenia. Każdy patrzył na nich ze zdziwieniem. Dopiero teraz uświadomiły
sobie jakie były głodne, w końcu od wczorajszego obiadu nic nie jadły. Po
skończonym posiłku z uśmiechem na ustach wstały i poszły w stronę wyjścia
trzymając się pod ramię. Ich dobry humor zniszczyła para, która teraz również
postanowiła opuścić salę. Blaise Zabini z dumnie uniesioną głową i uwieszoną mu
na ramieniu Dafne kierował się dostojnym krokiem do wyjścia. W jego oczach
można było zobaczyć miłość, która biła od niego już z daleka. Za to oczy jego
towarzyszki były przepełnione pożądaniem i wygraną. Cała szkoła wiedziała, że
Ślizgon zabawił się z jedyną córką Weasley’ów i zostawił tak jak zawsze.
Dziewczyny zatrzymały się na chwilę, a młodsza z nich poczuła jak zbierają jej
się łzy. Szybko wyrwała się z ramienia przyjaciółki i rzuciła biegiem w tylko
sobie znanym kierunku. Hermiona stała jeszcze patrząc z pogardą na parę
Ślizgonów.
- Gdyby spojrzenie mogło
zabijać leżeli by już trupem – usłyszała głos tak doskonale jej znany. Należał
do tego nieznośnego Ślizgona, którego ona od pewnego czasu bardzo lubi.
- Co on w ogóle wyprawia ?! –
oburzyła się.
- Nie wiem, ale mogę się
dowiedzieć – powiedział i tym samym zapalił iskierkę nadziei u dziewczyny.
- A mógłbyś ?
- Tak, ale..
- Tak wiem, coś za coś. Więc
czego chcesz ? – zapytała uśmiechając się uroczo.
- Twojego towarzystwa w sobotę.
- A co jest w sobotę ? –
zdziwiła się lekko.
- Spotykam się ze znajomymi
na dyskotece i nie chce iść sam, żeby się nie ośmieszyć – wyszeptał.
- Prędzej ośmieszysz się ze
mną. Przecież jestem szlamą i ty czarodziejem czystej krwi więc sa…
- Tylko, że to są mugole –
przerwał jej i powiedział tak, żeby tylko ona usłyszała. Zamurowało ją. Nie
mogła nic powiedzieć – Więc ? – ponaglił ją, a ona zamrugała kilkakrotnie wracając do rozmowy.
- Po pierwsze nie zaczyna się
zdania od więc, a po drugie okej, pójdę z Tobą - odpowiedziała.
- Super – ucieszył się. Sam
nie wiedział, dlaczego jej to powiedział. Jej jako jedynej się nie wstydził,
wiedział, że go nie wyśmieje.
- To widzimy się na patrolu i
wszystko mi powiesz, pasuje ? – zapytała.
- Tak – uśmiechnął się i
najzwyczajniej w świecie odszedł. Hermiona uśmiechnęła się i ruszyła poszukać
przyjaciółki. Kto by pomyślał, że ona będzie spiskować ze swoim wrogiem, teraz
już byłym wrogiem. Każdy dzień uświadamiał ją w tym, że ta znajomość będzie bardzo
dziwna ale zarazem też interesująca.